[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bo jeśli tak, to nie oddaję Abalyn sprawiedliwości.Nie chodzi o to, że nigdy wcześniej nie pisałam o seksie - czasem wzmianki o nim pojawiały się wowych osobliwych kawałkach prozy, które pisuję, gdy nawiedza mnie przymus.Ale to coś innego,choć nie mam chwilowo ochoty poświęcać czasu na wyjaśnienia, w jakim sensie innego.Rankiem, niemal tydzień po tym, jak wydało mi się, że widzę Evę Canning obserwującąmnie przy Wayland Square, leżałyśmy z Abalyn w wilgotnej pościeli, lepiącej się od potu podymaniu.Zazwyczaj najlepiej uprawiało nam się seks rano, jak gdyby stanowił naturalny pomostłączący sen i jawę.Leżałyśmy razem, słońce wpadające przez okno sypialni rozlewało się plamamipo naszych piersiach i brzuchach.Miałam akurat wolne i udawałyśmy, że cały dzień zostaniemy włóżku.Obie wiedziałyśmy, że tak nie będzie, że w końcu się znudzimy i zajmiemy innymisprawami, ale miło było stąpać po scenie, jak mawiała Caroline, gdy chciała powiedzieć, że ktośgra.- Czy jestem lepsza od niej? - spytałam, wplatając palce w czarne jak węgiel włosy.Przygłowie pojawiały się już jasne odrosty, ale ze wszystkich sił starałam się ich nie dostrzegać, niechcąc zepsuć efektu.- Lepsza od kogo? - nie zrozumiała Abalyn.- No wiesz.Lepsza od niej.Od Jodie.- A to jakieś zawody?- Nie, to nie zawody.Po prostu jestem ciekawa czy jej dorównuję, to wszystko.Obróciła głowę i spojrzała na mnie, krzywiąc się lekko, tak że pożałowałam, że zapytałam.To było głupie, niepewne pytanie i pragnęłam ukraść je z powrotem.Wymazać z przestrzenipomiędzy nami.- Jodie to Jodie - oznajmiła Abalyn.- A ty to ty.Nie muszę lubić pomarańczy bardziej niżjabłek, prawda?- Nie - wyszeptałam i pocałowałam ją w czoło.- Jodie lubi różnego rodzaju perwersje.To fajne, ale czasami bywa męczące.- Masz na myśli klapsy i wiązania?- Coś w tym guście.- Abalyn westchnęła.- Jestem głodna.Zrobię sobie kanapkę z masłemfistaszkowym i dżemem.Chcesz też?- Nie - odparłam.- Powinnam wziąć prysznic.Chcę dziś cały dzień malować.Zaniedbałamto.- Skąd ten pośpiech? - zdziwiła się.- Masz jakieś terminy?- W pewnym sensie.To znaczy, mam swoje obrazy, te, które naprawdę kocham, na którychmi zależy, przeznaczone tylko dla mnie.Przy tych mogę bawić się tak długo jak trzeba, wiesz? Alesą też moje obrazy z serii mistycznych i newporckich.Spytała, co mam na myśli, wyjaśniłam więc, że maluję morskie pejzaże i sprzedaję je letnimludziom, turystom.Czasami siadam na rozgrzanym chodniku i sprzedaję je sama, czasem oddaję wkomis do galerii, ale wówczas potrącają sobie prowizję.Moje obrazy dla letnich ludzi są dośćkiczowate, traktuję je jak chałturę.Ale zarabiam na nich dosyć, by pokryć koszt farby, pędzli,płócien i wszystkiego przez resztę roku.Rzadko sprzedaję obrazy przeznaczone tylko dla mnie, cooznacza, że mam ich mnóstwo, rozwieszonych na ścianach i ustawionych pod nimi w całymmieszkaniu.A zatem Abalyn poszła zrobić sobie kanapkę, ja wzięłam prysznic, potem napiłam sięherbaty i zjadłam miskę płatków owsianych z syropem klonowym i pokrojonym w plasterkibananem.Abalyn zaparkowała na sofie, zdążyła już otworzyć laptopa i zalogowała się do jednej zeswoich MMORPG (bardzo szybko opanowałam żargon), tej z orkami, dwoma gatunkami elfów ikosmicznymi kozłami, mówiącymi z rosyjskim akcentem.Tego dnia na sztalugach czekało na mnie płótno, nad którym pracowałam już od jakiegośmiesiąca.Obrazy przeznaczone tylko dla mnie zabierają mi mnóstwo czasu.Niemal zawszekształtują się bez pośpiechu, tak jak mówiła Abalyn, we własnym tempie.Jak dotąd ten stanowiłjedynie zbieraninę plam hebanowej czerni i czerwieni tak ciemnej, że niemal koloru czarnejporzeczki.Nie byłam nawet jeszcze pewna, co ma przedstawiać.Włożyłam kitel i usiadłamwpatrzona w płótno.Siedziałam tak, wciągając w płuca dodające otuchy wonie oleju lnianego ifarb, terpentyny i kredy.Zapachy te zawsze wypełniają pokój, w którym maluję i wyobrażam sobie,że pozostaną tam na długo potem, jak wyprowadzę się gdzie indziej (zakładając, że kiedykolwiekwyprowadzę się gdzie indziej).Siedziałam tak i patrzyłam, słuchając stłumionych dzwiękówdobiegających z bawialni, Abalyn zabijającej pikselowe potwory.Podczas gry Abalyn zazwyczajstrasznie przeklina, toteż słyszałam stłumione odgłosy gry i jej przekleństw.W pewnym momencie wzięłam notatnik i zaczęłam szkicować węglem.Z początkuzapewne szkice te miały być studiami do obrazu.Jestem niemal pewna, że taki miałam zamiar.Zulicy dobiegała muzyka z samochodu, meksykański pop ryczący w głośnikach.Często słyszy się gow Zbrojowni.Nie drażni mnie już tak, jak wtedy, gdy się tu wprowadziłam.Siedziałam, słuchałamAbalyn i muzyki i zapełniałam kolejne kartki po kartkach pośpiesznymi szkicami.Na ulicy jacyśmężczyzni krzyczeli po hiszpańsku.Oblizałam wargi i poczułam smak potu.Pomyślałam, żepowinnam wstać i otworzyć okno, włączyć stary skrzynkowy wentylator na podłodze.Szkicowałam, póki Abalyn nie zastukała do drzwi i nie oznajmiła, że wychodzi zapalić.-Tak - odparłam.- Dobra - dodałam, mówiąc tak cicho, że dziwię się, że mnie usłyszała.Amoże i nie usłyszała.- Niedługo wrócę - dodała.- Może skoczę do sklepiku na rogu.Potrzebujesz czegoś?- Nie - rzekłam.- Dzięki, ale niczego nie potrzebuję.A potem odeszła, a ja siedziałam, wpatrując się w leżący na kolanach otwarty szkicownik.Po skończeniu wydzierałam każdą kolejną kartkę i podłogę wokół stołka zaściełały papiery.Skojarzył)' mi się z liśćmi opadłymi z drzew.I wtedy zobaczyłam, co szkicowałam, co szkicowałamraz po raz od niemal dwóch godzin.Twarz Evy Canning.Nie dało się jej pomylić z kimkolwiekinnym.Długi czas siedziałam tak, wpatrując się w owe rysunki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]