[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rozumiem - stwierdził Brian.- Bardzo ładny, choć niezbyt rycerski sposób ataku.Aleskoro znacznie przewyższają nas liczebnie i nasze szansę są mocno nierówne, to myślę, że jest onuzasadniony.Przychodzi mi na myśl i to, że wasze strzały mogłyby pomóc ochronić lżejokrytych zbrojnych, którzy będą szli za nami, rycerzami w pełnych zbrojach.- O tym także myślałem - rzekł Dafydd.- Co o tym sądzisz, Jamesie? - spytał Brian odwracając się do Jima.- Zwietnie pasuje do planu, który sam miałem na myśli - powiedział Jim.- Naturalnietrzeba będzie zdobyć konie dla tych trzech łuczników i, oczywiście, jednego dla Jego Wysokości,a także broń.- I zbroję - wtrącił prędko książę - i nie zapomnij też o kopii, sir Jamesie.Zapadło znów niezręczne milczenie.Jim wziął na siebie jego przerwanie.- Obawiam się - powiedział do Edwarda - że Wasza Wysokość nie uświadamia sobie, jaktrudno jest liczyć na tyle szczęścia, że zdołamy znalezć kompletną zbroję, która dokładniepasowałaby na Waszą Wysokość.Zrobimy, co się da, żeby was uzbroić, ale prawdopodobnieskończy się to na hełmie i kolczudze z płytami do przypięcia na udach i ramionach.Możecietakże liczyć na tarczę.Jeśli chodzi o kopię.- Dowiedz się, sir Jamesie - przerwał mu gwałtownie książę - że byłem instruowany przeznajlepszych nauczycieli w Europie we wszelkich rodzajach broni.Nie wątpię, że mogę sięrównać z każdym tutaj i z każdym, kogo mogę jutro napotkać na naszej drodze do króla!- Nikt z nas w to nie wątpi, Wasza Wysokość - tłumaczył Jim - ale.- W takim razie znajdziesz dla mnie zbroję i kopię oraz wszelki niezbędny dla rycerzaoręż! - powiedział wyniośle książę.- Rozkazuję ci!Jim miał już tego trochę dosyć.Ci wszyscy szlachetnie urodzeni, lordowie i królowie,zawsze byli do pewnego stopnia na scenie.Największym ich zmartwieniem było nie tylko to, jaksami chcieli postępować, ale i to, jak, ich zdaniem, spodziewano się, że powinien reagować wdanych okolicznościach ktoś o ich randze.Od tego, kto miał pewną pozycję, oczekiwano nie tylko odwagi, ale i odpowiedniegotemperamentu.Jako osoba krwi królewskiej, Edward prezentował teraz królewski gniew wobliczu faktu, że nie spełniono jego rozkazu bez zadawania pytań.Był to jeden z absurdalnych, ale nieubłaganych konwenansów tego społeczeństwa.Jim westchnął i otworzył usta, żeby odpowiedzieć.Tym razem jednak Brianprzeciwstawił się królewskiemu gniewowi.- Wybaczcie, Wasza Wysokość - odezwał się - ale obawiam się, że sir James ma rację.Tonie żadna ujma dla waszej umiejętności władania bronią, ale zważcie, że w tym starciu z ciasnostłoczonymi jezdzcami kopia byłaby skuteczna tylko w pierwszej chwili, o ile w ogóle.Zaczynam sądzić, że jeśli Dafydd będzie mógł opróżnić dla nas kilka siodeł w zewnętrznymkręgu, to wyjdziemy lepiej, jeśli wcale nie użyjemy kopii i będziemy polegać wyłącznie nanaszych mieczach.W istocie w tak stłoczonej walce wręcz nawet nasze miecze mniej będąużyteczne niż sztylety.Doprawdy żałuję, że nie mam ze sobą małego topora.Byłby idealny wtakiej sytuacji- Poszukamy dla was zbroi, Wasza Wysokość - obiecał Jim - w tym czasie, jaki zostanienam na jej szukanie.Ale z całą szczerością, nie spodziewam się, żebyśmy znalezli cokolwiek, cobędzie na was pasowało.Spróbujemy, lecz to wszystko, co możemy obiecać.Gniew księcia, gdy okazał się nie w porę, równie szybko skłonny był ulotnić się, coprzedtem rozpalić.- Wybaczcie mi, sir Jamesie, sir Brianie i wy wszyscy - rzekł - ale nigdy przedtem niewidziałem walnej bitwy oprócz Poitiers, a tam zmuszono mnie do poddania się bez jednego ciosuzadanego w moim pobliżu od początku walki aż do mego schwytania.Kim jestem, żeby doradzaćtym, którzy wiedzą, jak bywa w trakcie potyczki.Pozostanę przy tym, co będziecie mogli dlamnie zrobić, szlachetni panowie, i zgodnie z tym przysposobię się i co do zbroi, i co do oręża.- Dziękuję, Wasza Wysokość - odezwał się Jim.- Jesteście doprawdy tak samo książęcysłuchając, jak i rozkazując tym, którzy dla was walczą.Książę zaczerwienił się.- To lekcja, której się wciąż uczę - stwierdził nieco szorstko.Machnął dłonią.- Aledyskutujcie dalej, a ja się będę przysłuchiwał.- Dziękuję, Wasza Wysokość - powiedział Jim, po czym zwrócił się do pozostałych: -Jeśli chodzi o właściwy atak, szarżę na nich, mam w związku z tym pewien pomysł.Jest takaformacja.- Formacja? - spytał Giles.- To sposób ustawienia ludzi do ataku - wyjaśnił Jim.- Wiem, że dla was wszystkich jestbardziej normalne szarżować po prostu w jednej linii, pierś w pierś.Ale nieuchronnie linia tastaje się nierówna, gdy jeden koń przegoni inne, a tylko wtedy, kiedy wszystkie konie uderząnaraz, ciężar ataku skutkuje w ten czy inny sposób.Przerwał czekając na sprzeciwy, ale na razie nikt się nie odzywał.- Jest inny sposób wjeżdżania w linię nieprzyjaciela - kontynuował.- Nazywa sięformacją klina i ukształtowany jest jak szerokie ostrze bojowych strzał wystrzeliwanych zdługiego łuku.Zamilkł, żeby się upewnić, czy nadążają za jego opisem formacji.Najwyrazniej tak było.- Jej wielka zaleta polega na tym, że wszyscy jadą razem, blisko siebie, i uderzają wnieprzyjaciela ostrzeni klina, z całym ciężarem skupionym w nim tak, że impet biegu wszystkichkoni razem pomaga im rozerwać linię nieprzyjaciół.Znów przerwał.- Pomyślałem, że póki jeszcze zostało trochę światła dziennego, moglibyśmy poćwiczyćjazdę i atak w taki sposób
[ Pobierz całość w formacie PDF ]