[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem tego pewna.Nie rezonując i nie kalkulując, kto wie, czy nie postąpięgorzej: namiętność jest żywiołem, który musi mieć logikę równie okrutną jak Twoja.Poniedziałek.Wczoraj wieczorem, szykując się do snu, stanęłam przy oknie pragnąc napatrzyć się niebu,czystemu jak kryształ.Gwiazdy były podobne srebrnym gwozdziom przytrzymującym błękit-ną oponę.Wśród nocnej ciszy ucho moje uchwyciło czyjś oddech, a w gwiezdnym półświetledostrzegłam swojego Hiszpana, który siedział niby wiewiórka na gałęzi jednego z drzew zdo-biących bulwar i modlił się oczywiście do moich okien.Stwierdziwszy to, cofnęłam się naj-pierw do pokoju, a ręce i nogi miałam jakby poprzetrącane; lecz na dnie tego przerażeniaczułam rozkoszną radość.Zgnębił mnie ten wypadek, a zarazem uszczęśliwił.%7ładnemu zowych dowcipnych Francuzów, którzy poślubić mnie pragną, nie przyszłoby do głowy, żebyspędzać noce na wiązie, pod grozą aresztowania.Mój Hiszpan z pewnością nie pierwszy razwdrapał się na to drzewo.Ach! Nie uczy mnie już, ale chce otrzymać lekcję, więc będzie jąmiał.Gdybyż wiedział to wszystko, com sobie powiadała o jego pozornej brzydocie! I ja teżfilozofowałam, Renato.Myślałam sobie, że pokochać urodziwego mężczyznę to okropność.Tak samo jakbym przyznała, że w miłości, która powinna być boską, trzy czwarte zajmujązmysły.Ochłonąwszy z pierwszego przystępu trwogi, wystawiłam głowę przez okno, żebyzobaczyć jeszcze mojego Hiszpana, i znów się przestraszyłam! Dmuchnął bowiem w pustątrzcinę i dzięki temu przesłał mi list, bardzo sztucznie owinięty wokół ołowianej kulki.O Bo-że! Czyż on sobie imaginuje, żem umyślnie otwarte zostawiła okno? Zamknąć je nagle po-wiedziałam sobie to znaczy wejść z nim w konszachty.Postąpiłam więc rozsądnie: wróci-łam do okna, jakbym nie usłyszała, że wpadł ów bilet, jakbym nic nie dostrzegła, i tylko rze-kłam głośno: Nie chciałaby pani popatrzyć na gwiazdy, miss Griffith? Ale Griffith spałamocno, jak na starą pannę przystało.Usłyszawszy mnie, Maur rozpłynął się jak cień.Musiałumierać ze strachu podobnie jak ja, gdyż nie usłyszałam, żeby odchodził: przyczaił się napewno u stóp wiązu.Po dobrym kwadransie, podczas którego pławiłam się w błękicie nieba iżeglowałam po oceanie ciekawości, zamknęłam okno i położyłam się do łóżka, żeby rozwinąćcieniutki papier, a czyniłam to z ostrożnością uczonych, co w Neapolu nad antycznymi pra-cują księgami.Moje palce dotykały ognia.Jakąż ten człowiek straszliwą ma nade mną wła-dzę! powiedziałam sobie.Czym prędzej zbliżyłam papier do świecy, aby spalić go nie czy-tając.Jedna tylko myśl zatrzymała moją rękę.Cóż on do mnie takiego pisze, skoro czyni tow sekrecie? Ale, moja droga, spaliłam ów list rozumiejąc, że o ile pochłonęłyby go wszystkiepanny na świecie, ja, Armanda Ludwika Maria de Chaulieu, nie powinnam przeczytać zeń anisłowa.Nazajutrz tkwił jak zwykle na posterunku w Teatrze Włoskim; mógł sobie być kiedyśpierwszym konstytucyjnym ministrem, ale, jak sądzę, z żadnego mojego ruchu nie zdołałbywnieść, czy w mojej duszy nurtuje najlżejszy choćby niepokój: zachowywałam się tak, jak-bym wczoraj absolutnie nic nie dostrzegła i nie otrzymała.Byłam kontenta z siebie, lecz onbył bardzo smutny.Biedaczysko przecież w Hiszpanii to całkiem naturalne, jeśli miłośćoknem wchodzi! A jednak w antrakcie spacerował po korytarzach.Wspomniał mi o tym se-kretarz ambasady hiszpańskiej, rozwodząc się nad jego wzniosłym uczynkiem.Jako książę deSoria, mój Maur miał poślubić jedną z najbogatszych dziedziczek Hiszpanii, księżniczkę Ma-rię Heredia, której fortuna osłodziłaby mu gorycz wygnania; stało się jednak inaczej: nie zwa-żając na wzajemne zobowiązania powzięte przez rodziców, co zaręczyli ich jeszcze w dzie-ciństwie, Maria pokochała młodszego Sorię, a mój Felipe nie tylko z księżniczki Marii zrezy-gnował, ale pozwolił się ograbić królowi hiszpańskiemu. Musiał dokonać tego wielkiego135czynu z nadzwyczajną prostotą rzekłam do młodzieńca. Znałażbyś go, pani? spytałnaiwnie.Moja matka się uśmiechnęła. I cóż z nim będzie, skoro skazano go na śmierć? zapytałam ja z kolei. Umarł dla Hiszpanii, to prawda, ale ma prawo żyć na Sardynii. Ach,to i Hiszpania obfituje w groby? rzekłam, aby pomyślano, iż wzięłam te słowa za koncept. W Hiszpanii niczego nie brak, nawet Hiszpanów starej daty wtrąciła moja matka. KrólSardynii wydał, nie bez pewnego oporu, paszport baronowi de Macumer podjął młody dy-plomata ale w końcu został on sardyńskim poddanym; posiada na Sardynii olbrzymie dobralenne, gdzie jest udzielnym władcą, gdyż decyduje o wszelakim wymiarze sprawiedliwości.Ma pałac w Sassari.W razie śmierci Ferdynanda VII Macumer wstąpiłby prawdopodobnie dosłużby dyplomatycznej, a dwór turyński mianowałby go ambasadorem.Lubo jeszcze młody,baron. Ach! To on jest jeszcze młody? Tak, proszę pani, mimo młodego wieku Macu-mer należy do najbardziej dystyngowanych ludzi w Hiszpanii! Zerkałam na salę słuchającdyskursu sekretarza i udawałam, że nie przywiązuję do słów jego zbytniej wagi; ale mówiącmiędzy nami, byłam w rozpaczy, żem ów list spaliła.Jakiego języka używa człowiek tej mia-ry, jeśli chce miłość swoją wyrazić? A on mnie kocha! Być kochaną, uwielbianą w sekrecie,mieć na tej sali, gdzie zgromadziły się wszystkie znakomitości Paryża, swojego własnegomężczyznę i nikt o tym nie wie! O Renatko, zrozumiałam wtedy życie paryskie, jego zaba-wy i bale.Wszystko nabrało w moich oczach właściwej barwy.Kiedy kochamy, trzeba naminnych ludzi, choćby po to, aby wyrzec się ich dla ukochanego.Poczułam, że zamieszkała wemnie inna, szczęśliwa istota.Pieściło to moją miłość własną, próżność i pychę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]