[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Savil przyglądała się temu w milczeniu, napawając się mocą spływającą na klejnot z mieniącym się wszystkimi barwami tęczy kryształem wplecionym w misterną koronkę srebrnych nitek.W niczym nie przypominało to magii, do której sama przywykła, ale różniło się też od metod, jakich nauczyli ją Sokoli Bracia.Były to pradawne czary pochodzące mo­że nawet z czasów Wojen Magów, wojen, które wynisz­czyły cały świat, a Pelagris obróciły w ruinę, w kraj rzą­dzący się prawami magii.Savil zadrżała z lekka.Wtedy Gwiezdny Wicher uniósł wzrok i jego oblicze rozjaśnił na moment, jakże rzadko pojawiający się na jego ustach, uśmiech.Potem zaniknął dłoń, a gdy tańczący Księżyc musnął ręką jej wierzchnią stronę, rozwarł ją na nowo.Rozcięcie na jego dłoni zagoiło się z prędkością, jaką osiągnąć może tylko myśl.Wówczas osiemnastoletni przybysz z dalekiego kraju, nazywający siebie Tańczącym Księżycem, był na naj­lepszej drodze do zostania najwyżej cenionym z magów - biegłym uzdrowicielem.Gwiezdny Wicher umocował Talizman na jego miejscu, na masce z piór i paciorków z kryształu, gdzie umieszczony ponad otworami na oczy wyglądał niczym diadem wielkości dłoni.Potem wręczył maskę Savil i wskazując na Talizman powiedział:- Gdy będziemy ci potrzebni, przybądź do naszego kraju i upuść trzy krople własnej krwi na kryształ w sercu Talizmanu.Rozpoznam twój znak i odnajdę cię.Przez wszystkie te lata jasny szkarłat kamienia zachował swą barwę, a Savil krzepiła się teraz nadzieją, że i zaklęcie przypisane mu zachowało swą moc.Zauważyła wprawdzie, że z chwilą gdy pierwsza kropla krwi spłynęła na kryształ, w jego wnętrzu zdawało się błysnąć blade pulsujące światło, nie dowierzała jednak własnym oczom.Mógł to być blask ognia odbijający się w kamieniu bądź wytwór jej umęczo­nych oczu, tracących już ostrość widzenia.Nie miała siły dociekać istoty tego światełka ani nawet wyczuć energii pulsującego na jej piersi blasku.Vanyel poruszył się i ułożył wygodniej, bardziej przy­ciągnąwszy nogi do piersi.Savil uniosła się troszkę, z za­dowoleniem zauważając, że podłoże jaskini pokrywa kilku­nastocentymetrowa warstwa suchego piasku.Biedaczku - pomyślała, pogrążając się w smutku.Zu­pełnie nie wiem, co z tobą zrobić.Wiecznie szukasz we mnie wsparcia, a ja chciałabym ci go udzielić, choć nie powinnam, wręcz nie mogę.Jeśli pozwolę ci polegać we wszystkim na mnie, wpadniesz z powrotem w te wszystkie przyzwyczajenia, jakie wyrobiły się w tobie, gdy miałeś Lendela u swego boku.Gładziła bujne, jedwabiste włosy Vanyela, czując przej­mujący smutek.Sam już nie wiesz, co myśleć, prawda? Nie masz odwagi otworzyć się na innych, twe serce przepełnia taki strach i ból.o bogowie, nie zapomnę nigdy dźwięku twych słów, gdy powiedziałeś swemu ojcu, że już nic nigdy cię nie uszczęśliwi.Przełknęła ślinę, czując, że żal ściska jej gardło.Zmru­żyła oczy widząc, że płomienie w ognisku poczęły tań­czyć jak szalone, i zamknęła piekące oczy.Na jej rzęsach zawisły łzy.Gwiezdny Wichrze, stary przyjacielu - za­wołała rozpaczliwie w głębi swych myśli.Gdzie jesteś? Nie mam już sił.Nie wiem, co czynić.Potrzebuję twej po­mocy.- Właśnie ci ją niosą, siostro mej duszy.Zamarła.U wejścia do groty podniósł się tuman śniegu, mieniąc się bielą i złotem w świetle błyskającego płomienia na ognisku.Towarzysze na zewnątrz zachowywały cały czas spokój.Ale gdy śnieg opadł, on stał przed nią.Taki sam jak przed laty, nic nie zmieniony.Cały czas przypominał jej lodowy miecz.Tak go nazwa­ła przy pierwszym spotkaniu.Spod kaptura wysypały się jego falowane, srebrne włosy sięgające niżej pasa.Jego twarz ciągle wolna była od zmarszczek, nawet skóra wokół skośnych oczu pozostawała gładka i jedwabista.Wciąż był wysoki i smukły niczym młodzieniec, a czas nie zgiął mu pleców.Jedynie z chłodnej głębi jego oczu wyczytać można było wiek tego mężczyzny i aurę wielkiej mocy pulsującą wokół niego.Nikt przenigdy nie miałby żadnych wątpliwo­ści, że był to obdarzony potężną siłą biegły.Uśmiechnął się i wyciągnął ku niej dłonie.- Witaj, siostro mego serca, Skrzydlata Siostro Savil - powiedział w swym języku Tayledras, postępując ku niej, by uścisnąć jej przyjazne ręce.- Zawsze z radością ciebie witamy, moja droga.- Gwiezdny Wichrze, shaydra.- Raptem pociemnia­ło jej w oczach.Gdy się ocknęła, biegły klęczał u jej boku, podtrzymując ją.- Savil, ty uparta kobieto o żelaznej woli - skarcił ją, a ona poczuła nagle silny strumień energii spływającej na nią z jego serca.Chwiała się, ale on podpierał ją nadal.- Jakaż to wielka potrzeba skłoniła cię do przybycia tutaj i zamęczania się wznoszeniem Bramy?- Ta oto.- Savil odrzuciła płaszcz i oczom Gwiezd­nego Wichru ukazał się zwinięty w kłębek na ziemi chłopiec z twarzą napiętą w zmaganiach z cierpieniem.- O boże moich ojców.- Wyciągnął dłoń, dotknął lekko czoła Vanyela i cofnął rękę w takim pośpiechu, jakby się sparzył.- O bogini moich matek! A cóż ty mi tu przywiodłaś, siostro?- Nie wiem - odparła, zwisając bez sił na jego ra­mieniu, - Wszystkie jego dary eksplodowały naraz i nie może powrócić do zdrowia.co więcej.och, jestem nazbyt zmęczona, aby opowiadać.Tyle się wydarzyło w naszym życiu, że nie mam już pojęcia, co robić.Wiem tylko, że on przeżywa koszmarne męczarnie, a ja nie jestem w stanie mu pomóc, a gdybym zostawiła go tam, gdzie mieszkamy, w najlepszym wypadku zabiłby siebie, a w najgorszym ob­rócił w gruzy połowę stolicy.- Nie mylisz się w swych sądach - odparł Gwiezdny Wicher i usiadłszy na piętach zatopił w Vanyelu swe ba­dawcze spojrzenie.- On ma w sobie potencjał.który wzbudza we mnie strach.Jego duszę zaś spowija taki mrok.nie, Skrzydlata Siostro, nie zło, nie ma w nim żad­nego zła.Po prostu.mrok.Rozpacz jednakże nie jest je­dynym powodem tego stanu - on odżegnuje się od swej tożsamości, od tego, że musi zostać magiem heroldów.To on sam, z własnej woli, narzuca sobie ten stan.Tak myślę.- Widzisz dużo więcej, niźli ja zdołałam dostrzec - rzekła, pocierając bolące czoło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl