[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słońce zaraz zwęziło jej czapeczkę.Ale wreszcie zauważyło, że dziewczynka jest smutna i widać czcgoś się martwi.Kiedy Letiko znowu poszła po słomę, Słońce wślizgnęło się do stodoły przez szparę pomiędzy deskami i usłyszało jej skargę.Słońce kochało Letiko.Wróciło prędko do domu, zawołało parę lisów i zapytało:— Lisy, czy chcecie odnieść Letiko do matki?— Czemu nie? — zaszczekały lisy.— Odniesiemy ją.— A co będziecie jadły i piły po drodze?— Trochę ją nadkąsimy, trochę jej krwi upijemy, a co zostanie, to zaniesiemy.— Precz! — krzyknęło Słońce z gniewem i zawołało parę zajęcy.— Zające, czy chcecie zanieść Letiko do matki? — zapytało Słońce.— Czemu nie? — pisnęły zające.— Odniesiemy ją.— A co będziecie jadły i piły po drodze?— Poszczypiemy trochę listków, napijemy się wody ze źródełka i odniesiemy Letiko całą i zdrową.— Kiedy tak, to ją zanieście.Zające poniosły Letiko.Ale droga była bardzo daleka.Zachciało im się jeść i powiedziały dziewczynce:— Wejdź na to drzewo figowe, kochana Letiko i siedź na nim, aż najemy się i wrócimy.Letiko wlazła na drzewo, a zające poszły się paść.Wtem przybiegła pod drzewo zła czarownica Łamią i zaskrzeczała słodkim głosem:— Letiko, śliczna Letiko, zejdź z drzewa i obejrzyj moje piękne pantofelki.— Nie zejdę — odpowiedziała Letiko.— Moje sandałki więcej mi się podobają.— Zejdź prędko! Bardzo się śpieszę, bo jeszcze nie posprzątałam w moim domku.— To idź i posprzątaj, a potem przyjdziesz znowu.Łamią pobiegła do swojego domku.Zające jeszcze nie wróciły, kiedy Łamią znowu przyszła.— Letiko, śliczna Letiko, zejdź stamtąd! Już posprzątałam.Zejdź i przypatrz się, jaki ładny fartuszek włożyłam.— Nie zejdę, mój fartuszek więcej mi się podoba.— Zejdź zaraz, bo jak nie, to przewrócę drzewo i zjem cię!— Najpierw je przewróć, wtedy zobaczymy — zawołała Letiko.Łamią z całych sił tłukła w pień, szarpała za gałęzie — nie mogła przewrócić figowego drzewa.Wtedy zaczęła.znów przymilać się słodkim głosem:— Letiko, śliczna Letiko, zejdź wreszcie.Muszę iść do moich dzieci i dać im pić, więc się bardzo śpieszę.— To idź i daj im pić, a potem wrócisz.Łamią poszła nareszcie.A Letiko zawołała jak najgłośniej:— Zające, zające!— Słuchaj, nasza Letiko nas woła — powiedział jeden zając do drugiego.Przybiegły prędko, Letiko zlazła z drzewa i zające poniosły ją dalej.Ale Łamią zaczęła ich gonić.Biegła obok pola, na którym chłopi pracowali.Zapytała:— Nie widzieliście, czy kto tędy nie przechodził?— Zbieramy fasolę — odpowiedzieli chłopi.— Co wy gadacie! — krzyknęła Łamią.— To nie ma sensu.Przecież nie pytam o to, co robicie, tylko czy nikt tędy nie przechodził.— Chyba ogłuchłaś, że nie rozumiesz — odpowiedzieli chłopi spokojnie.— Przecież powiedzieliśmy ci już, że zbieramy fasolę.Fasolę, rozumiesz? Nie oglądamy się, czy kto przechodzi, czy nie.Odwrócili się i nie chcieli już więcej z Łamią rozmawiać.Tymczasem zające biegły z Letiko jak najprędzej.Już widać było z daleka dom jej matki.Pies zwęszył dziewczynkę i zaszczekał:— Hau, hau, nasza Letiko wraca.Matka powiedziała ze smutkiem:— Cicho bądź, Hust.Czy chcesz, żebym umarła z tęsknoty? "Teraz kot, który siedział na dachu, poznał dziewczynkę i zawołał:— Miau, miau, Letiko wraca.'— Cicho bądź, Cutu, nie żartuj — powiedziała matka ze smutkiem.— Czy chcesz, żebym umarła z żalu?I rozpłakała się.Tymczasem zające i Letiko były coraz bliżej.Ale Łamią prawie ich już doganiała.Biegną zające z całych sił, są okropnie zmęczone, a Łamią tuż.Jeden zając przeskoczył przez próg domu.Drugi przeskoczył też — ale Łamią zdążyła złapać go za ogonek i kawałek oderwała.Letiko była w domu i zatrzasnęła drzwi przed Łamią.Ach, jak się matka ucieszyła, kiedy znów zobaczyła swoją córeczkę! Przywitała też serdecznie zające, ugościła je i powiedziała do biedaka, któremu Łamią oberwała ogonek:— Jesteś dobre i dzielne zwierzątko.Nie chcę, żebyś był brzydszy od innych zajęcy.Został ci się ogonek malutki, ale za to ci go posrebrzę.I tak zrobiła.DWIE PRZĄDKI I ŻABAŻyły kiedyś w Niemczech dwie siostry, jedna pracowita, a druga leniwa.Ta leniwa bardzo nie lubiła prząść — nie lubiła zresztą żadnej pracy.Jak usiadła przy kołowrotku, to ledwo ruszała nogą.A ręce podnosiła tak wolno: raaaz.dwaaa.Aż przykro było patrzeć na takie marudzenie.Kiedyś latem postawiła sobie kołowrotek w sadzie pod jabłonką.Dzień był ciepły i leniwa prządka ziewała raz po raz.Wtem zobaczyła żabę.Żaba siedziała w trawie wyprostowana i spoglądała na nią okrągłymi oczami.— Czego tak na mnie patrzysz? — zapytała dziewczyna.— Nie podoba ci się, że nic nie robię? Jakbyś była poczciwa, to byś wymyśliła sposób na to, żebym nie potrzebowała prząść.Żaba podniosła łebek wyżej i zakumkała:— Ja bym ci poradziła, tylko nie wiem, czy byś chciała mnie posłuchać.Dziewczyna bardzo się zdziwiła, że żaba umie mówić po ludzku.— Ach, moja żabciu kochana — zawołała — zrobię wszystko, co każesz, bylebym mogła nie siedzieć przy tym przebrzydłym kołowrotku!— No to zrób tak: co wieczór wystaw kołowrotek pod swoje drzwi, a na rano len będzie sprzędzony, już ja się tym zajmę.Ale przyrzeknij, że za to po trzech latach zostaniesz moją żoną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]