[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bogiem.Zwrócił pan uwagę na ten numer z żoną i kulami ognia.- Tak.Zauważanie takich drobiazgów to podstawa mojej profesji.- Jest pan niezłym obserwatorem; polecę pana innym.Spostrze­gawczość owa jest jednym z powodów, który skłonił mnie do sko­rzystania z pańskiej pomocy.Żałowałem, że nie oślepłem, kiedy miałem okazją.Dzięki temu przestałbym zauważać szkodliwe dla zdrowia rzeczy, jak na przy­kład fakt, że ten facet jest bogiem.Na dłuższą metę taki uszczer­bek byłby dużo lepszy od tego, co zapewne dla mnie szykował.I skoro o tym mowa, żałowałem, że nie straciłem języka, co po­wstrzymałoby mnie od rzucania durnych uwag, takich jak przykła­dowo mówienie mu, co naprawdę widziałem.Ale gdybym nie widział nowych kłopotów, w jakie się pakowałem i nie mógł otwo­rzyć gęby, aby je pogorszyć, nie byłbym sobą, prawda?- Naprawdę jest pan bogiem? - zapytałem.- Nie spróbuje pan zaprzeczyć?- Jaki miałbym w tym cel? Czy traktowałby mnie pan inaczej, uważając za zwyczajnego czarnoksiężnika?- Tak, z pewnością.Mam bogate doświadczenia w kontaktach z ludźmi.Czuję się wśród nich dobrze, nawet gdy usiłują mnie zabić.- Tym lepiej.Nie ma powodu, żebyś czuł się dobrze w moim towarzystwie.Będziesz dla mnie pracował, ale ja nie będę twoim klientem.Będę twoim panem.Facet najzwyczajniej w świecie mnie wkurzył.Strach spłowiał, groźba nagłej i bolesnej śmierci też straciła znaczenie.Za takie sło­wa należało mu się po pysku, kimkolwiek był.- Nie brakuje ci tupetu! - warknąłem.- Pracuję dla tego, dla kogo chcę i kiedy chcę.Wysłucham cię i jak będę miał ochotę, zajmę się twoim problemikiem, ale nie możesz przychodzić tu i przejmować władzy nad moim życiem.Dałem sobie spokój z ca­łym tym wasalstwem kupę lat temu.- Nie zamierzam się z tobą targować.Ta sprawa jest pilna.Zostałem odcięty od mojego głównego źródła mocy.- Magia! To co innego.Nienawidzę magii.Nienawidzę spraw związanych z magią.Nienawidzę pojęcia magia.Prawdę mówiąc, ciebie też chyba zaczynam nienawidzić.Nie sądzę, aby twój pro­blem mnie zainteresował.Słuchaj, czemu nie zabierzesz swojej peleryny i laseczki i nie wyniesiesz się w taki sam sposób, w jaki wszedłeś?Wydawało się, że facet cieszy się niepomiernie rozwojem sytu­acji - przypominał chłopczyka z owadem i rosnącą kolekcją ode­rwanych odnóży, to powinno było mnie ostrzec.- Domyśliłem się, że przyjmiesz taką postawę - powiedział.- Dlatego przedsięwziąłem pewne środki ostrożności.- Jakie środki?- Twój metabolizm jest już powiązany z moim.- O czym ty mówisz?- Pokażę ci.Uderz mnie.Śmiało.Coś takiego chodziło mi po głowie od pewnego czasu.Pomy­ślałem, że nie jest to dobry pomysł, lecz takie myśli nigdy wcze­śniej mnie nie powstrzymały.Trafiłem go lewym prostym w szczękę.Poczułem ból w zwyczajnym miejscu, w pięści, ale to nie wszystko.Płomienie przeszywającego bólu wybuchły w mojej brodzie i objęły całą głowę.On pozbierał się pierwszy, ja zaś nadal spoczywałem na podło­dze, próbując skupić wzrok.- Metabolizm - powiedział.- Powiązany.Wszystko, co wywie­ra wpływ na mnie, wywiera wpływ na ciebie.Jeśli wyczerpie się moja moc, prawdopodobnie umrzesz.Zastanawiałem się, jak też się wpakowałem w tę kabałę.Może zrobił coś, co zaćmiło mi zdrowy rozsądek.Głowę z całą pew­nością miałem zaćmioną, a była dopiero siódma rano.Wyglądało na to, że mój lewy miał tyle pary, ile zawsze po nim oczekiwa­łem.Czepiłem się pierwszej lepszej myśli.- Ta moc - zacząłem.- Myślałem że wy, faceci, którzy macie tyle mocy, możecie robić wszystko.Po co ja jestem ci potrzebny?- A po co zadajesz tyle pytań? Wystarczy, jak będziesz wykony­wał moje rozkazy.Masz tylko jeden rozsądny wybór.Popatrzyłem na nich zezem, nadal dwoiło mi się w oczach i zaczerpnąłem głęboko powietrza.- Jak powiedziałem, nie cierpię magii.Zawsze nienawidziłem magii.Mało prawdopodobne, aby ta sytuacja skłoniła mnie do zmiany poglądów, lecz wygląda na to, że muszę się z nią pogo­dzić.Być może jestem upartym twardzielem, ale nie idiotą.Po­trafię poznać, kiedy zostałem przechytrzony.Myślę, że najważ­niejsze jest przeżycie, nienawiść może zaczekać.Jeśli mam wykaraskać się z tych opałów, będę musiał zrobić to, czego sobie ży­czysz, i zrobię to porządnie.Jestem profesjonalistą; przypuszczam, że dlatego tu jesteś.A skoro mam wykonać profesjonalną robotę, muszę wiedzieć, co jest grane.Rozparł się na moim fotelu za moim biurkiem, sięgnął do mojej szuflady, wyciągnął móją butelkę.- Minęło sporo czasu, kiedy ostatni raz zostałem w ten sposób potraktowany przez kogoś twego rodzaju - powiedział, wlewając do gardła pokaźną miarkę trunku.Oblizał usta i ja też poczułem to, gdzieś głęboko w piersiach.- Jakaś część mojej osoby pragnie ro­zebrać cię członek po członku i organ po organie, a po tym, co zo­stanie, przepędzić stado bydła.- Coś trzasnęło w jego dłoniach, i nie była to butelka.Oderwałem szczękę od podłogi i spróbowa­łem nadać sobie wygląd upartego twardziela, o którym napomkną­łem.Nie jest to łatwe, gdy człowiek leży rozciągnięty jak długi.- Ale nie zrobię tego - podjął po minucie.- Nie zrobię tego, bo przypadkiem masz rację.Gdybym mógł wykonać twoją robotę, to bym ją wykonał.Skoro nie mogę, potrzebuję twojej pomocy.Ale ostrzegam.Znam się na swojej robocie.Lepiej nie pozwalaj sobie zbyt wiele, bo zaznajomię cię z paroma jej nieprzyjemnymi aspektami.- wbił we mnie oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl