[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego złość przeminęła już prawie zupełnie.Swe pragnienie zadania chłopcu bólu wspominał teraz z przyprawiającym o mdłości kłuciem w żołądku.Tashir odwrócił się twarzą ku niemu i zaniósł się szlochem, a Vanyel robił wszystko, aby tylko nie utracić panowania nad sobą; tym razem jednakże z zupełnie nowych powodów.W końcu chłopiec wysunął się z jego objęć i Vanyel nie zatrzymywał go.Przeszedł z powrotem do ławki w głębi ganku, na której wcześniej siedział, i opadł na nią, ujmując głowę w dłonie, nie myśląc o niczym; tylko cierpiąc.Bo Tashir tak bardzo przypominał Tylendela.Trzymanie go w ramionach, gdy płakał, było jak powtórne przeżywanie przeszłości.Martwej przeszłości.Za swymi plecami posłyszał pełne wahania kroki i nieśmiałe pociąganie nosem.Z całego serca życzył sobie, aby chłopiec odszedł.rozejrzał się za Jervisem, wrócił do swego pokoju albo poszukał pociechy w zabawach na festynie; by zrobił cokolwiek i nie zostawał tutaj, kłując Vanyela w oczy swą aż nadto znajomą twarzą i nieświadomie wbijając sztylet w jego serce.- Vanyelu.- Usłyszał pełny niezdecydowania szept.- Vanyelu, kim był ten mężczyzna? Ten, który zniknął, gdy cię przestraszyłem? Z początku wydawało mi się, że to ja, ale on był inny.- To był tylko obraz, iluzja - odparł Vanyel, rozcierając skronie i kierując wzrok w czarną plamę swych stóp na tle szarego kamienia.- Ćwiczyłem.Chłopiec stał tuż nad nim.- Ale kto to jest? - nalegał.- To nie byłem ja i nie był to wuj Verdik.Dlaczego przywoływałeś jego wyobrażenie?- To Tylendel - rzucił Vanyel.- Miał na imię Tylendel.Już nie żyje.Był.moim.kochankiem,I połową mojej duszy, i całym sercem.Tashir odskoczył w tył na odległość większą niż wyciągnięcie ręki.Tak wyraźnie miotał nim wstręt i strach, że Vanyel odczuł to jak silny cios.Jego zimna krew zawrzała.- Do diabła - warknął, odwracając się do chłopca.- Czy mógłbyś nie zachowywać się, jak gdybym zaraz miał się na ciebie rzucić i cię zgwałcić? Nie mam zwyczaju bicia pałką po głowie młodych przystojnych mężczyzn i zawlekania ich do łóżka; bez względu na to, do kogo są podobni!Tashir wysunął rękę, jakby chciał utrzymać go na odległość.Vanyel nie był już w stania panować ani nad swymi nerwami, ani słowami.- Nie tak dawno temu sam do mnie przyszedłeś - warknął -i byłbym ci wdzięczny, gdybyś łaskawie sobie przypomniał, że nie wykorzystałem wówczas tej sytuacji! Zmieniłeś już swój pogląd na temat tego, czy jesteś shayn, czy nie.Doskonale, nie mam z tego powodu nic przeciwko tobie, ani też twej decyzji.Bo to twoja, i tylko twoja decyzja.Nie mam żadnych intencji nakłamać cię do zmiany zdania.Bądź jednak tak miły i nie zapominaj, że jestem istotą ludzką i utraciłem kogoś.Rozpaczliwie wydzierał słowa ze ściśniętego żałością gardła.-.utraciłem osobę, którą kochałem bardziej niż kogokolwiek.Łączyła nas więź życia i resztę swych dni spędzę bez niego.Nie jesteś jedynym samotnym człowiekiem na świecie! Nie tylko ty cierpisz!Odwrócił się gwałtownie, wstał, sztywnym krokiem podszedł do balustrady i nie widzący wzrok wbił w kratkowany deseń z nagich konarów drzew.Z całych sił starał się uniknąć całkowitego załamania.Za sobą usłyszał szuranie nóg Tashira -dźwięk zdradzający niepewność.Odejdź, chłopcze.Zostaw mnie w spokoju.Pozwól mi opłakiwać mojego zmarłego, mojego ukochanego.Idź uganiać się za moją bratanicą.Tylko mnie zostaw.Ale szuranie przybliżało się, cichło, potem znów przybliżało, aż wreszcie Tashir stał już u jego boku.Vanyel nie przestawał patrzeć przed siebie, na konary i gwiazdy, które wyglądały te raz, jak gdyby ktoś schwytał je w sieć gałęzi.- Czy on był heroldem? - Głos chłopca zabrzmiał bojaźliwie.- Nie.Uczniem.Przestań Odejdź.- Jak dawno temu to było?- Dziś mija dwanaście lat.Już dwanaście lat jestem sam.Dwanaście długich, długich lat w świadomości, że nigdy już nie będę pełną istotą ludzką.- Co się stało? - dopytywał się chłopiec; z jego pytań znać było, że wypowiada je osoba naprawdę bardzo jeszcze młoda.- Zabił się.Proszę bardzo.Zadowolony? Pójdziesz sobie teraz?- Ale.- W tym głosie nie było potępienia, jedynie dezorientacja.-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]