[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Właśnie o tym rozmawialiśmy.Chcemy spróbować mu pomóc, dać mu oparcie w życiu.Ojciec opowiadał nam o swoim trudnym dzieciństwie.Obiecujemy, że on nie będzie musiał niczego podobnego przeżywać.Tengel skinął głową na znak, że przyjmuje tę obietnicę.- Z czasem chłopiec się zmieni.Włosy na jego ciele znikną wkrótce, a rysy znacznie złagodnieją.Wiecie przecież, że żadne nowonarodzone dziecko nie jest urodziwe.- To prawda - rzekła Liv.Tengel jakby się wahał przez chwilę.- Pozwólcie mi jednak, bym zdał się w tym na was i wam wszystko przekazał.Nie jestem już w stanie temu podołać.- Oczywiście! Dzięki za dotychczasową pomoc, ojcze!Myśleli, że chodzi mu o wszystkie straszne przeżycia i lęki związane z porodem.Pragnął ich oboje uściskać, ale to by ich pewnie zastanowiło.- I ja wam dziękuję, moje dzieci! Przekażcie Taraldowi moje najlepsze pozdrowienia i powiedzcie mu, by nie zapomniał, że to dziecko jest małą żywą istotą, która go potrzebuje.- Powinienem chyba pójść i odszukać go - zastanawiał się Dag.- Nie.On sam wróci.Kiedy ten dławiący, ostry ból z powodu śmierci Sunnivy trochę przycichnie.- Zajmiemy się chłopcem, ojcze - zapewniła Liv.Wyglądała na bardzo zmęczoną i przybitą.- Irja obiecała, że mi pomoże.Jeśli tylko mama będzie mogła się bez niej obejść.Tengel odwrócił się do Irji i pogłaskał ją po policzku.Nie zauważyła przedtem, że ten silny mężczyzna tak się zestarzał!- Teraz jesteś tutaj bardziej potrzebna.Błogosławione dziecko!Po chwili Tengel opuścił Grastensholm.Deszcz przestał padać, ale burza wciąż swoim zwyczajem krążyła nad okolicą i teraz poczęła się znowu przybliżać.Tengel szedł wolno ścieżką w stronę domu.Był taki zmęczony, taki śmiertelnie zmęczony! Nie mógł nawet wyprostować swoich potężnych barków.Ze względu na Silje starał się wyglądać młodo i krzepko.Teraz jednak czuł, że naprawdę ma siedemdziesiąt trzy lata.To podeszły wiek.Niewielu ludzi dożywa późniejszego.Przystanął i popatrzył w ołowiane, nocne niebo.W domu leżała Silje i, pełna nadziei, oczekiwała wiadomości o swoim pierwszym prawnuku.Taka była dzielna, że prawie nigdy nie skarżyła się na bóle, a zresztą wierzyła, że dokucza jej tylko reumatyzm.Teraz on miał jej rzucić w twarz wiadomość o strasznej tragedii.O śmierci Sunnivy.I o tym monstrum w kołysce.To by ją załamało! Zniszczyłoby całą jej odwagę, radość życia.Bo nikt tak się nie troszczył o osieroconą Sunnivę, jak właśnie ona.Nie mógł dłużej powstrzymać rozpaczliwego szlochu, który wyrwał się z jego piersi.Wyszeptał ku ciemnym burzowym chmurom:- No, jesteś teraz zadowolony z tego, co zrobiłeś przeklęty, zły Tengelu? Tam w górze pewnie ciebie nie ma, ale burzowa chmura może wysłuchać przekleństwa w twoim imieniu.Wiesz, jak zatrułeś życie moje i mojej ukochanej żony? Oczywiście, na pewno wiesz, jesteś teraz szczęśliwy i triumfujący.Wygrałeś, jeszcze raz wygrałeś!Droga do domu zabrała Tengelowi dużo czasu.Wiedział dobrze, co się stało.Wiedział, że dzisiejszej nocy przyszło na świat zło.Zdarzało się, że wśród potomstwa Ludzi Lodu rodziły się potwory będące wcieleniem zła.To dziecko jest jednym z nich.Przypuszczalnie nie pozostaje bez znaczenia fakt, że jego dziadkiem jest Heming Zabójca Wójta.W tym człowieku bowiem dobra było niewiele.Tengel chciał spać.Nie czuł się na siłach od nowa przejść przez to wszystko.Towarzyszyć temu chłopcu i raz jeszcze przeżywać swoje przejmujące dzieciństwo.Nie czuł się na siłach raz jeszcze stanąć do walki z ludzką głupotą.W końcu burza zagnała go do domu.Nie od razu jednak udał się do siebie.Najpierw wszedł do nowej, pięknej części, którą wybudował Are.Wiedział, że drzwi zostawiono otwarte na wypadek, gdyby Tarjei wrócił, ale chłopiec wolał przenocować w Grastensholm.Tengel wślizgnął się bezszelestnie do pokoju chłopców.Po chwili obudził się Trond.- Dziadek?Tengel usiadł na krawędzi łóżka, zaraz obudził się także Brand.- Chciałem tylko na was popatrzeć - szepnął Tengel.- I powiedzieć, że bardzo was kocham.Te słowa uszczęśliwiły chłopców.- My też dziadka kochamy - zapewniali, obejmując ramionami jego szyję.Długo tak siedzieli, ale chłopcy nie zauważyli, że dziadek płacze.W końcu uwolnił się z ich uścisków i życzył dobrej nocy.- Powiedzcie ojcu i mamie - szepnął - że ich także bardzo kocham.Gdy wszedł do mieszkania, Silje siedziała w łóżku.- No? No i jak poszło?Mówiła wysokim, niecierpliwym głosem.Tengel pochylił się, by podnieść szal, który upadł na podłogę.Jego głos był wyraźnie zdławiony i musiał to jakoś ukryć.- O dobrze, wszystko świetnie!- Tak? Ale powiedz nareszcie! Jesteśmy pradziadkami?Tengel wyprostował się i powiedział z ożywieniem:- Oczywiście, że jesteśmy! Duży, wspaniały chłopak!- Naprawdę? - zawołała radośnie.- Nic mu nie jest?- Nic w ogóle.Żadnych wad!- A Sunniva?- Sunniva czuje się dobrze.Wszyscy są tacy szczęśliwi.- Och Tengelu, Tengelu! A myśmy tak się martwili, całkiem bez powodu.Wiedziałam, że wszystko się dobrze skończy.Słuchaj, czy ja bym mogła tam jutro pojechać? Mogę jechać do Grastensholm, odwiedzić ich? Zobaczyć nowego potomka?Tengel musiał wciągnąć głęboko powietrze, nim zdołał odpowiedzieć.- Oczywiście! Wszystko urządzimy.Możemy wziąć powóz i pojechać okrężną drogą.- Och, jak się cieszę, ale czy ty nie jesteś przeziębiony? Masz chrypę!- Chyba tak, zaraz sobie coś przygotuję, Silje - mówił dalej.- Musimy uczcić narodziny prawnuka! Przyniosę butelkę wina.To już ostatnia i na dodatek na wpół opróżniona, ale wystarczy dla nas dwojga.A poza tym potrzebuję czegoś na przeziębienie.- Teraz? Mamy pić w środku nocy? - śmiała się ożywiona.- Świetnie, niech będzie!Tengel przystanął na chwilę.- I wiesz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]