[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żadna nie spojrzała nawet na przechodzących obok mężczyzn.- Popatrz tutaj, Verin - powiedziała jedna z nich, wskazując fragment kamiennej ściany pokryty rzędami pisma trolloków.- To wygląda interesująco.Druga podeszła pośpiesznie, ścierając po drodze czerwone plamy ze spódnicy.- Tak, widzę.O wiele pewniejsza dłoń niż pozostałe.Nie należała do trolloka.Bardzo interesujące.Zaczęła coś pisać w swej książce, często podnosząc głowę, by odcyfrowywać kanciaste litery na ścianie.Rand wyszedł pośpiesznie na zewnątrz.Nawet gdyby to nie były Aes Sedai, nie chciał pozostawać w tym samym pomieszczeniu z kimś, kto uważał, że odczytywanie pisma trolloków wypisanego ludzką krwią jest "interesujące"Ingtar i jego ludzie szli przodem, pochłonięci czekającymi ich obowiązkami.Rand ociągał się, nie bardzo wiedząc, dokąd się udać.Powrót do komnat kobiet nie byłby łatwy bez pomocy Egwene."Światłości, oby ona wyzdrowiała.Moiraine powiedziała, że nic jej nie będzie."Zanim wszedł na pierwszy stopień wiodący na górę, znalazł go Lan.- Możesz wracać do swojej izby, jeśli chcesz, pasterzu.Moiraine kazała zabrać twoje rzeczy z pokoju Egwene i zanieść je tam.- Skąd ona wiedziała.?- Moiraine wie dużo rzeczy, pasterzu.Już powinieneś to rozumieć.Trzeba było bardziej uważać.Wszystkie kobiety opowiadają o tym, jak biegłeś przez korytarze i wymachiwałeś mieczem.Zgromiłeś Amyrlin wzrokiem, tak mówią.- Światłości! Przykro mi, że je rozgniewałem, Lan, ale ja tam zostałem zaproszony.A kiedy usłyszałem alarm.Niech sczeznę, Egwene była w lochach!Lan wydął usta w zadumie, poza tym jego twarz zachowała zwykły, kamienny wyraz.- Och, one wcale nie są specjalnie zagniewane.Jakkolwiek wiele uważa, że jakaś silna ręka powinna cię tu trzymać.Są bardziej zafascynowane.Nawet lady Amalisa nie przestaje o ciebie wypytywać.Niektóre zaczęły już wierzyć w opowieści służących.Uważają, że jesteś księciem w przebraniu, pasterzu.Co nie jest takie złe.Mamy takie powiedzenie na Ziemiach Granicznych: "Lepiej mieć u swego boku jedną kobietę niż dziesięciu mężczyzn." Z tego, jak z sobą rozmawiają, wynika, że usiłują zdecydować, czyja córka jest dostatecznie silna, żeby się tobą zająć.Jak się nie będziesz pilnował, pasterzu, to wżenią cię w jakiś shienarański dom i nawet nie spostrzeżesz, co się dzieje.Nagle wybuchnął śmiechem; wyglądało to dziwnie, jakby to skała się śmiała.- Biegać po korytarzach komnat kobiecych w samym środku nocy, w kaftanie posługacza, i machać mieczem.Jeśli nie każą cię wychłostać, to przynajmniej będą o tobie gadały przez całe lata.W życiu nie widziały kogoś tak osobliwego jak ty.Każda żona, jaką by dla ciebie wybrały, z pewnością uczyniłaby cię głową swego domu już po dziesięciu latach i jeszcze pomogła myśleć, że sam tego dokonałeś.Szkoda, że musisz wyjechać.Rand dotąd gapił się jak oniemiały na Strażnika, teraz jednak wybuchnął opryskliwym głosem:- Starałem się.Bramy są strzeżone i nikt nie może stąd wyjść.Próbowałem, gdy jeszcze był dzień.Nawet nie mogłem wyprowadzić Rudego ze stajni.- Teraz to nieważne.Moiraine mnie przysłała, żebym ci powiedział.Możesz odejść, kiedy tylko będziesz chciał.Nawet w tej chwili.Moiraine kazała Agelmarowi, by jego rozkaz nie obejmował twojej osoby.- Czemu teraz, a nie wcześniej? Czemu nie mogłem odejść wcześniej? Czy to ona kazała zaryglować bramy? Ingtar twierdzi, że nic nie wiedział o rozkazie zatrzymania wszystkich ludzi w warowni na dzisiejszą noc.Randowi wydało się, że Strażnik się zaniepokoił, usłyszał jednak tylko:- Jak ktoś ci daje konia, pasterzu, to nie narzekaj, że nie jest tak szybki, jak byś chciał.