[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O, tutaj można żyć.I żyją.- Kto? Pchły? - zapytał Udałow, kierując się w stronę wyjścia.- O to właśnie chodzi, że ludzie.To roślina.Rośnie na dalekiej planecie Sapur.Najpierw jest taka malutka, potem osiąga rozmiar piłki nożnej, a potem będzie twojej wielkości.- Niech sobie rośnie na zdrowie - powiedział Udałow, idąc korytarzem.Nie wypada się spóźniać, zwłaszcza jeśli jest się już osobą znaną.- To roślina dom - ciągnął pasikonik.- Gdy jest mała, dzieci mogą tam trzymać swoje lalki, gdy podrośnie, robi się z niej pokoik, gdzie mogą żyć kawalerowie i panienki.A po dwóch latach pokoik staje się tak duży, że można podzielić go na dwa.Rodzina się powiększa, dom rośnie i nie ma żadnych problemów mieszkaniowych.- A roślina nie protestuje? - zapytał Udałow.- Dlaczego miałaby protestować? Uczyłeś się przecież w szkole, że roślina wchłania dwutlenek węgla i wydala tlen.Im intensywniej w niej oddychasz, tym jest jej przyjemniej.I powietrze zawsze świeże, nie trzeba wietrzyć mieszkania.Dwadzieścia lat temu te rośliny przywieziono na Sapur i cała ludność przeniosła się do żywych domów.Miasto na pierwszy rzut oka wygląda jak las.I przyroda w porządku, i ludziom nie jest ciasno.- A jeśli na Ziemi domy się nie przyjmą? - zapytał Udałow.- Przyjmą się.Na Sapurze jest taki sam klimat jak pod Moskwą.Nie wierzysz? Możemy polecieć i zobaczyć.Wyobraź sobie tylko, żadnych problemów w budownictwie mieszkaniowym.Każde dziecko dostaje swój dom, dorasta, a dom razem z nim.Weszli do sali posiedzeń.Pasikonik upewnił się, że Udałow znowu dał się złapać, i pobiegł na górę, do synchronicznych kabin.Udałow zajął swoje miejsce.Tak się zamyślił, że nawet nie słyszał przemówień pierwszych oratorów.Przecież mógłby przynieść Ziemi ogromną korzyść! Może rzeczywiście warto poświęcić jeszcze jakieś wspomnienia?ROZDZIAŁ 8W którym Udałow idzie do kina i bardzo się dziwiUdałow z przyjemnością słuchał, jak niektórzy delegaci w swoich wystąpieniach powoływali się na jego przemówienie, a inni kończyli wypowiedź hasłem „Przeciętność jest niepokonana!".Nie zauważył nawet, jak zleciał czas, tym bardziej że dowiedział się wielu ciekawych rzeczy o życiu na innych planetach.Żałował nawet, że nie ma talentu pisarskiego i tego, co usłyszał, nie może przelać na papier, dla ziemskich czytelników.Chociaż ziemscy sceptycy, którzy do tej pory nie wierzyli w latające talerze, na pewno uznaliby jego opowieści za wymysł i fikcję.W końcu rozbrzmiał gong przewodniczącego i posiedzenie zostało zamknięte.Ogłoszono, że jutro zjazd rozpocznie się po obiedzie - niektórzy z delegatów nie byli przyzwyczajeni do tak długich posiedzeń i potrzebowali odpoczynku.Wszystkich chętnych zaproszono do odwiedzenia sklepu z przewodnikami dla gości z zagranicy, podmiejskich jezior i wykopaliska podziemnego miasta.Udałow zaczął szukać przewodniczącego G-G.Przyszła mu do głowy interesująca myśl - a może by tak pojechać jutro nad te jeziora i powędkować do obiadu? Trzeba by się tylko dowiedzieć, jak tu wygląda sprawa z wędkami i przynętą.Ale nie znalazł przewodniczącego.Nie zdążył.Obok niego jak demon kusiciel zjawił się pasikonik Tori.- Myślałeś o problemie mieszkaniowym? - zapytał.- Ciężko powiedzieć.Trzeba by się zapoznać z tymi roślinami w ich naturalnym środowisku.Może te domy nie będą się dla nas nadawać.Nie wiadomo, jak w nich rozwiązano problem kanalizacji i wodociągów, nie wiadomo, co z ogrzewaniem i oświetleniem.Nie mogę tak szastać wspomnieniami.Pasikonik głęboko się zamyślił.- Masz rację - powiedział w końcu.- Sapur jest niedaleko.Jutro do południa zdążymy.Tylko weź pod uwagę, że koszt podróży doliczę do ceny.Troska o ciebie sporo mnie kosztuje.Nie mam pojęcia, dlaczego cię tak lubię.Może rzeczywiście masz sporo wad?- Może - odpowiedział Udałow.- W takim razie przyjdę po ciebie o szóstej rano - uprzedził go pasikonik.· ,I zwiał.Szukanie przewodniczącego nie miało już sensu.Na ryby i tak nie uda się pójść.Coś Udałow nie miał do nich szczęścia.No nic, pomyślał.Za to dokonam przewrotu w budownictwie.Wieczór był ciepły, ładny i Udałow zdecydował pospacerować trochę po mieście.Przed wejściem do hotelu ktoś go zawołał.To była sprzątaczka, matka ukochanej Udałowa.- Korneliuszu Iwanowiczu, jest do pana telegram z Ziemi.Dopiero co przyszedł.- Dziękuję.- Udałow rozłożył telegram.Myślał, że to od Kse-ni, ale się pomylił.Telegram był od Koli Biało sielskiego.„Wszystkiego najlepszego z okazji otwarcia zjazdu - brzmiał telegram.- Mam nadzieję, że nie skompromitujesz naszej planety.Rodzina zdrowa.Życzę powodzenia.Mikołaj".Udałow poczuł głęboką wdzięczność do przyjaciela z dzieciństwa, który zdobył jego adres i przysłał życzenia.Postanowił od razu odpowiedzieć.- Daleko stąd na pocztę? - zapytał sprzątaczkę.- Już zamknięta.Dopiero jutro.- Szkoda.Dziękuję, że mnie pani odszukała.- To dla mnie przyjemność.Obraził mnie pan wprawdzie, podejrzewając o takie rzeczy moją córkę, ale mimo wszystko jest pan człowiekiem sympatycznym i moim rodakiem.A dzisiaj tak pan wspaniale przemawiał, widziałam w telewizji!Sprzątaczka była jeszcze całkiem młodą kobietą o przyjemnej powierzchowności.Gdyby nie ciągły smutek i płaczliwość, byłaby bardzo podobna do swojej córki.- Nie chciałem pani urazić - powiedział Udałow.- A już tym bardziej pani córki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]