[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miałam dośćjuż w pół roku po miodowym miesiącu.Ale starałam się.Audziłam się nadzieją, że z tobą będzie inaczej.Ale nie było.Nie jest.- Nic mnie to nie obchodzi.Masz obowiązki wobecswego dziecka.- Obowiązki? Idz do diabła.Nie nadaję się do żadnychobowiązków.Nadaję się jedynie do picia, do tego, byś czyniłmi wyrzuty i pokazywał swoim przyjaciołom, jakbym byłacackiem, które nabyłeś na aukcji w galerii sztuki.Pieprzętwoje obowiązki.Pieprzę je.Pieprzę.Wyminęła go i sięgnęła po butelkę.Tym razem niezaprotestował.Słyszał brzęk szkła i jej szloch.Próbował jakośsię uspokoić.Złość walczyła w nim ze współczuciem, widziałbowiem, w jakim stanie znajdowała się Carla.- Chodzmy na spacer - poprosił najłagodniej, jak tylkopotrafił, kładąc jej dłoń na ramieniu.- Jest piękny wieczór.Porozmawiamy.Przedyskutujemy to wszystko.Carla obróciła się gwałtownie i strząsając z ramienia jegorękę, chlusnęła mu w twarz całą zawartością trzymanego wręku kieliszka.Burbon zapiekł go w oczy, dostał się do nosa ispłynął po wargach.- Nie będę z tobą dyskutować, Mack! - krzyknęła.- Oniczym!Mack wsłuchiwał się w odgłos oddalających się,pośpiesznych kroków.Trzasnęły drzwi i zazgrzytał klucz wzamku.Zacisnął powieki.Sięgnął po butelkę i nalał sobiesolidną porcję.Obudziło go gorące światło padające na twarz.Kilka razy przetarł oczy, zanim uzmysłowił sobie, że są topromienie wschodzącego słońca, które wdzierały się przez nawpół uchylone okiennice jego gabinetu.Paliło go w ustach.Poruszył się i uświadomił sobie, żemusiał zasnąć na skórzanej kanapie, a w nocy zsunął się nawyfroterowaną podłogę.Podniósł leżącą na podłodze pustąbutelkę i postawił ją na biurku.Jego pojawienie się wzatłoczonej kuchni sprawiło, że zapadła tam nagła cisza.- Angelina, co z Małym Jimem?- Ma się dobrze, senor Chance.Gorączka ustąpiła.Kiedyja jem śniadanie, dogląda go Imelda.Mack popatrzył na pochyloną nad jedzeniem służbę.Rodolfo Armendariz, odzwierny, jadł zupę, unikając wzrokuswego pracodawcy.Jego srebrna broda miała ten sam odcieńco lamówka krótkiej aksamitnej kurtki.- Czy pani Chance jest na dole? - zapytał Mack.Służący rzucił mu spłoszone spojrzenie, po czympopatrzył na pomocnika kucharza, jakby szukał u niegopomocy.- Rodolfo, co się stało?Stary Meksykanin niechętnie podniósł wzrok.- Pani Chance odjechała powozem krótko po wschodziesłońca - powiedział ponuro.- Sama powoziła.- Dokąd się udała?- Nie powiedziała nam tego, senor.- Czy była trzezwa?Odzwierny znowu umknął oczami w bok.Jedna zkucharek nerwowo wypuściła z rąk łyżkę.To wystarczyłoMackowi za odpowiedz. Pijana i wściekła donieprzytomności - pomyślał.- Do diabła z nią! Do diabła!"Z rozszerzonymi gniewem oczyma wbiegł na górę iotworzył drzwi ich wspólnej sypialni.Puste szuflady leżaływysunięte z komody, zniknęła też zawartość stojącej otworemwysokiej bielizniarki.Ogłupiały i oszołomiony jak po seriisilnych ciosów, podszedł do szafy.W umieszczonym nadrzwiach lustrze odbił się fragment nie pościelonego łóżkaoraz leżąca na nim złożona kartka papieru.Wziął ją i zanim jeszcze rozwinął drżącymi dłońmi,wiedział, co na niej napisano: To wszystko jest nie do wytrzymania.Opuszczam Cię.C."Księga VIWAADZA I CHWAAA1899 - 1903W końcu wieku San Francisco było już miastem na tylestarym, że mogło przerodzić