[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak jak on wysoki i smukły, miałw sobie jakąś śmiałość sportowca, poza tym był ciemny, choć o jaśniejszej niżtamten cerze.Równie jak on światowy, był jednak sympatyczniejszy, bo nie takpewny siebie, a przy tym miał widoczne poczucie humoru i miły uśmiech.Po drodze ze stacji Edward znów szczegółowo i ceremonialnie opisywał suk-cesy Glorii i Davida.Zarówno Gloria jak i David zapewnili Kim, że przesadza,i natychmiast skierowali rozmowę na jego temat.Z tego wszystkiego Kim zrozu-miała tylko tyle, że Gloria jest farmakologiem, a David immunologiem.W majątku wysadzili Kim przed domem.Gdy samochód odjeżdżał do labora-torium, nadal dobiegały z niego śmiechy.Kim była rada ze względu na Edwarda.Miała przekonanie, że Gloria i David przyczynią się do stworzenia w laboratoriumdobrej atmosfery.Następnego dnia, 11 września, Edward i pozostała piątka badaczy urządzi-li małą uroczystość, na którą Kim też została zaproszona.Otworzyli szampana,stuknęli się szklaneczkami i wznieśli toast za Ultra.Parę minut pózniej rzucili siędo szaleńczej pracy.Przez kilka następnych dni Kim często odwiedzała laboratorium, by dodawaćim otuchy, a także by się przekonać, czy nie rodzą się jakieś problemy, w rozwi-kłaniu których mogłaby pomóc.Widziała swoją rolę jako coś pośredniego międzyrolą gospodyni a hostessy.Gdzieś w środku tygodnia wydatnie zmniejszyła czę-stotliwość wizyt.Pod koniec tygodnia zjawiała się bardzo rzadko, bo za każdymrazem dawano jej odczuć, że przeszkadza.Edward jej nie pomagał.W piątek powiedział jej wyraznie, że wolałby, żebynie przychodziła za często, jako że jej wizyty rozpraszają ich zbiorowe skupienie.Kim nie poczuła się urażona.Wiedziała, pod jaką presją pracują.Poza tym miała dość własnych zajęć.Gładko przystosowała się do mieszka-nia w domu i znajdowała w tym wiele radości.Nadal zdarzało jej się doznawaćuczucia, że Elizabeth jest obok niej, ale nie tak niepokojąco intensywnego jakubiegłej nocy.Oddając się swojej pasji projektowania wnętrz, Kim zgromadziłamnóstwo książek na temat pokrycia podłóg i ścian, zasłon i mebli kolonialnych.Naznosiła próbek i porozrzucała w różnych miejscach po domu, żeby zobaczyć,jak się gdzie prezentują.Dla ukoronowania dzieła całymi godzinami myszkowała185po okolicznych sklepach z antykami, polując na takie właśnie meble z epoki.Zaangażowała też sporo swojego czasu w zamek.Szukała to na poddaszu,to w piwnicy.Odkrycie pamiętnika niebywale ją podnieciło.Przezwyciężyło teżzniechęcenie poprzednich bezowocnych godzin.Na samym początku września, podczas swojej pierwszej od czasu znalezie-nia pamiętnika wyprawy do zamku, Kim natrafiła na nowy ważny list.Był nawetw tym samym kufrze podróżnym, zaadresowany do Ronalda Stewarta, a podpisa-ny przez Jonathana Corwina, sędziego, który kiedyś zamieszkiwał obecny DomCzarownicy.20 lipca 1692Miasto SalemDrogi Ronaldzie,Względy ostrożności nakazują mi zwrócić ci uwagę, że widzianocię, jak zabierałeś ciało Elizabeth z miejsca pochówku na WzgórzuStraceń.Widział cię Roger Simmons, i on takoż widział syna gospo-dyni Nurse, jak czynił to samo z ciałem swojej matki.Błagam cię,mój przyjacielu, byś nie pysznił się tym postępkiem w tych czasachtak burzliwych, jeśli nie chcesz ściągnąć na głowę swoją i swojej ro-dziny jeszcze więcej nieszczęść, gdyż wielu mniema, iż wydobycieszczątków zmarłych jest dziełem diabelskim.I ja też nigdy w ludz-kiej przytomności słowa nie powiem o tym grobie, z tego powodu,ażeby nie ściągnąć na