[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Ty też idź do diabła! – wyrzuciła z siebie.– Lepiej byś zrobił stawiając im czoło, zamiast zamieniać się w cholerny słup soli za każdym razem, kiedy jakiś kolejny kawałek układanki wyłania się na horyzoncie.To nie Błogosławiona Dziewica Maryja pojawiła się w tych twoich wizjach! To byli po prostu oni i ich sztuczki.– Nieprawda.– W jego głosie brzmiał smutek z odcieniem skruchy.Poruszyło to Rowan do głębi, ale nie mogła mu ulec.Obawiała się powiedzieć, co naprawdę myśli.– Posłuchaj, kocham cię, ale czy nie przyszło ci nigdy do głowy, że ty masz jedynie patrzeć jak wracam tu, zostaję i mam dziecko, które przejmie po mnie dziedzictwo? Ten duch mógł stworzyć scenariusz: twój wypadek, ocalenie, wizje, wszystko, co się zdarzyło.I dlatego Arthur Langtry przybył do ciebie, dlatego ostrzegł, namawiał byś odszedł, zanim będzie za późno.Siedziała pochłonięta tą myślą, porażona nią, przestraszona.Mogła mieć tylko nadzieję, że to nieprawda.– Proszę, przestań, Rowan – powiedział spokojnie Aaron.– Ten starzec mówił głupstwa.– Jego głos brzmiał jak łagodna muzyka, przynosił odprężenie.– Fielding chciał się czuć ważny.To był pojedynek na przechwałki miedzy nimi trzema: Randallem, Peterem i Fieldingiem.Nie bądź wobec niego taka surowa.On jest po prostu.zbyt stary.Uwierz mi, ja to znam z własnego doświadczenia.Wytarła nos i spojrzała na Aarona.Uśmiechał się, odpowiedziała mu tym samym.– Czy to dobrzy ludzie? Jak myślisz? – zapytała Aarona, celowo ignorując Michaela.– Wspaniali, Rowan.Dużo lepsi niż większość, moja droga.I kochają cię.Fielding również.Ty i wszystko, co z tobą związane, ekscytuje go tak, jak nic przez ostatnich dziesięć lat.Reszta kuzynów nie zaprasza staruszka zbyt często.On rozkoszował się tym, że był w centrum zainteresowania.I oczywiście, co do tych ich tajemnic – oni nie wiedzą tego, co ty wiesz.– Masz rację – wyszeptała.Czuła się wyczerpana i przygnębiona.Emocjonalne wybuchy nigdy nie działały na nią odświeżająco.Zawsze, kiedy mijały, była roztrzęsiona i nieszczęśliwa.– W porządku – powiedziała.– Poprosiłabym go, żeby mnie prowadził do ołtarza w dniu ślubu, gdybym nie miała już innego serdecznego przyjaciela na myśli.– Ponownie wytarła oczy chusteczką.– Mówię o tobie, Aaronie.Wiem, że trochę późno na takie prośby.Ale czy nie poszedłbyś ze mną główną nawą?– Kochanie, będę zaszczycony.Nic by mnie bardziej nie uszczęśliwiło – uścisnął mocno jej rękę.– A teraz, proszę, nie myśl już więcej o tym starym głupcu.– Dziękuję, Aaronie.– Wyprostowała się i wzięła głęboki oddech, zanim zwróciła się do Michaela.W rzeczywistości z premedytacją pominęła go w rozmowie, ale nagle zrobiło jej się okropnie przykro.Wyglądał na tak zasmuconego, tak przygnębionego.– W porządku – powiedziała.– Uspokoiłeś się, czy miałeś atak serca? Siedzisz tak niepokojąco cicho.Roześmiał się lekko, z odprężeniem.Jego oczy robiły się wspaniale błękitne, kiedy twarz rozjaśniał mu uśmiech.– Wiesz, jeszcze jako dziecko – odezwał się, biorąc Rowan znowu za rękę – myślałem sobie, że cudownie byłoby mieć rodzinnego ducha.Z całego serca pragnąłem zobaczyć jakiegoś, żyć w nawiedzonym domu!Był znowu sobą, pogodny i silny, nawet jeśli nie całkiem jeszcze odzyskał równowagę.Pochyliła się i pocałowała go w niedokładnie wygolony policzek.