[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po chwili tyranozaur zniknął w ciemnościach.Ed Regis odsunął się od drzewa, ale pozostał w jego cieniu, gdyż w dżungli nadal panowała martwa cisza.Dopiero po dłuższej chwili las zaczął powoli ożywać: najpierw rozległo się rechotanie nadrzewnej żaby, potem zagrała cykada, a wreszcie odezwał się cały chór.Regis wyszedł na drogę, spoglądając w kierunku, w którym odszedł dinozaur, i rozprostował zdrętwiałe ramiona.Atak nastąpił z lewej strony.Młody tyranozaur ryknął przeraźliwie, wyskoczył z ciemności i uderzył Regisa głową, przewracając go na ziemię.Mężczyzna wrzasnął ze strachu i spróbował natychmiast podnieść się, ale zwierzę doskoczyło ponownie i chyba przycisnęło mu nogi tylną łapą, gdyż Regis tylko usiadł i zaczął krzyczeć na tyranozaura, waląc go pięściami po pysku.Dinozaur, zdumiony agresywnością niewielkiego stworzenia, obwąchiwał je z zainteresowaniem, nie zwracając uwagi na ciosy.— Uciekaj! — darł się Regis co sił w płucach.— Idź sobie! Idź stąd! — Zdezorientowane zwierzę cofnęło się o krok i człowiek natychmiast zerwał się na równe nogi.— Tak, idź sobie! Uciekaj stąd! — krzyczał wciąż, cofając się powoli.Młody tyranozaur przypatrywał się z zaciekawieniem małej, hałaśliwej istocie, poczekał, aż Regis odsunie się na kilka kroków, po czym dopadł go jednym susem i ponownie przewrócił na ziemię.Bawi się z nim, pomyślał Grant.— Hej! — wrzasnął Regis, gdy dinozaur pozwolił mu ponownie wstać na nogi.— Zostaw mnie, idioto! Słyszałeś? Zostaw mnie! Tyranozaur ryknął, ale nie zaatakował.Regisowi udało się już prawie dotrzeć do bujnych zarośli po prawej stronie drogi.Jeszcze kilka kroków i znajdzie się wśród gęstych liści, niknąc zwierzęciu z oczu.— Uciekaj! Uciekaj stąd! — krzyknął, lecz w tej samej chwili dinozaur dał ogromnego susa i przewrócił go na plecy.— Zostaw mnie!Tyranozaur pochylił się nad leżącym bezradnie człowiekiem, a zaraz potem Regis zaczął przeraźliwie wrzeszczeć; żadnych słów, tylko okropny, mrożący krew w żyłach wrzask.Nagle ucichł, a kiedy tyranozaur podniósł głowę, ukryci wyżej na zboczu ludzie zobaczyli, że trzyma w pysku poszarpany kawał mięsa.— O, nie.— jęknęła Lex.Tim odwrócił się gwałtownie, gdyż poczuł, że robi mu się niedobrze.Gogle zsunęły mu się z głowy i spadły na ziemię, wydając metaliczny dźwięk.Tyranozaur spojrzał w kierunku szczytu wzgórza.Tim chwycił gogle, a Grant złapał dzieci za ręce i cała trójka rzuciła się do ucieczki.Stan rzeczyProcompsognaty biegły skrajem drogi, a jeep Hardinga podążał niezbyt daleko za nimi.W pewnej chwili Ellie wyciągnęła przed siebie rękę.— Czy to światło? — zapytała.— Chyba tak — odparł weterynarz.— Wygląda na reflektory samochodu.Nagle ożyło radio.Najpierw rozległy się szumy i trzaski, a potem usłyszeli głos Johna Arnolda.—.jesteście tam?— Nareszcie! — mruknął Harding, po czym wziął do ręki mikrofon, nacisnął guzik i powiedział: — Tak, John, jesteśmy.Jedziemy wzdłuż rzeki za stadem procompów.Zdaje się, że wyczuły coś interesującego.Odpowiedziały mu trzaski, a potem:—.ujemy wasz samochód.— Co on mówi? — zapytał Gennaro.— Coś o samochodzie — powiedziała Ellie.W Montanie to ona obsługiwała przenośną radiostację i nabrała pewnej wprawy w domyślaniu się treści zniekształconych przekazów.— Zdaje się, że potrzebują naszego samochodu.Harding wcisnął guzik.— John, jesteś tam? Nie słyszymy cię zbyt dobrze.John, odezwij się!Niebo przecięła błyskawica, z głośnika dobiegł szum, a potem rozległ się pełen niepokoju głos Arnolda: —.emy gdzie.teście.— Jesteśmy półtora kilometra na północ od wybiegu hypsilofodontów, w pobliżu rzeki.Jedziemy za stadem procompów.— Słyszę was.brze.tychmiast wracajcie!