- A co z Egwene? I Matem? Czy naprawdę nic im nie jest? Nie mogę wyjechać, dopóki się o tym nie przekonam.- Dziewczyna jest zdrowa.Obudzi się rano i pewnie nawet nie będzie pamiętała, co się stało.Ciosy w głowę zawsze tak działają.- A co z Matem?- Wybór należy do ciebie, pasterzu.Możesz wyjechać teraz albo jutro, albo w przyszłym tygodniu.To zależy od ciebie.Ruszył przed siebie, pozostawiając Randa samego, na korytarzu w podziemiach twierdzy Fal Dara.ROZDZIAŁ 7KREW PRZYZYWA KREWGdy z komnat Zasiadającej na Tronie Amyrlin wyniesiono już nosze z leżącym na nich Matem, Moiraine pieczołowicie owinęła angreal - niewielką, pociemniałą ze starości figurkę kobiety w zwiewnej szacie, wyrzeźbioną z kości słoniowej - w kwadratowy kawałek jedwabiu i schowała do sakiewki.Praca z innymi Aes Sedai, wspólne łączenie ich zdolności, kierowanie przepływem Jedynej Mocy dla realizacji pojedynczego celu, męczyło nawet w najbardziej sprzyjających warunkach, nawet z pomocą angrealu, a całonocnej pracy, bez ani chwili snu, nie dawało się zaliczyć do sprzyjających warunków.A dzieło, które wykonywały przy chłopcu, nie było łatwe.Leane dyrygowała mężczyznami wynoszącymi nosze.Czyniła to za pomocą gwałtownych gestów i dosadnych słów.Obydwaj stale pochylali głowy, zdenerwowani, że otacza ich tyle Aes Sedai, w tym sama Zasiadająca na Tronie Amyrlin, nie wspominając już o fakcie, iż dopiero co używały Mocy.Czekali dotychczas na korytarzu, przycupnięci pod ścianą, dopóki praca nie została ukończona i już bardzo pragnęli zniknąć wreszcie z kobiecych komnat.Mat leżał z zamkniętymi oczyma i mocno pobladłą twarzą, lecz jego pierś unosiła się i opadała równym rytmem głębokiego snu."Jak to wpłynie na przebieg wydarzeń? - zastanawiała się Moiraine.- Mat nie jest do niczego potrzebny, skoro Róg zniknął, ale jednak."Drzwi za Leane i mężczyznami przenoszącymi nosze zamknęły się, Zasiadająca westchnęła ciężko.- To paskudna sprawa.Paskudna.Rysy twarzy miała gładkie, zacierała jednak ręce, jakby chciała je umyć.- Ale dość ciekawa - stwierdziła Verin.Była czwartą Aes Sedai, którą Zasiadająca wybrała do tego zadania.- Szkoda, że nie mamy sztyletu, bo wtedy dzieło Uzdrowienia zostałoby zakończone.Na przekór wszystkiemu, co dzisiejszej nocy uczyniłyśmy, on długo nie pociągnie.To sprawa miesięcy, w najlepszym razie.Trzy Aes Sedai były same w komnatach Amyrlin.Na niebie widocznym przez otwory strzelnicze perlił się już świt.- Ale przynajmniej zostało mu kilka miesięcy ostrym tonem wskazała Moiraine.- I jeśli uda się odzyskać sztylet, więź zostanie przerwana."O ile uda się go odzyskać.No tak, to jasne."- Jeśli jeszcze można ją przerwać - zgodziła się Verin.Była przysadzistą kobietą o kwadratowej twarzy i mimo braku oznak wieku, daru przysługującego wszystkim Aes Sedai, jej kasztanowe włosy lekko siwiały.Tylko to stanowiło u niej ślad przeżytych lat, świadcząc, że jest bardzo stara, nawet jak na Aes Sedai.Mówiła jednak dźwięcznym głosem, harmonizującym z gładkimi policzkami.- Był jednak z nim związany bardzo już długo, co należy brać pod uwagę.I może być z nim związany jeszcze w przyszłości, niezależnie od tego, czy sztylet zostanie odnaleziony.Być może zaszły w nim zmiany, które uniemożliwią pełne Uzdrowienie, nawet jeśli nie będzie już mógł zarażać skazą innych.To taki niewielki przedmiot, ten sztylet - zadumała się - a zanieczyści każdego, kto będzie go nosił przy sobie dostatecznie długo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]