[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Założę się, że to raczej kamienne narządy.- Skamieniałe narządy - parsknął zduszonym śmie­chem Timmons.- Kapitalna kolekcja.Długie na dzie­sięć cali.Ci Indianie to dopiero byli męscy faceci.Jakim cudem wymarli, skoro mieli takie instrumenty?Wharton milczał.Po chwili Timmonsowi i Veppowi znudziło się drażnienie nauczyciela.Posiedzenie prężydium zarządu zakończyło się niczym: nie udało im się przekonać Dombrosia, by się włączył do tegorocznych prac przy Halloween, i nie było sensu przeciągać spot­kania.- Idę na dół obejrzeć film- oświadczył Timmons, wstając.- Idziesz ze mną, Jack?Obaj wyszli, zostawiając Dombrosia i nauczyciela samych.- Nieładnie - odezwał się Wharton.- O co ci chodzi? - zapytał Dombrosio, czując lekkie wyrzuty sumienia, że stroił sobie z niego żarty.Po odej­ściu Veppa i Timmonsa nie wydawały mu się takie za­bawne.- Masz wielki talent.Uważam, że możesz go lepiej spożytkować, niż majstrując sidła po to, by Jack Vepp mógł urządzić rzeź przepiórek.- Cóż, jesteś miłośnikiem przyrody - rzekł Dombro­sio.- Obserwatorem, naukowcem.Musisz spojrzeć na sprawę z jego punktu widzenia.Polowanie to nic złego; przecież jesz baraninę czy tam wołowinę, prawda? I nie przeszkadza ci to.- Nie o to mi chodzi - odparł Wharton.Od samego początku Wharton nie miał serca do klu­bu.Wstąpił do KBDMC, aby pomagać w czynach spo­łecznych, które klub organizował w celach reklamowych, lecz nie pochwalał tych wyrafinowanych żartów, które inni tak lubili.Jego odwzajemniana niechęć do Veppa była powszechnie znana.Lecz jeśli w klubie zabraknie ludzi myślących prospołecznie, to -jak utrzymywał - tacy jak Vepp przekształcą organizację w.jak brzmiało to określenie, które Dombrosio kiedyś usłyszał z jego ust?.w pretekst do urządzania imprez w męskim gronie.Pokazywania filmów pornograficznych.Organizowania wieczorków kawalerskich.Męskich bibek.Wharton nie chciał się wypisać z klubu, ponieważ obawiał się, że bez niego przeistoczy się on w coś o wiele gorszego.Wiedząco tym, nie mógłby spokojnie spać w swoim domu przy State Farm Road, w swojej norze pełnej zasuszonych traszek i węży.- Ile zarabiasz jako nauczyciel? - zapytał go nagle Dombrosio.- Pięć tysięcy dwieście na rok - odparł Wharton.- Na czysto?- Nie, przed opodatkowaniem.- Jak ci się udaje z tego wyżyć?- Czasem myślę, żeby zacząć wyplatać kosze z trzci­ny, lepić garnki i żywić się korzonkami.Tak jak Indianie.- Oni również polowali i łowili ryby.- Nie mam nic przeciwko polowaniu dla zdobycia pożywienia - rzekł Wharton.- Wtedy jest to uzasadnio­ne i naturalne.Nie lubię Veppa, gdyż on się rozkoszuje zabijaniem zwierząt.- Innymi słowy, polowanie jest czymś złym, jeśli czer­pie się z tego przyjemność, natomiast jest w porządku, jeśli robi się to z zimną krwią.Raptem Wharton odwrócił się w jego stronę i powie­dział:- Wiesz, mam do ciebie prośbę.Chciałbym, żebyś zdobył dla szkoły nadajnik wysokiej częstotliwości.I może także odbiornik na zakres UKF.Zdaje się, że w zeszłym roku prosiłem cię o zbudowanie dla nas czegoś takiego.Czy coś z tego wyszło?- Zacząłem nad tym pracować- odparł Dombrosio ze skruchą w głosie.- Mam go w moim domowym warsz­tacie, rozgrzebany w połowie.- Powiem ci o czymś innym, co mógłbyś zrobić.- Wiesz, że zawsze chętnie pomagam szkole.Wharton zmierzył go bacznym spojrzeniem.- Chciałbym, żebyś przyszedł na lekcję i pokazał moim uczniom, jak używać pewnych materiałów.- Znaczy się miałbym poprowadzić lekcję? Jak na­uczyciel? - Niezbyt mu się spodobał ten pomysł: poczuł się zdenerwowany i skrępowany.- Jakich materiałów?- Chodzi mi o te nowe rodzaje plastiku.Chłopcy ku­pują modele samolotów i statków.Niby do samodziel­nego zrobienia, ale w zasadzie otrzymują zestaw goto­wych części.Muszą je tylko skleić.Dawniej w takich zestawach była balsa, bibułka.Należało samemu wszyst­ko wyciąć i uformować.Właściwie robiliśmy cały drew­niany model własnoręcznie.Dziś robi się go za nich, muszą go tylko złożyć.- Racja - przyznał Dombrosio.- Ale spójrz na to od innej strony, popatrz na bogactwo szczegółów, jakie moż­na uzyskać dzięki plastikowi.Na przykład tłoki w silni­ku czy rury wydechowe.- Wiem, że tu w klubie też masz jakieś odlewy - rzekł Wharton.- Widziałem je w magazynie, w którym urzą­dziłeś sobie pracownię.- One są z gipsu, a nie z plastiku.- Powiedz mi, nad czym pracujesz.Te odlewy wyglą­dają interesująco.- Tak się bawię - odparł Dombrosio.Zawsze praco­wał nad kilkoma własnymi projektami.A teraz, odkąd stracił prawo jazdy, poświęcał im jeszcze więcej czasu.- Czy to jakieś maski? Takie na całą głowę, jak te maski marsjańskich najeźdźców, które zrobiłeś? Zawsze uważałem, że są rewelacyjne.Udowodniłeś nimi, że je­steś istnym geniuszem.- Dzięki - powiedział Dombrosio.Miło mu się zrobi­ło na tamto wspomnienie.W okolicy Drake's Landing działała grupa ufologów, składająca się głównie z kobiet w średnim wieku i eme­rytów.W zeszłym roku, przygotowując klubowy kawał, Dombrosio zrobił maski i kostiumy najeźdźców z kosmo­su, a nawet atrapę latającego spodka, którą Timmons przywiózł na platformie do Drake's Landing.W środku nocy wyładowali plastikowo-blaszany spodek w środku pola.Potem wszyscy czterej włożyli kostiumy oraz ma­ski i z kupionymi w sklepie z zabawkami plastikowymipistoletami wmaszerowali do domu, w którym spotykali się ufologowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl