[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A kłamstwo wczorajsze przemienia się żywodziś w prawdę powszednią i prawdę prawdziwąWłaśnie tak się miotacie od kłamstwa do kłamstwa.Po prostu, w żaden sposób nie możecie uwierzyć, że jesteście już martwi, że własnoręcznie zbudowaliście świat, który stał się dla was kamieniem nagrobnym.Gniliście w okopach, rzucaliście się z granatami pod czołgi, a komu od tego lepiej? Narzekaliście na rząd, na panujące porządki, jakbyście nie wiedzieli, że na lepszy rząd, na inne porządki wasze pokolenie.po prostu nie zasłużyło.Pan daruje, ale bito was po twarzy, a wy powtarzaliście z uporem, że człowiek z natury jest dobry.albo co gorsza, że człowiek to brzmi dumnie.I kogo tylko nie nazywaliście człowiekiem!.Pryszczaty mówca machnął ręką i usiadł.Zapanowało milczenie, następnie chłopiec znowu wstał i oznajmił:- Kiedy mówiłem “wy", nie miałem na myśli personalnie pana, panie Baniew.- Dziękuję - powiedział gniewnie Wiktor.Był zirytowany - pryszczaty smarkacz nie miał prawa mówić tak bezapelacyjnie, to bezczelność i brak wychowania.dać w łeb i wyprowadzić za ucho z sali.Czuł się głupio - wiele z tego, co powiedział chłopak było prawdą, sam tak myślał, a teraz znalazł się w sytuacji człowieka, który musi bronić czegoś, czego nienawidzi, a poza tym - nie było całkiem jasne, jak się zachować dalej, jak kontynuować rozmowę i czy w ogóle warto ją kontynuować.Rozejrzał się po sali i zobaczył, że czekają na jego odpowiedź, że Irma czeka na jego odpowiedź, że wszystkie te rumiane i piegowate potwory myślą jednakowo, a pryszczaty arogant tylko wyraził wspólną opinię i wyraził ją szczerze, z głębokim przekonaniem, a nie dlatego, że wczoraj przeczytał nielegalną broszurę.Że oni rzeczywiście nie czują nawet odrobiny wdzięczności albo chociażby elementarnego szacunku dla niego, Baniewa, za to, że na ochotnika zaciągnął się do ułanów i uczestniczył w szarżach kawalerii na “rheinmetale", że omal nie zdechł na dezynterię w okrążeniu i zabił wartownika samodzielnie wykonanym nożem, a potem, już w cywilu, dał po mordzie oficerowi tajnej policji, który zaproponował mu podpisanie donosu, łaził bez pracy z dziurą w płucach, spekulował owocami, chociaż proponowano mu bardzo wygodne posady.A właściwie, dlaczego oni powinni mnie szanować za to wszystko? Że szedłem z szablą na czołgi? Przecież trzeba być idiotą, żeby mieć rząd, który doprowadził armię do takiego stanu.Aż się wzdrygnął, kiedy uzmysłowił sobie, jak ogromną pracę myśli musiały wykonać te dzieciaki, żeby dojść do wniosków, do których dorośli dochodzą, kiedy duszę mają już w strzępach, zrujnowane życie, nie tylko własne oraz przetrącony grzbiet.zresztą nawet i to dotyczy nie wszystkich, zaledwie nielicznych, zaś większość do tej pory uważa, że wszystko jest jak należy, bardzo fajnie i jeśli zajdzie potrzeba, gotowi są zacząć wszystko od początku.Czyżby pomimo wszystko nastały nowe czasy? Patrzył na salę nieomal ze strachem.Zdaje się, że pomimo wszystko przyszłości udało się zapuścić macki w samo serce czasu teraźniejszego i ta przyszłość była zimna, pozbawiona litości i miała gdzieś wszystkie zasługi przeszłości - prawdziwe i domniemane.- Dzieci - powiedział Wiktor.- Zapewne sami tego nie widzicie, ale jesteście okrutne.Jesteście okrutne z najlepszych pobudek, ale okrucieństwo - to zawsze okrucieństwo.I nie może przynieść nic oprócz nowego cierpienia, nowych łez i nowych podłości.Miejcie to na względzie.I nie wyobrażajcie sobie, że wymyśliłyście coś szczególnie nowego.Zburzyć stary świat i na jego kościach zbudować nowy - to bardzo stary pomysł.I jak dotychczas ani razu nie udało się osiągnąć oczekiwanych rezultatów.To samo, co w starym świecie wywołuje pragnienie, aby burzyć bez najmniejszej litości, szczególnie łatwo przystosowuje się do procesu burzenia, do okrucieństwa, do bezwzględności, okazuje się dla tego procesu niezbędne, trwa nienaruszone, staje się gospodarzem nowego świata i w ostatecznym rachunku morduje śmiałych burzycieli.Kruk krukowi oka nie wykolę, okrucieństwa nie można zniszczyć okrucieństwem.Ironia i litość! Ironia i litość, dzieci!I nagle wszyscy wstali.Było to tak nieoczekiwane, że Wiktorowi przeleciała przez głowę szalona myśl, że udało mu się wreszcie powiedzieć coś takiego, co wstrząsnęło wyobraźnią słuchaczy.Ale już widział, że od drzwi idzie mokrzak, chudy, lekki, prawie niematerialny niczym cień i dzieci patrzą na niego, i nie zwyczajnie patrzą, tylko lgną do niego, a mokrzak powściągliwie ukłonił się Wiktorowi, wymamrotał słowa przeprosin i usiadł na brzegu, obok Irmy, wszystkie dzieci również usiadły, a Wiktor patrzył na Irmę i widział, że jest szczęśliwa, że stara się tego nie okazać, ale po prostu promienieje radością i zadowoleniem.Zanim zdążył się opamiętać, zabrał głos Bol-Kunac.- Obawiam się, że pan nas źle zrozumiał, panie Baniew - oznajmił.- Wcale nie jesteśmy okrutni, a jeżeli z pańskiego punktu widzenia jesteśmy okrutni, to wyłącznie teoretycznie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]