[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Charlotte podniosła się z wysiłkiem i pobiegła za siostrą.Ktoś wołał je po imieniu.Tata.Ich prawdziwy tata.Przed następnym skrzyżowaniem pędzący buick uderzył w złamaną gałąź drzewa, leżącą w ogromnej kałuży i wpadł w poślizg.Marty poczuł przypływ sił dostrzegając szansę zrównania się z samochodem, ale był przerażony myślą, co może stać się z jego córkami.Scena z wypadkiem samochodowym nie rozgrywała się po prostu w jego wyobraźni po raz drugi; tak naprawdę nigdy nie przestała się rozgrywać.Wiedział, że musi się urealnić, tak jak urealniały się obrazy widziane w myślach zamieniane w słowa.Tym razem pominął rękopis i przeskoczył bezpośrednio z wyobraźni do rzeczywistości.Przyszła mu do głowy szalona myśl, że buick nie wpadłby w poślizg, gdyby nie jego fantazja, i że jego córki spłoną żywcem w samochodzie tylko dlatego, że wyobraził sobie, iż tak się właśnie stanie.Buick zatrzymał się z hukiem, uderzając w bok forda explorera.Choć odgłos kolizji rozdarł ciszę nocy, samochód nie przekoziołkował ani się nie zapalił.Ku zdumieniu Marty’ego tylne drzwi po prawej stronie otworzyły się na oścież i ze środka wypadły jego dzieci niczym dwa węże wyskakujące z pudełka z niespodzianką.O ile mógł się zorientować, nie były poważnie ranne, więc krzyknął, by uciekały jak najdalej od buicka.Ale nie trzeba im było tego mówić.Same wiedziały, co robić, i natychmiast ruszyły pędem przez ulicę, szukając schronienia.Wciąż biegł.Teraz, gdy dziewczynek nie było już w samochodzie, czuł tylko niepohamowaną wściekłość.Chciał zranić kierowcę, zabić go.Nie była to gorąca furia, ale zimne, zwierzęce okrucieństwo, które przeraziło go w chwili, gdy mu się poddał.Dobiegł do samochodu, kiedy rozległo się wycie silnika, a obracające się w miejscu koła zaczęły dymić.Ten Drugi próbował uciekać, ale buick i ford były ze sobą sczepione.Nagle torturowany metal zazgrzytał, huknął i buick zaczął się uwalniać.Marty chciał być jak najbliżej samochodu.Miałby wtedy większą szansę trafienia Tego Drugiego, ale czuł, że nie zdoła już zmniejszyć dystansu.Zatrzymał się gwałtownie, sunąc przez chwilę na stopach, i uniósł berettę i ściskał broń w obu dłoniach.Trząsł się jednak tak bardzo, że nie był w stanie utrzymać muszki na celu.Odrzut pierwszego strzału podbił lufę, więc Mary obniżył ją, zanim po raz drugi pociągnął za spust.Buick wyrwał o kilka stóp do przodu.Na chwilę jego koła straciły przyczepność i znów obracały się w miejscu, wyrzucając do tyłu srebrzysty strumień wody.Marty pociągnął za spust.Tylna szyba buicka eksplodowała do wnętrza samochodu.Natychmiast wystrzelił drugi pocisk, celując w kierowcę i próbując sobie wyobrazić, że czaszka tego drania wybuchnie tak jak szyba, i mając nadzieję, że to, co widzi w wyobraźni, stanie się rzeczywiste.Kiedy koła odzyskały przyczepność, buick odskoczył.Marty strzelał raz za razem, choć samochód był już poza zasięgiem kul.Dziewczynki zeszły z linii ognia i wyglądało na to, że nie ma też nikogo na zalanej deszczem ulicy, ale dalsze strzelanie byłoby już nieodpowiedzialne.Szansa trafienia Tego Drugiego wydawała się minimalna.Było bardziej prawdopodobne, że trafi jakiegoś niewinnego człowieka, który mógł akurat przechodzić jakąś dalszą przecznicą, albo roztrzaska