ciebie niesłusznego oskarżenia.Mówiłem z rze-czonym Rogerem Simmonsem i poprzysiągł przede mną, że o twoimczynie nie powie nikomu, prócz sędziego, jeśli zostanie wezwany dozłożenia zeznań.Bóg z tobą.Twój sługa i przyjacielJonathan CorwinPo znalezieniu listu Corwina nastąpiły dwa tygodnie daremnych poszukiwań,które nie przyniosły nic, co byłoby związane z Ronaldem lub Elizabeth.Ale to niezmniejszyło zapału Kim.Nadal spędzała mnóstwo czasu w zamku.Zorientowaw-szy się, że prawie wszystkie dokumenty zgromadzone na poddaszu i w piwnicy186mają wartość historyczną, postanowiła je uporządkować, a nie tylko szukać mate-riałów z siedemnastego wieku.I tu, i tam wydzieliła miejsce na gromadzenie papierów z poszczególnychokresów obejmujących kolejne półwiecza.Od razu dzieliła je też według tematy-ki: oddzielnie związane z interesami, oddzielnie z polityką i oddzielnie dotyczącespraw osobistych.Było to gigantyczne zadanie, ale dawało jej satysfakcję, mimo że dokumentówdotyczących jej przodków z siedemnastego wieku nie przybywało.W ten sposób pierwsza połowa września upłynęła jej przyjemnie, po częścina urządzaniu domu, a po części na porządkowaniu archiwów zamkowych.Prak-tycznie nie bywała w laboratorium i rzadko tylko widywała kogokolwiek z pra-cowników.Nieczęsto widywała też Edwarda, który wracał coraz pózniejszą nocąi coraz wcześniej rano wychodził.ROZDZIAA 12PONIEDZIAAEK, 19 WRZEZNIA 1994Był przepiękny jesienny dzień.Jaskrawe słońce tak grzało, że temperaturaprzekroczyła dwadzieścia pięć stopni.Kim zachwycała się barwami drzew, którew niżej położonych, podmokłych częściach lasu zaczynały już mienić się jesien-nym bogactwem.Pola wokół zamku pokrywał gęsty dywan złotej rózgi.Kim nie widziała się z Edwardem.Obudziła się o siódmej, ale on wstał wcze-śniej i poszedł do laboratorium bez śniadania.Wiedziała, bo w zlewie nie byłobrudnych naczyń.Kilka dni temu Edward powiedział, że zaczęli jadać wspólniew laboratorium, żeby zaoszczędzić trochę czasu.Mówił, że robią niebywałe po-stępy.Kim spędziła ranek w domu, na projektowaniu wnętrz.Po tygodniu wahańpodjęła w końcu decyzję co do materiału na kapy, baldachimy i zasłony w obusypialniach na piętrze.Wybór był trudny, ale gdy go wreszcie dokonała, odczuławyrazną ulgę.Zadzwoniła do znajomej w centrali usług wnętrzarskich w Bostoniei podała numer próbki i swoje zamówienie.Po sympatycznym lunchu złożonym z sałatki i mrożonej herbaty Kim udałasię do zamku na swoje popołudniowe szperanie i porządkowanie.W siedzibierodowej znów stanęła przed dylematem, czy spędzić resztę dnia w piwnicy czy napoddaszu.Poddasze wygrało ze względu na piękne słońce.Będzie jeszcze wieleponurych, deszczowych dni, kiedy i piwnica wyda jej się przyjemna.Przeszła przez całe poddasze aż do najodleglejszego kąta nad skrzydłem dlasłużby i zabrała się do pracy nad rządkiem czarnych szafek kartotecznych.Wzięłaze sobą tekturowe pudła, które zostały po przeprowadzce przyjechały w nichksiążki Edwarda i segregowała papiery w taki sam sposób jak w ubiegłym ty-godniu.Były to przeważnie dokumenty z początków dziewiętnastego wieku zwią-zane z biznesem.Kim nabrała już biegłości w czytaniu rękopisów i wystarczyło jej rzucić okiemna stronę tytułową, jeśli takowa była, albo na pierwszy akapit, żeby umieścić danydokument w odpowiednim pudełku.Póznym popołudniem porządkowała ostatniąszafkę.W przedostatniej szufladzie, wśród umów spedycyjnych, znalazła list za-188adresowany do Ronalda Stewarta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]