— Zdaje się, że mają jakieś kłopoty — powiedziała Ellie marszcząc brwi.— Nie wiem, czy nie powinniśmy wracać.Harding wzruszył ramionami.— John wszędzie dopatruje się kłopotów.Sama pani wie, jacy są inżynierowie.Chcą, żeby wszystko odbywało się zgodnie z tym, co jest opisane w instrukcji.— Nacisnął guzik.— John, czy mógłbyś powtórzyć?Szum, donośne trzaski, a potem przerywany, niewyraźny głos:— Muldoo.usi natychmiast mieć twój.ochód.Tym razem Gennaro zmarszczył brwi.— Czy on mówi, że Muldoon musi natychmiast mieć mój samochód?— Na to wygląda — odparła Ellie.— Ale to nie ma żadnego sensu! — zaprotestował Harding.—.yoty utknęły w.Muldoon.twój wóz!— Rozumiem! — oznajmiła Ellie.— Toyoty utknęły w Parku, a Muldoon musi mieć twój wóz.Weterynarz wzruszył ramionami.— Dlaczego nie weźmie drugiego? — Wcisnął klawisz nadawania.— John, powiedz Muldoonowi, żeby wziął z garażu drugiego jeepa.— Dlaczego mnie.chasz.aniu?.imy mieć twój.ochód!— Powiedziałem, że drugi samochód jest w garażu.W garażu, John!Znowu szum.—.edry go.brał.— Obawiam się, że w ten sposób do niczego nie dojdziemy — mruknął Harding.— W porządku, John, już wracamy.— Wyłączył radio, zatrzymał samochód i wrzucił wsteczny bieg.— Ciekawe, o co im właściwie chodzi.Cofnął jeepa, wrzucił jedynkę i samochód ruszył w kierunku, z którego przed chwilą przybył.Po dziesięciu minutach ujrzeli światła domku myśliwskiego, a kiedy jeep zatrzymał się przed głównym budynkiem, zobaczyli biegnącego im na spotkanie Muldoona.Myśliwy krzyczał coś i wymachiwał ramionami.— Arnold, ty sukinsynu, masz natychmiast zrobić tu porządek i sprowadzić moje wnuki! Natychmiast, rozumiesz?!John Hammond stał pośrodku dyspozytorni, wrzeszczał i tupał swoimi małymi stopami.Zachowywał się w ten sposób już od dwóch minut.Henry Wu, nieco oszołomiony, obserwował go z kąta.— Panie Hammond, Muldoon właśnie pojechał do parku, żeby zrobić to, o czym pan mówi — powiedział Arnold, kiedy Hammond przerwał na chwilę dla zaczerpnięcia powietrza, po czym odwrócił się od niego i zapalił kolejnego papierosa.Hammond zachowywał się dokładnie tak samo jak wszyscy szefowie na całym świecie.Obojętne, czy to była Marynarka Wojenna, czy Disneyland, oni nieodmiennie uważali, że najlepszą metodą osiągnięcia celu jest wrzeszczeć co sił w płucach.Może i mieli rację, pod warunkiem że darli się na sekretarkę, by sprowadziła im samochód.Jednak problemów, które piętrzyły się przed Arnoldem, nie dało się rozwiązać krzykiem.Ani komputera, ani systemu zasilania w najmniejszym stopniu nie obchodziło, czy ktoś na nie wrzeszczy.Gwałtowne ludzkie emocje nie miały żadnego wpływu na funkcjonowanie urządzeń technicznych — jeśli już, to raczej działały destrukcyjnie na samych ludzi.Teraz, kiedy Arnold był już niemal pewien, że Nedry nie wróci, zdawał sobie sprawę, że będzie musiał sam zagłębić się w program, aby znaleźć miejsce, w którym został popełniony błąd.Wszystko wskazywało na to, że będzie to trudne i niewdzięczne zajęcie, tym bardziej więc powinien zachować spokój i rozwagę.— Może zejdzie pan na dół i napije się kawy? — zaproponował Hammondowi.— Powiadomimy pana, jak tylko dowiemy się czegoś nowego.— Nie chcę tutaj żadnego „efektu Malcolma”! — wykrzyknął Hammond.— I nie będzie go.Czy teraz pozwoli mi pan zająć się pracą?— Niech cię szlag trafi!— Zawiadomię pana natychmiast, jak tylko otrzymamy informacje od Muldoona.Nacisnął kilka klawiszy i na ekranie monitora pojawił się zupełnie nowy obraz:*/Jurassic Park Main Modules/*/*/Call LibsInclude: biostat.sysInclude: sysrom.vstInclude: net.sysInclude: pwr.mdl*/*/InitializeSetMain[42]2002/9A {total CoreSysop %4 [vig.7*tty]}if ValidMeter(mH) (**mH)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]