– Przykro mi, że cię rozzłościłam.– Mnie też przykro, kochanie.Naprawdę.Ten staruszek nie miał na myśli nic złego.Jest po prostu zwariowany.Oni wszyscy są odrobinę szaleni.Irlandzka krew! Znam się na tym bardzo dobrze.Myślę, że są tak samo stuknięci, jak każdy Irlandczyk.Aaron spojrzał na nich z lekkim uśmiechem.Czuli się poruszeni i zmęczeni, a ta konwersacja wycisnęła z nich resztki sił.Rowan wydawało się, że mrok zgęstniał.Gdyby tylko te szyby nie były takie ciemne.Usiadła wygodniej, kładąc głowę na oparciu.Spoglądała na przesuwające się za oknami ponure, nędzne miasto, na widoczne w dali uliczki.Stały na nich drewniane domki z licznymi ozdobami i długimi okiennicami, niskie murowane budynki ze sztukaterią, które wydawały się jakoś niestosowne między zakurzonymi dębami i wysokimi chwastami.Wspaniale, po prostu wspaniale.Cienka otoczka jej doskonałego kalifornijskiego świata była zniszczona, a ona sama została przywrócona w końcu swojemu prawdziwemu życiu.Jak miała przekonać Michaela, pozostałych Mayfairów, że wszystko idzie dobrze, że wie, iż ostatecznie zwycięży, i że nie ma takiej pokusy na świecie, która zdołałaby ją odciągnąć od jej miłości, marzeń, planów?Niech się zjawia tajemniczy duch, niech próbuje ją oczarować jak diabeł starą wiejską kobietę, oczekując, że ulegnie, ale ona się oprze, a moc, która jest w niej, wykształcona przez dwanaście pokoleń czarownic, będzie dostateczna, by go zniszczyć.Trzynastka to pechowa liczba, demonie.A wrota są wrotami piekieł.Tak, właśnie tak.Te wrota prowadziły do piekła.Ale dopiero gdy będzie już po wszystkim, Michael w to uwierzy.Nie odezwała się więcej.Przypomniała sobie znowu te róże w wazonie na stoliku w holu.Obrzydliwe, jak irys z ciemnymi, drżącymi ustami.Przerażające.I gorszy niż cała reszta – szmaragdowy naszyjnik wokół jej szyi, w ciemności, ciężki i zimny na nagiej skórze.Nie, nie mów mu nigdy o tym.Ani słowa.Był tak dzielny i dobry jak nikt, kogo znała do tej pory.Ale musiała go teraz chronić, ponieważ on nie mógł chronić jej, to stało się dla Rowan zupełnie oczywiste.I uświadomiła sobie po raz pierwszy, że kiedy rzeczywiście zacznie się coś dziać, na polu walki stanie prawdopodobnie całkowicie sama.Zawsze wiedziała, że to nieuchronne, nieprawdaż?CZĘŚĆ DRUGA1Czy po latach będzie wspominała ten dzień, zastanawiała się Rowan, jako jeden z najszczęśliwszych w życiu? Atmosfera ślubu oddziaływała na wszystkich swoją magią.A ona była na to bardziej niż inni podatna, ponieważ, jak sama sobie uświadomiła, przybyła do tej tradycyjnej, staromodnej krainy ze świata chłodu i samotności, i znalazła to, czego tak bardzo pragnęła!W wieczór przed ślubem poszła do kościoła, aby się pomodlić.Michael był zdziwiony.Czy ona rzeczywiście zanosiła modły do kogokolwiek?– Sama nie wiem – odpowiedziała, gdy ją o to zapytał.Pragnęła posiedzieć w tej ciemnej świątyni, która była już przygotowana na jutrzejszą uroczystość, udekorowana białymi wstęgami i kokardami, z czerwonym dywanem ciągnącym się środkiem.Chciała tam być i mówić do Ellie, próbować jej wytłumaczyć, dlaczego złamała obietnicę, dlaczego to wszystko robi i jak to się potoczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]