[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozmawiali głośnym szeptem (bo zdawało się, że żaden głos do niej już nie dociera) o St.Malo i tamtejszymkonsulu, o zawiadomieniu jej rodziny w Anglii.Potem odeszli poczynić przygotowania do zniesienia jej pod pokład, gdyżz wyglądu jej twarzy wywnioskowali, że chyba jest umierająca.Ale towarzysz Ossipon wiedział, że pod tą białą maskąrozpaczy walczyła ze strachem i rozpaczą potężna żywotność, umiłowanie życia zdolne oprzeć się straszliwej, wiodącejdo mordu udręce i strachowi, ślepemu, szalonemu strachowi przed szubienicą.On wiedział.Ale stewardessa i głównysteward nie wiedzieli nic prócz tego, że kiedy w niespełna pięć minut wrócili po nią, pani w czerni już nie było na ławcepod daszkiem.Nie było jej nigdzie.Przepadła.Była wtedy piąta rano, i nie wchodził też w grę żaden wypadek.W godzinępózniej jeden z marynarzy znalazł na tej ławce ślubną obrączkę.Przylgnęła do mokrego drzewa i swoim połyskiemzwróciła uwagę marynarza.Wewnątrz wygrawerowana była data: 24 czerwca 1879 r. Niezgłębiona tajemnica spowijena zawsze& I towarzysz Ossipon podniósł zwieszoną głowę, przedmiot miłości wielu kobiet niskiego stanu na tych wyspach,słoneczną czupryną przypominającą głowę Apolla.Profesor tymczasem zniecierpliwił się i wstał. Zostań powiedział Ossipon pośpiesznie. Słuchaj, co ty wiesz o szaleństwie i rozpaczy?Profesor przesunął językiem po suchych, cienkich wargach i rzekł doktorskim tonem: Nie ma takich rzeczy.Wszelka namiętność teraz zginęła.Zwiat jest tuzinkowy, sflaczały, bez siły.A szaleństwo irozpacz są siłą.A siła jest zbrodnią w oczach tych głupców, słabeuszów i półgłówków, którzy rządzą światem.Ty jesteśtuzinkowy, Verloc, którego sprawę policja tak zgrabnie zatuszowała, był tuzinkowy.I policja go zamordowała.Byłtuzinkowy.Wszyscy są tuzinkowi.Szaleństwo i rozpacz! Dajcie mi je za dzwignię, a poruszę świat.Ossipon, gardzę tobąserdecznie.Nie jesteś w stanie nawet wyobrazić sobie tego, co dobrze utuczony obywatel nazwałby zbrodnią.Nie ma wtobie siły.Urwał na chwilę, uśmiechając się sardonicznie, a jego grube okulary łyskały złowrogo. I pozwól sobie powiedzieć, że ten mały spadek, który podobno otrzymałeś, nie poprawił twojej inteligencji.Siedzisznad swoim piwem jak kukła.Do widzenia. Chcesz go sobie wziąć? spytał Ossipon, podnosząc oczy z idiotycznym uśmiechem. Wziąć co? Ten spadek.Cały.Nieprzekupny Profesor uśmiechnął się tylko.Ubranie omal z niego nie spadało, buty, zniekształcone naprawami, ciężkiejak ołów, puszczały wodę za każdym krokiem.Powiedział: Przyślę ci kiedyś niewielki rachunek za pewne chemikalia, które jutro zamówię.Są mi bardzo potrzebne.Umowa stoi co?Ossipon z wolna opuścił głowę.Był sam. Niezgłębiona tajemnica& Wydało mu się, że widzi przed sobą zawieszony wpowietrzu swój własny mózg, pulsujący rytmem niezgłębionej tajemnicy.Mózg najwidoczniej chory&.Ten aktszaleństwa lub rozpaczy.Mechaniczne pianino pod drzwiami bezczelnie odegrało walca, po czym raptownie umilkło, jakby popsuł mu się humor.Towarzysz Ossipon, przezywany Doktorem, wyszedł z piwiarni Sylen.W drzwiach zawahał się, mrugając oczami wniezbyt olśniewającym słońcu a gazeta z wiadomością o samobójstwie pewnej pani tkwiła w jego kieszeni, na bijącymsercu.Samobójstwo pewnej pani ten akt szaleństwa lub rozpaczy.Szedł ulicą nie patrząc, gdzie stawia nogi.I szedł w kierunku, który nie prowadził na miejsce spotkania z inną panią(podstarzałą boną, pokładającą ufność w boskiej głowie Apolla).Oddalał się od tego miejsca.Nie był w stanie znalezć siętwarzą w twarz z żadną kobietą.Oznaczało to ruinę.Nie mógł ani spać, ani pracować, ani jeść.Zaczynał natomiast pić zprzyjemnością, z nadzieją, ciesząc się na to z góry.Oznaczało to ruinę.Jego karierze rewolucjonisty, popieranej przezuczucie i ufność wielu kobiet, zagrażała niezgłębiona tajemnica tajemnica ludzkiego mózgu pulsującego obłędnie wtakt dziennikarskich zwrotów& Spowije zapewne na zawsze ten akt& coś spychało w rynsztok& szaleństwa lubrozpaczy& Jestem poważnie chory mruknął do siebie z naukową przenikliwością.Już teraz jego krzepka postać, z kieszeniamipełnymi pieniędzy za tajną służbę dla pewnej ambasady (odziedziczonych po panu Verlocu), maszerowała rynsztokiemjakby wprawiając się do zadań nieuchronnej przyszłości.Już teraz pochylał szerokie barki, głowę zdobną w lokigreckiego boga, jakby gotował się na przyjęcie rzemiennego jarzma tablicy reklamowej, którą się nosi na piersiach i naplecach.Jak tamtej nocy sprzed przeszło tygodnia, towarzysz Ossipon szedł nie patrząc, gdzie stawia nogi, nie czujączmęczenia, nie czując nic, nie widząc i nie słysząc nic. Niezgłębiona tajemnica& Szedł nie zwracając niczyjej uwagi& Ten akt szaleństwa lub rozpaczy.I nieprzekupny Profesor szedł także, odwracając oczy od nienawistnej rzeszy ludzkiej.Nie miał przyszłości.Gardził nią.Był siłą.Pieścił w myślach obrazy ruiny i zniszczenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]