[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uważam, że to musi być łgarstwo.Sprague jest łgarz.Ty teżjesteś łgarz.Chcesz się bić?Dzień był bardzo nudny.Willard musiał pracować ciężko, żeby wymyślić jakąśrozrywkę. Oprócz tego jesteś tchórz.Chcesz się bić?Joey nie odpowiedział.Willard zmienił taktykę. Gdzie jest teraz twój stary? spytał swobodnym tonem. Umarł odpowiedział Joey. Oh, tak? Nie słyszałem.Na co umarł?Przez chwilę Joey milczał.Był pewny, że Willard wie, ale nie mógł pozwolić, żebynie wiedział, nie walcząc z Willardem, a Joey bał się Willarda. Popełnił.zabił się sam. Tak? twarz Willarda wydłużyła się. A w jaki sposób? Zjadł truciznę na szczury.Głos Willarda drżał teraz od śmiechu: Co on? Myślał, że jest szczurem?Joey zachichotał troszkę z tego żartu, tyle ile trzeba dla przyzwoitości. Musiał pomyśleć, że jest szczurem krzyczał Willard. Czy on latał naczworakach w ten sposób patrz Joey o w ten sposób? Czy marszczył nos, o tak?Czy miał taki długi, długi ogon? Willard pękał ze śmiechu. Dlaczego nie poszedł dopułapki na szczury i nie wsadził w nią głowy?Obaj śmieli się z tego żartu.Rzeczywiście, Willardowi się udało.Potem spróbowałczegoś innego: Jak on wyglądał, kiedy to zjadł? W ten sposób? Zrobił zeza, otworzył usta iwywiesił język. Chorował przez cały dzień powiedział Joey. Umarł dopiero o północy.Bolało go.Willard spytał: Dlaczego on to zrobił?- 116 -John Steinbeck Ulica Nadbrzezna Nie mógł dostać pracy wyjaśniał Joey. Prawie przez cały rok nie mógłdostać pracy.A chcesz usłyszeć kawał? Następnego dnia przyszedł jeden facet i chciałmu dać pracę.Willard usiłował powtórzyć swój żart: Chyba on pomyślał, że jest szczurem powiedział, ale żart nie zrobił wrażenianawet na nim samym.Joey wstał i wsadził ręce do kieszeni.Zobaczył miedziaka połyskującego wrynsztoku i poszedł w tamtym kierunku, ale w tej samej chwili, gdy podnosił monetę,Willard odepchnął go i zabrał ją sam. Ja to pierwszy zobaczyłem krzyczał Joey. To moje! Chcesz się bić? powiedział Willard. Idz, zjedz truciznę na szczury.- 117 -John Steinbeck Ulica NadbrzeznaRozdział 27Mack i chłopaki Cnoty, Wdzięki i Gracje.Siedzieli w willi Cichy Kącik i bylikamieniem rzuconym do stawu, impulsem, który wysyłał fale na całą Nadbrzeżną i dalej do Pacific Grove, do Monterey, a nawet za wzgórze Carmel. Tym razem mówił Mack musimy mieć pewność, że on będzie na przyjęciu.Nic nie urządzamy, gdyby go nie było. A gdzie to teraz urządzimy? spytał Jones.Mack przysunął krzesło do ściany i założył stopy za jego przednie nogi. Nad tym dużo się zastanawiałem powiedział. Oczywiście, moglibyśmyurządzić to u nas, ale trudno byłoby wtedy o niespodziankę.A Doktor lubi swojemieszkanie.Ma tam muzykę. Mack potoczył wkoło posępnym wzrokiem. Nie wiem,kto popsuł jego fonograf ostatnim razem.Ale jeśli ktoś teraz dotknie tam choćby palcem,to duszę z niego wytrzęsę. Chyba będziemy musieli urządzić wszystko w jego mieszkaniu mówił Hughie.Nikt ludziom nie mówił o przyjęciu świadomość przyjęcia narastała w nichstopniowo.Nikogo nie zapraszano.Ale każdy się wybierał.Dwudziesty siódmy pazdziernikbył obwiedziony czerwonym kółkiem w umysłach wielu osób.A ponieważ miało to byćprzyjęcie urodzinowe, trzeba było zastanowić się nad prezentami.Wezcie dziewczyny u Dory.Każda z nich przy tej czy innej okazji chodziła dolaboratorium po radę, lekarstwo czy po prostu na niezawodową pogawędkę.I widziałyłóżko Doktora.Było przykryte starym, spłowiałym, czerwonym kocem, postrzępionym ipełnym piasku, bowiem Doktor brał ten koc na swoje wyprawy.Kiedy napływały pieniądze,kupował urządzenia do laboratorium.Nigdy nie przyszło mu do głowy kupić nowy koc dlasiebie.Dziewczyny robiły dla niego pikowaną kołdrę, piękną kołdrę z jedwabiu.Aponieważ większa część jedwabiu pochodziła z bielizny i wieczorowych sukien, kołdrapyszniła się pasami koloru różowego, orchidei, jasnożółtego i woskowego.Pracowały nadnią póznym rankiem i po południu, gdy chłopcy z floty rybackiej jeszcze nie przybyli.Wobec tego społecznego wysiłku wszelkiego rodzaju starcia i złe nastroje, nieodłączne od- 118 -John Steinbeck Ulica Nadbrzeznaburdelu, całkowicie zniknęły.Lee Chong wyciągnął i obejrzał dokładniedwudziestopięciostopowy sznur fajerwerków i wielką torbę cebulek chińskiej lilii.Wedługjego sposobu myślenia, były to najpiękniejsze prezenty, jakie sobie można wymarzyć naurodziny.Sam Malloy miał od dawna własny pogląd na antyki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]