[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Kiedy ten Izrael?— Za tydzieñ.— Zd¹¿ê jeszcze coœ za³atwiæ.— Nie za³atwi³eœ czegoœ?— Nie pojecha³em nad Wartê.Smulskie Lasy.Znasz takie miejsce?— Nie znam.— Przestraszy³em siê.Nie pojecha³em.Powinienem pojechaæ.Pojadê.— Ale wróci³eœ, prawda?— Wróci³em.Smulskie lasy rozci¹ga³y siê na wielu kilometrach.Warta p³ynê³a œrodkiem.Drzewa by³y inne ni¿ w okolicach Popielaw.Nie czu³o siê ich obecnoœci.Ka¿de przynale¿a³o do lasu.Ludzkie osady roz³o¿y³y siê na obrze¿ach.Nie spotyka³o siê tu wiêkszych miast.Co najwy¿ej miasteczka i wsie.Stanis³aw jecha³ wzd³u¿ nitki kolejowej.Czasem udawa³o siê to przez wiele kilometrów, potem droga ucieka³a w bok, b³¹dzi³a po polach.Nazwy mijanych miejscowoœci nic mu nie mówi³yLiczy³ na to, ¿e mo¿e zauwa¿y coœ z pejza¿u zapisanego w ksi¹¿ce.Wie¿ê koœcio³a w rozwidleniu rzecznym, albo nasyp kolejowy.Zamiast tego zobaczy³ psi cmentarz.Nieoczekiwanie.Jakieœ dwadzieœcia metrów od drogi.Nic go nie zapowiedzia³o.Pojawi³ siê nagle, zamiast kolejnego pola, które w tej okolicy uk³ada³y siê regularnie — jedno po drugim.By³ psi.Bez w¹tpienia.Na kolumnach oprawiaj¹cych bramê siedzia³y dwa wielkie, kamienne owczarki.Stanis³aw nie od razu uwierzy³.Zatrzyma³ siê, cofn¹³ auto, wysiad³.Przy bramie sta³o kilka eleganckich samochodów, poœród nich jeden pe³ni¹cy funkcjê karawanu.By³ opisany: „A.Skrzydlak — cmentarz dla zwierz¹t, us³ugi pogrzebowe, kremacja”.Na cmentarzu odbywa³a siê smutna uroczystoœæ.Starsza pani grzeba³a jamniczkê.Pomnik zwierzêcia by³ skromny.Kamienna jamniczka le¿a³a na grobowej p³ycie z ³ebkiem podniesionym do góry.Tak rzeŸbiarz wyobrazi³ sobie zmar³¹.Ceremonia przebiega³a w milczeniu.Nie by³o w niej ostentacji, przemówieñ ani p³aczów.Obok starszej pani sta³o kilka osób.Byli to z pewnoœci¹ krewni i przyjaciele.Muskat nie zatrzyma³ na nich wzroku.Dooko³a by³y ciekawsze rzeczy: nagrobki z rzeŸbami psów, kotów, ¿ó³wi, papug, królików, œwinek morskich, a nawet wykonana z czarnego marmuru podobizna œwini.Nagrobki opatrzone by³y zdjêciami na porcelanie oraz inskrypcjami.Poza imieniem i dat¹ œmierci, mo¿na by³o przeczytaæ rymowane dzie³ka, opisuj¹ce zas³ugi za ¿ycia, i têsknotê po œmierci.Jak u ludzi.W g³êbi cmentarza, na przed³u¿eniu g³ównej alejki, sta³a spalarnia zw³ok — parterowy budynek z kominem przystawionym do szczytu.Wyszed³ z niego Trzymka.Muskat nie mia³ w¹tpliwoœci.Elegancko elegancko ubranym, opas³ym, ciê¿ko id¹cym starcu — rozpozna³ Józefa Trzymkê.Nie mia³ czasu siê zdziwiæ, bo rzeŸnik te¿ zobaczy³.Domyœli³ siê klienta.Podszed³ do rozmowy.—Antoni Skrzydlak.W³aœciciel.— Stanis³aw Muskat.— A zawód, przepraszam — jaki? To wa¿na informacja.— Pisarz.literat.— Pisarz? To bêdzie wy¿e³ek, albo kundelek.Albo.zaraz, niech pan nie podpowiada.Kot, prawda? Mia³em tu ju¿ jednego re¿ysera z kotem.Mówi³, ¿e kot jest najlepiej wymyœlony.Tak powiedzia³: „wymyœlony”.Chodzi³o mu o to, ¿e tylko w kocie Pan Bóg zainstalowa³ tê maszynkê do mruczenia.£adnie powiedziane.Nowoczeœnie.A ja, proszê pana, wolê pieski.£adniej oddaj¹ mi³oœæ.Kot pójdzie swoj¹ drog¹, a pies.ludzk¹.Skrzydlak zamyœli³ siê.Na chwilê zapomnia³ o obecnoœci Stanis³awa i o tym, ¿e zada³ pytanie.Myœla³ o Psotce.— Nie, nie chcê pochowaæ nikogo.Te¿ wolê koty.Przeje¿d¿a³em tylko, a taki widok nie zdarza siê czêsto.Skrzydlak oprzytomnia³.Spojrza³ na Stanis³awa.— No tak.Nie zdarza siê.Mo¿e pan napisaæ.Do gazety.Bardzo proszê.Chocia¿ ja nie narzekam na brak zamówieñ.Ludzie kochaj¹ zwierzêta.— Wczeœniej by³em masarzem, rzeŸnikiem.No wie pan, robi³em wyroby —kie³basy, kaszanki, czarne, bia³e, ró¿ne salcesony.A teraz przysz³a moda na fabryki.Dwieœcie œwiñ na dzieñ, linia produkcyjna.Próbowa³em tych wyrobów.Ca³kiem bez smaku.Skrzydlak przerwa³ nagle.Sp³oszony spojrza³ za plecy Stanis³awa, w kierunku wejœcia na cmentarz.W³aœnie przekracza³a je kulawka Miazkowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]