się w wielką metropolię.Liczbamieszkańców sięgnęła trzystu pięćdziesięciu tysięcy.SanFrancisco stało się też drugim po Nowym Jorku portemhandlowym Ameryki.Zestarzało się nawet na tyle, by zastąpićdawne, walące się budynki wspaniałą nową architekturą - wtym nawet drapaczami chmur.Nowy Ferry Building Page'aBrowna, z dwustutrzydziestopięciostopową wieżą zegarową,górował nad całym Embarcadero, a nowy City Hall stałby sięz pewnością oszałamiającą budowlą, gdyby go wreszciedokończono.San Francisco było też dostatecznie stare na to, bypielęgnować tradycje osobistych nienawiści.Wyrastały one nagruncie ciemnych politycznych interesów, podlewane krwiąludzi zabitych w klimacie tolerancji dla przemocy, którązresztą uważano za nieodłączną część amerykańskiej walki owpływy.W 1859 roku amerykański senator David Broderick,demokrata, i sędzia David Terry, także demokrata, alenależący do najbardziej konserwatywnego skrzydła zwanego Chivalry " obrazili się nawzajem i sędzia Terry wyzwałBrodericka na pojedynek.Przeciwnicy spotkali się na brzegujeziora Merced.Broderick nie miał doświadczenia wobchodzeniu się z pistoletami pojedynkowymi i nacisnął spustza wcześnie, zanim zdążył wycelować.Wykorzystując tęokoliczność, Terry precyzyjnie wymierzył i przestrzelił pierśBrodericka, zabijając go na miejscu.Nowe prawo zakazujące pojedynków bynajmniej niezapobiegło narastaniu nienawiści.W 1879 roku redaktorCharley de Young z Chronicie " skrytykował na łamachpisma kandydata na jakieś stanowisko polityczne.wczłowiek w odwecie bezczelnie ogłosił w prasie, że matka deYounga prowadziła dom publiczny.W odpowiedzi na tęobelgę Charley de Young próbował go zastrzelić.Pewnegodnia w 1880 roku syn tego człowieka wszedł do redakcji Chronicie " i zastrzelił Charleya.Pięć lat pózniej AdolphSpreckels, potentat cukrowy, poczuł się tak urażony nagonką,jaką urządziła na niego prasa, że poszedł do redakcji i zraniłbrata Charleya de Younga, który teraz prowadził pismo.Będący świadkiem tej sceny księgowy zareagowałnatychmiast: postrzelił Spreckelsa.Tym razem obaj rannidżentelmeni przeżyli.Nadszedł fin - de - siecle i San Francisco gotowało się dopowitania nowego stulecia.Oczekiwano, że będzie ono niecolepsze i że czasy prymitywnej przemocy odejdą w przeszłość.Ale nic takiego nie nastąpiło.Przemoc stała się teraztradycją i było jej coraz więcej.Rozdział 44.Pewnego jesiennego dnia 1899 roku Mack i Hellmanspotkali się na lunchu w Los Angeles.Był to ich trzeciwspólny posiłek w ciągu ostatnich trzech tygodni.OdejścieCarli wytworzyło między nimi nową więz.Byli jak żołnierzeLegii Cudzoziemskiej, którzy odbyli forsowny wielomilowymarsz boso przez rozgrzane piaski i teraz żyją jedyniewspominaniem tego wydarzenia.Jedli aż do wpół do trzeciej.Hellman narzekał na gazoweświatło i przykręcono je do minimum.Ojciec Carli zbliżał sięjuż do siedemdziesiątki.Nie lubił ujawniać swego wieku, choćzmuszał innych, by świętowali jego urodziny.Włosy miał jużzupełnie siwe, a jego brzuch stał się wielki i obwisły.Nosiłpomięty garnitur w żółto - brązową kratkę, żeby zaś ozdobićswe letnie buty z białego zamszu i brązowej skóry, dołączyłdo nich żółte płócienne sznurowadła.Widniały na nich śladyulicznego błota, a na rozpiętej marynarce i koszuli - śladyposiłku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]