[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zsunąłem się z grzbietu Shabry, machinalnie odrzucając ognisty bicz.Wyciągnąłem do moich bliskich ręce, aby dać im wszystko, co mogłem, siłę, pociechę - wszystko, co zdołają przyjąć ode mnie.Kemoc powitał mnie lekkim, bardzo lekkim rozciąg­nięciem warg, nikłym cieniem dawnego uśmiechu.- Witaj, bracie.Powinienem był wiedzieć, że przyciągnie cię walka, skoro wszystko inne zawiodło.Kaththea podeszła do brzegu kamienia i na poły skoczyła, na poły wpadła mi w ramiona.Długą chwilę tuliła się do mnie nie tyle Mądra Kobieta, nie tyle Czarownica, ile moja siostra, która choć się bardzo wystraszyła, umiała jednak opanować strach.Podniosła głowę, ale oczy miała za­mknięte.- Moc.- Raczej ukształtowała wargami to słowo, a nie wymówiła je głośno.- Spoczywałeś w cieniu Mocy.Kiedy? Gdzie? - Zapał przemógł w niej zmęczenie.Kemoc poruszył się i wstał.Obejrzał mnie uważnie od stóp do głów i zatrzymał spojrzenie na mojej piersi, na której poprzez rozchylony kaftan widać było niedawno zagojone rany.- Zdaje się, że nie jest to twoja pierwsza bitwa, bracie.Ale teraz zajmijmy się lepiej tym.- Wskazał na krwawią­cą bruzdę na moim ramieniu.Kaththea z cichym okrzykiem odsunęła się ode mnie.Nie czułem bólu.Możliwe, że lecznicze właściwości czerwonego mułu trwały przez jakiś czas w ciałach ozdro­wieńców.Kiedy Kaththea zbadała ranę, ta już się zasklepiła i nie krwawiła.- Kto przyszedł ci z pomocą, bracie? - zapytała Kaththea, przemywając ranę.- Pani Zielonych Przestworzy.Moja siostra podniosła głowę i spojrzała na mnie, jak gdyby sądziła, że żartuję.- Zwie siebie również Dahaun i Morquant - dodałem.- Morquant! - Kaththea skoncentrowała się na dru­gim imieniu.- Zielony Lud, dzieci lasu! Musimy dowiedzieć się więcej, musimy! - Poruszyła rękami, jakby wykręcała słowa z otaczającego nas powietrza.- Czy niczego się nie dowiedzieliście? - Jak odległa wydawała się noc, kiedy to rzucaliśmy czary, żeby wysłannik Kaththei mógł przemierzyć czas.- Co się stało? Jak i dlaczego tu przybyliście?Kemoc odpowiedział pierwszy.- Co się tyczy twojego pierwszego pytania, dowiedzieliś­my się, że w tych stronach bardzo łatwo wpaść w tarapaty.Opuściliśmy wysepkę, ponieważ.- zawahał się, unikając mego wzroku.Dokończyłem za niego:- Ponieważ szukaliście tego, którego szaleństwo uczy­niło zeń łatwą zdobycz dla odwiecznego wroga? Czyż nie taka jest prawda?Kemoc szanował mnie na tyle, że nie starał się mnie pocieszyć jakimś wygodnym kłamstwem.- Tak.Kaththea, kiedy się obudziliśmy, wiedziała o wszystkim, a ja za jej pośrednictwem - że zło przybyło po ciebie.Kaththea zapytała cicho:- Czyż nie otwarłeś przed nim bramy, używając swego talentu w złej sprawie, nawet gdyby jej rezultat miał służyć naszemu dobru? Nie wiedzieliśmy, w jaki sposób zabrano cię od nas, wiedzieliśmy tylko, że tak się stało i że musimy cię odnaleźć.- A Chowaniec, powinniście byli czekać na jego powrót.Słysząc mój protest, Kaththea uśmiechnęła się,- To nie jest tak.Przybędzie tam, gdzie jestem - chociaż to jeszcze nie nastąpiło.Znaleźliśmy twój trop - a przynajmniej trop złej mocy, która cię pojmała.