szybę w jednym z okolicznych domów i postrzeli kogoś siedzącego przed telewizorem.Ale nie dbał o to, nie mógł się powstrzymać.Chciał krwi, zemsty.Opróżniał magazynek i raz po raz pociągał za spust, nawet wtedy gdy już wystrzelił ostatni pocisk.Paige przejechała znak stopu.Samochód wpadł w poślizg na zakręcie, niemal przechylił się na jedną stronę, jadąc tylko na dwóch kołach, zanim nie skorygowała toru jazdy, kierując się na wschód.Pierwszą rzeczą, jaką ujrzała, wyjeżdżając zza zakrętu, był Marty, który stał na środku ulicy.Odwrócony do niej tyłem strzelał do znikającego w dali buicka.Zabrakło jej tchu, a serce podskoczyło do góry.W tamtym samochodzie musiały być dziewczynki.Wcisnęła gaz do dechy, zamierzając ominąć Marty’ego i dogonić buicka, uderzyć go w bok, zepchnąć z ulicy, rzucić się na porywacza i wydrapać mu oczy, zrobić to, co powinna zrobić, kimkolwiek by był.Wtedy dostrzegła dziewczynki stojące na chodniku po prawej stronie.Ich jasnożółte płaszczyki przeciwdeszczowe jaśniały w mroku.Trzymały się za ręce.W mżawce i w ostrym świetle lamp ulicznych wydawały się takie małe i kruche.Wyminęła Marty’ego i zatrzymała się przy krawężniku.Otworzyła drzwi i wyskoczyła z BMW, nie gasząc świateł ani silnika.Biegnąc w stronę dziewczynek słyszała samą siebie.Dzięki Bogu, dzięki Bogu, dzięki Bogu, dzięki Bogu.Nie mogła przestać, nawet gdy przyklękła i przytuliła dziewczynki, jakby w głębi duszy wierzyła, że te dwa słowa mają magiczną moc, i że jej dzieci znikną nagle, jeśli przestanie powtarzać swoje zaklęcie.Dziewczynki objęły ją mocno.Charlotte przytuliła twarz do szyi matki.Oczy Emily były szeroko otwarte.Marty uklęknął przy nich.Bezustannie dotykał dzieci, jakby nie mógł uwierzyć, że ich skóra jest wciąż ciepła, a oczy żywe, zdumiony, że z ich ust dobywa się para oddechu.Powtarzał w kółko: Czy wszystko w porządku, czy nie jesteście ranne, czy wszystko w porządku? Znalazł tylko niegroźne otarcie na lewej dłoni Charlotte.Jedyną poważniejszą i niepokojącą zmianą, jaka zaszła w dziewczynkach, było nietypowe dla nich zachowanie.Były tak ciche i potulne, jakby je przed chwilą surowo ukarano.Krótka przygoda z porywaczem sprawiła, że wciąż były przestraszone i zamknięte w sobie.Mogły już nigdy nie odzyskać dawnej pewności siebie.Już choćby z tego powodu Paige pragnęła, by mężczyzna w buicku cierpiał.Na gankach domów pojawiło się parę osób.Inni stali przy oknach.W oddali zawodziły syreny.– Wynośmy się stąd – powiedział Marty.– Przecież nadjeżdża policja – zdziwiła się Paige.– O to mi właśnie chodzi.– Ale oni.– Będą się zachowywać tak samo jak u nas w domu, może jeszcze gorzej.Podniósł Charlotte i pobiegł z nią do BMW.Wycie syren nasilało się coraz bardziej.Odłamki szkła tkwią w jego lewym oku.Szyba rozpadła się na lepką masę.Nie pocięła jego twarzy.Ale maleńkie drzazgi wbiły się głęboko w miękkie tkanki pod oczami, wywołując przejmujący ból.Każdy ruch okiem sprawia, że szkło wnika w ciało coraz bardziej i dokonuje coraz większych zniszczeń.Ponieważ oko drga, kiedy przenika je ostry jak szpilka ból, zabójca mruga bezwiednie, choć przypomina to torturę.Przysuwa palce lewej dłoni do opuszczonej powieki, naciskając najdelikatniej jak może.Stara się prowadzić prawą ręką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]