[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Porucznik skupił uwagę na drugim mężczyznie.Był bardzo stary i nosił ciemne szaty.Siedział przy owalnym stole, zgarbiony nad grubą księgą.Chwiejne światło świec padało na wychudłą, lecz szlachetną twarz, gdy pochylał głowę nadlinijkami pisma.Długa śnieżnobiała broda opadała luzno na karty księgi.Pojawił się kolejny mężczyzna.Wszedł przez tylne drzwi.Niósł tacę z jadłem i dzban.Hirszrozpoznał Jakuba Szora.Rabin powiedział coś do strażnika.Porucznik niestety nie słyszał słów.Tamten pokręciłprzecząco głową i podszedł do okna.Odsunął kotarę, by przez kilka oddechów wpatrywać się wwilgotną noc.Na zewnątrz padał deszcz.Ciężkie, gęste krople spływały meandrami po nierównej tafli szyby.Porucznik rozpoznał to podwórze.Szor podszedł do stołu, postawił tacę.Tajemniczy starzec podniósł oczy znad manuskryptu.Najego obliczu malował się ból i zmieszanie.Wyrzekł kilka zdań do Szora.Oblicze rabina wykrzywiło się w niemym przerażeniu, a następnie wygładziło w wyrazierezygnacji.Po kilku oddechach niechętnie skinął głową.Nagle Hirsz wyczuł jeszcze czyjąś obecność.Ktoś stał za drzwiami, na korytarzu.Mężczyzni w pomieszczeniu chyba nie zdawali sobie sprawy z tej obecności.Starzec rzucił krótkie słowo strażnikowi.Wysoki mężczyzna kiwnął głową.Sięgnął po owalny,czarny kapelusz spoczywający na skrzyni i nałożył go na głowę.Ruszył do drzwi pewnym krokiem,otworzył je i wyszedł na korytarz.Nie zdołał nawet sięgnąć po sztylet, gdy dopadła go śmierć.Z bolesnym zdziwieniem spojrzał w dół, na drobną zakapturzoną postać.Jej prawa dłońzaciskała się na rękojeści sierpa, którego ostrze tkwiło w piersi strażnika, wbite tuż pod mostkiem.Strażnik próbował coś powiedzieć, lecz zamiast słów z jego ust wypłynęła tylko strużka ciemnejkrwi.Postać przytrzymała ofiarę wolną dłonią i szarpnięciem uwolniła z ciała ostrze.Białobrody starzec poderwał się od stołu.Uniósł ręce i wykrzyknął krótkie zdanie.Potężna moc eksplodowała w pomieszczeniu niczym wybuch szrapnela, zrywając gwałtowniewszelkie magiczne więzy.Ból rozbił umysł porucznika na setki płonących kawałków.Krzykcierpienia uwiązł w nieistniejących płucach.Szarpnięcie węzła na nadgarstku - i ciemność zassała goz głośnym plaśnięciem.Gdzieś blisko kłapnęły potężne szczęki, owiał go smrodliwy oddech bestii.Gdy ocknął się na zarzyganej podłodze, w uszach dzwięczał mu wciąż jego własny krzyk.Ostatnią rzeczą, jaką dojrzał, była zbliżająca się pięść wachmistrza."- Wybacz, nie byłem pewien.Darłeś się jak opętany.Hirsz spojrzał znad spuchniętego nosa na Mroczka.Wachmistrz z głupawą miną drapał się pogłowie.- Nic nie szkodzi - mruknął Joachim.- Jutro będę miał dwie śliwy pod oczami.Na dworze zaszumiało, zastukało o parapet.Znów zaczęło padać."Zgonione zwierzęta drżały z wysiłku i parskały w proteście.Jezdzcy jednak nie zwolnili, pędzącku zabudowaniom widocznym w błyskach piorunów.Wpadli pomiędzy zaciemnione chaty,zmierzając wprost do centralnego placu.Grzmoty i ulewa skutecznie zagłuszyły tętent kopyt i nikt z mieszkańców nie wyszedł naspotkanie przybyszów.Hirsz zatrzymał wierzchowca i spojrzał na dom Jakuba Szora.Błyski odbijające się od mokrychszyb nadawały mu złowrogi wygląd zbudzonej bestii.Strumyczki wody spływające z ronda kapelusza spadały małymi wodospadami na skórzanypłaszcz, okrywający barki i ramiona porucznika.Joachim zeskoczył z siodła, otrząsnął się, gdy jedenze strumyczków wlał się za podniesiony kołnierz płaszcza.Wbiegł na ganek i szarpnął za uchwyt drzwi.Były otwarte.Porucznik wydobył sztylet.Rękojeść broni oraz ostrze pokrywały skomplikowane znaki.Wpadłdo środka ciemnej sieni.Wachmistrz podążał krok za nim.Hirsz najpierw zajrzał do głównej izby, w której kilka dni wcześniej rozmawiał z Szorem.Okazała się pusta.- Co ze służbą? - zdziwił się wachmistrz.- Ktoś już powinien nas usłyszeć.Hirsz zastygł nieruchomo, nasłuchując.W domu panowała grobowa cisza.- Pewnie nie żyją - odparł.Ruszyli dalej ku schodom.Weszli na górę.Korytarz na piętrze tonął w ciemności.Drzwi doizby były otwarte.Na progu leżał człowiek.Wizja nie kłamała.Choć Joachim spodziewał się tego widoku, poczuł nieprzyjemny dreszcz na karku.Podszedł do ciała, kucnął i wolną dłonią obrócił mężczyznę na plecy.Sukinsyn mimo kościstejpostury był zaskakująco ciężki.Pod mostkiem ziała wilgotna, głęboka rana.Hirsz wstał, przekroczył ciało i wsunął się do izby.Poczuł smród moczu i ekskrementów.Mdlę światło lampy stojącej na stole oświetlało niewielką część pomieszczenia.Resztę okrywałmrok.W kręgu jasności leżał tajemniczy białobrody %7łyd.Ciało starca było dziwacznie wykręcone,jakby skonał w konwulsjach.Prawą rękę wyciągał w kierunku przeciwległej ściany.Zapewne przedśmiercią sięgał po coś lub rzucał zaklęcie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]