[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pryszcz rósł, rósł, aż zamienił się w głowę.Odrąbano więc Sandrze K.głowę i ten pryszcz jako nowa twarz zrobił karierę.Dowiedziałam się jednak, że nakręcono podobny film australijski.Wyszło to Sandrze K.na dobre, bo dzięki temu została jasnowidzącą, widzącą Polskę.A co do pryszczy, nie trzeba chyba ich opisywać, wystarczy włączyć TV, przejrzeć gazetę.Te dopiero zrobiły karierę — pryszcze jako autorytety narodowe i moralne.Jak, pani zdaniem, było możliwe, że w latach ucisku, cenzury, a przede wszystkim biedy, gdy zarabialiśmy po dwadzieścia dolarów, głupoty wokół było znacznie mniej? Czy to wynika wyłącznie z wiecznej opozycji „mieć” czy „być”?Wydaje mi się, że żyliśmy wtedy w wieży z kości słoniowej, która tak naprawdę była z plastiku.Wystarczyło wsiąść wówczas do pociągu na przykład z Krakowa do Łodzi, by poczuć się w innym kraju.Wszyscy narzekali, ale narzekali na co innego.Przed rewolucją francuską arystokracji było zaledwie 4 procent.Chyba nic się nie zmienia.Arystokracji duchowej jest tyle, ile procentów w piwie bezalkoholowym.Nie powie pani jednak, że społeczeństwu najbardziej brakowało ogłupiających reklam proszków do prania i podpasek.Ludziom brakowało normalności i towarów.Za towarami idzie handel, za handlem reklama.Także podpasek.Każdemu według potrzeb (śmiech).Na najnowszą pani książkę składa się pięć opowiadań.Wszystkie są o miłości, ale najbardziej namiętne jest opowiadanie tytułowe, zarazem najkrótsze, będące opisem przeżyć kobiety podczas zbliżenia seksualnego.Panuje opinia, że język polski nie bardzo nadaje się do opisywania miłości fizycznej, że tematykę erotyczną lepiej oddają obce języki.Być może są lepsze oralnie, co potwierdza użycie języka we francuskich pocałunkach.Jest jednak faktem, że o miłości literatura polska mówi często albo zbyt wulgarnie, albo nazbyt oględnie.Jeżeli ktoś ma problem z odczuwaniem świata, to będzie miał problem z jego opisaniem, chyba że się skupi na problemie, czyli impotencji zmysłów.Z pisaniem o miłości jest chyba tak samo, jak z powiedzeniem komuś: „kocham cię”.Są tacy, którym sprawia to trudność.Szczególnie bardzo młodym chłopcom.Może właśnie nasza literatura jest bardzo młoda, erotycznie niedojrzała (cha, cha, cha).To więcej niż prawdopodobne.Ale czy panią — pisarsko wyzbytą wszelkiej pruderii — nie razi obsceniczność, wulgarność we własnym i cudzym wydaniu?Co to znaczy „wulgarność”? Użycie dosadnego słowa?Tak, przejęcie języka ulicy.Skoro opisuję ulicę, jestem wtedy adekwatna, a nie wulgarna.Wulgarni mogą być ludzie, ale nie raport z ich życia, czyli literatura.We Francji głośno jest ostatnio o dwojgu młodych autorach, chyba trzydziestolatkach.On pisze perwersyjne historie w stylu powieściowym, ona pisze ostro, brutalnie, czyli „wulgarnie”.U nas skomentowano by, że powiało z damskiego wychodka.A czy bywało tak, że jakiś opis miłosny porwał panią, że pomyślała pani: „Ależ to jest wspaniale uszyte” i „Czyja bym tak potrafiła”?Chyba tak, i dlatego warto czytać klasykę, by nie powtarzać pewnych historyjek.Tak było ze mną po przeczytaniu monologu Molly z Ulissesa.To jest moje.W opowiadaniu Latin lover, kolejnym z tomu Namiętnik, przedstawia pani smutnie kończące się dzieje miłości Meksykanina i Szwedki.Czy rzeczywiście Szwecja, w której ostatnio pani mieszka, jest aż tak feministycznym państwem?Bo jest w kształcie zwisłego penisa — jak zauważa bohater Latin lover Szwecja jest krajem praktycznym.To, co gdzie indziej buja w sferze kulturowej: całuję pani rączki, panie mają pierwszeństwo, kobiety nie bije się nawet kwiatkiem — tam staje się prawem.Za uderzenie kobiety dostaje się cięższy wyrok niż za pobicie mężczyzny.W Szwecji nikt nie musi zarabiać ciałem.A jeśli jednak kobieta to robi?To jest chora, a wykorzystywanie osoby chorej jest karane.Karze się za poniżanie.Czyż nie jest to logiczne?Aż nadto.Rozwinie się turystyka erotyczna.Szwedzi będą jeździć na kontynent na panienki.Jak teraz do Tajlandii.Na dzieci.Czy ten, mający umocowanie prawne, specjalny stosunek do kobiet czy dzieci, rozciągnięty jest na emigrantów, też przecież słabszych, zagubionych, często nie znających języka?Co do obcokrajowców, a jest ich chyba milion w ośmiomilionowej Szwecji, to jest to ćwiczenie na hipokryzję.Niby nie ma problemu, a tak naprawdę są getta i ci ludzie nie mają szans na rozpuszczenie się w „skandynawskim żywiole”.Nie zależy na tym ani państwu szwedzkiemu, walczącemu bezskutecznie z bezrobociem, ani cudzoziemcom, robiącym z biednych dzielnic swoje małe Turcje czy Kurdystany.Ale nie wszystkie mieszane rasowo związki, jak ten, jaki opisuje pani w Latynoskim kochanku, skazane są na klęskę?To nie jest opowiadanie o rasizmie, seksizmie czy picizmie.To jest o życiu, ludzie się schodzą i rozchodzą, normalność.W tym opowiadaniu marny Szwecję, w innym, Ikonie — Rosję, a właściwie temat rosyjski, bo akcja opowiadania toczy się we Francji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]