- Zadrżała.- Lecz nie odważyliśmy się wejść tam, dokąd prowadził, bez takich zabezpieczeń dla naszych osobowości, jakich nie umiem konstruować.Później ci tam zaczęli na nas polować i uciekaliśmy przed nimi.Ale to jest święte miejsce, do którego nie mogą się zapuszczać.Schroniwszy się tu stwierdziliśmy, iż jesteśmy w pułapce, gdyż nasi przeciwnicy spletli swoją sieć na zewnątrz.Teraz znajdujemy się za dwoma murami, a jeden z nich zbudowali nasi wrogowie.Moja siostra westchnęła i zachwiała się, więc wyciągnąłem ramię, żeby ją podtrzymać.Zamknęła oczy i stała oparta o mnie, kiedy Kemoc bez ogródek kończył opowieść o ich perypetiach.- Nie przypuszczam, bracie, żebyś miał coś do zjedze­nia.Nie jedliśmy od trzech dni.Tego ranka kamień okrywała rosa, więc mogliśmy nieco zmniejszyć dręczące nas pragnienie.Tak mała ilość wody nie napełni jednak pustego żołądka!- Przedarłem się dzięki temu.- Czubkiem buta do­tknąłem leżącego na ziemi ognistego bicza.- Możemy wyciąć sobie drogę.Kemoc pokręcił głową.- Nie mamy ani sił, ani prędkości niezbędnych do takiej walki.Poza tym wrogowie rozporządzają przeciwczarem, dzięki któremu zdołają pozbawić wszelkiej Mocy Kaththeę, jeśli tylko opuści ona nasze schronienie.Nie mogłem się z tym pogodzić.- Kaththea pojedzie na Shabrze, my zaś pobiegniemy, warto spróbować! - Wie­działem jednak, że Kemoc miał rację.Poza osłoną kamien­nego kręgu nie mogliśmy ani prześcignąć, ani pokonać zgrai, która chodziła, biegała i dryfowała wokoło czekając, aż uciekniemy się do takiego rozpaczliwego kroku.W dodatku zarówno Kemoc, jak i Kaththea stwierdzili, że zamurowano ich tutaj za pomocą czarów.- Och! - Kaththea zadrżała nagle w moich objęciach tuk jak tamtej nocy, kiedy wydała na świat Chowańca.Otworzyła szeroko oczy i patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem.- Na kamień ją! - zawołał Kemoc.- Ma on najwięcej mocy w tym miejscu.Na niebieskim kamieniu leżał koc, jak gdyby moje rodzeństwo odpoczywało tam razem w nocy.Ułożyłem na nim żałośnie lekkie ciało Kaththei, a potem wdrapałem sny na niego sam, wciągając za sobą Kemoca.Nasza siostra nadal jęczała cicho, a jej ręce biegały niespokojnie tu i tam, unosząc się niekiedy, jakby chciała pochwycić coś w powietrzu.Wrzawa, która wybuchła wtedy, kiedy przedarłem się do kręgu menhirów, ucichła.Zgraja potworów defilowała teraz w zupełnej ciszy, tak że słyszeliśmy ciche skargi Kaththei.Jedna z jej rąk pochwyciła okaleczone palce Kemoca, objeła je i zwarła uścisk.Kemoc szybko przekazał mi życzenie naszej siostry i ująłem jej drugą dłoń.Złączyliśmy się tak jak tamtej pamiętnej nocy.Wstąpiła we mnie nadzieja.W powietrzu nad niebieskim kamiennym blokiem pojawił się blask.Po chwili stał się jaśniejszy i przybrał postać skrzydlatej różdżki, która sprawiała wrażenie materialnej.Oglądaliśmy tak Chowańca przez chwilę, po czym już jako strzałka opadł on smugą białego ognia.Ciało Kaththei wygięło się w łuk i nasza siostra krzyknęła głośno, gdy jej wysłannik powrócił do tego, co go zrodziło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl