[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Boli?— Nieeeeeeeeee.— Chodź, maleńki.Dziewczyna prowadzi go do sypialni.Chłopiec kładzie się na wznak i zarzuca nogi do tyłu, chwytając je pod kolanami.Dziewczyna klęka i gładzi jego uda i jądra, przesuwa palce wzdłuż krocza.Rozsuwa pośladki, pochyla się i zaczyna lizać odbytnicę, kręcąc powoli głową.Liże coraz głębiej i głębiej.Chłopiec zamyka oczy i wije się.Dziewczyna liże go po kroczu.Małe, twarde jądra.Na czubku obrzezanego fiuta lśni perłowa kropelka.Usta dziewczyny obejmują czubek fiuta.Ssie rytmicznie, zatrzymując się u góry i kręcąc głową.Bawi się łagodnie jego jądrami, wsuwa środkowy i wskazujący palec w głąb odbytnicy.Kiedy przesuwa usta w dół, szyderczo łaskocze chłopca w prostatę.Chłopiec uśmiecha się i pierdzi.Dziewczyna ssie jego fiuta w szaleńczym tempie.Ciało chłopca zaczyna się kurczyć: każdy następny skurcz trwa nieco dłużej.“liiiiiiiiiii!" — krzyczy chłopiec z napiętymi mięśniami, gdy z jego fiuta tryska gorąca sperma.Dziewczyna łyka ją łapczywie.Chłopiec opuszcza nogi na łóżko.Przeciąga się i ziewa.Mary przypina gumowy penis.— Stalowy Dan Trzy z Jokohamy — mówi, gładząc goj Przez pokój tryska białe mleko.— Niech mleko będzie pasteryzowane.Nie chcę, żebyś mnie zaraziła jakąś okropną krowią chorobą, na przykład pryszczycą.— W Chicago, kiedy byłam Liz Transwestytą, zajmowałam się dezynsekcją.Zalecałam się do ładnych chłopców, bo czułam dreszczyk emocji, gdy mnie bito jako mężczyznę.Później złapałam jednego z nich, obezwładniłam nadźwiękowym judo, którego nauczyłam się od starego mnicha zen lesbizmu.Związałam chłopaka, zdarłam z niego brzytwą ubranie i wyruchałam stalowym Danem Jeden.Tak się cieszył, że go nie wykastrowałam, że piszczał z rozkoszy.Stalowego Dana Jeden zmiażdżyła ciota z Madras.Najmocniejszy uchwyt waginalny, jakiego kiedykolwiek doświadczyłam.Mogła sprasować ołowianą rurkę.Była to zresztą jej ulubiona sztuczka.— A Stalowy Dań Dwa?— Pożarty przez wygłodzone candiru w Baboonsasshole.I nie mów tym razem “liiiiiiiiiiiii."— Dlaczego nie? To prawdziwie chłopięce.— Burdelmama pomaca ci jaja, bosonogi chłopcze.Johnny spogląda na sufit z rękoma pod głową i pulsującym fiutem.— Więc co mam robić? Nie mogę srać z tym sztucznym kutasem.Ciekawe, czy można jednocześnie śmiać się i mieć orgazm? Pamiętam, podczas wojny w Kairze, ja i mój kumpel Lu, dżentelmeni na mocy ustawy Kongresu.nic innego nie mogłoby nas zrobić dżentelmenami.zaczęliśmy tak się śmiać w Jockey Clubie, żeśmy się zupełnie obsikali, a kelner powiedział: “Wynoście się stąd, przeklęte ćpuny!" Cóż, skoro mogę szczać ze śmiechu, mogę chyba także ejakulować ze śmiechu.Więc powiedz coś naprawdę śmiesznego, jak będę się zbliżał do orgazmu.Poznasz to po lekkim drżeniu prostaty.Mary nastawiła płytę, metaliczny kokainowy bebop.Smaruje się, unosi nogi chłopca i wsuwa mu fiuta w tyłek, kręcąc biodrami.Porusza się powoli i trze stwardniałymi sutkami o pierś chłopca.Całuje go w szyję, podbródek i oczy.Johnny wsuwa dłonie pod jej pośladki i wciska ją głębiej w siebie.Mary obraca się coraz szybciej i szybciej.Johnny dygoce i wije się w konwulsjach.“Szybciej! — mówi Mary.— Mleko stygnie".Johnny nie słyszy.Mary całuje go w usta.Ich twarze się zlewają.Sperma Johnny'ego trafia Mary w pierś — lekkie, gorące liźnięcia.W drzwiach stoi Mark.Ma na sobie czarny golf.Chłodna, przystojna, narcystyczna twarz.Zielone oczy i czarne włosy.Spogląda szyderczo na Johnny'ego, z głową przechyloną na bok, z rękami w kieszeniach marynarki — taneczna gracja oprycha.Kiwa rozkazująco głową i Johnny idzie do sypialni.Podąża za nim naga Mary.“W porządku, chłopcy — mówi, siadając na różowej jedwabnej sofie.— Do roboty!"Mark rozbiera się powoli, kręcąc biodrami.Wije się w szyderczym tańcu brzucha: zdejmuje golf i obnaża piękny biały tors.Johnny, ze skamieniałą twarzą, z przyśpieszonym oddechem, z wyschniętymi wargami, bierze jego ubranie i rzuca na podłogę.Mark zdejmuje szorty.Stoi nagi, z uniesionym fiutem i mierzy Johnny'ego wzrokiem od stóp do głów.Uśmiecha się i oblizuje wargi.Mark klęka na jedno kolano i zarzuca sobie Johnny'ego na plecy.Wstaje i ciska go dwa metry na łóżko.Johnny pada na wznak i podskakuje.Mark podbiega, chwyta kostki Johnny'ego i unosi mu wysoko nogi.Szczerzy zęby w uśmiechu.— W porządku, Johnny.— Powoli i spokojnie, niczym dobrze naoliwiona maszyna, wpycha fiuta w tyłek Johnny'ego.Chłopiec wzdycha głęboko, wijąc się z rozkoszy.Mark wkłada mu ręce pod łopatki i nabija głęboko na penis, który schował się cały.Świszczę głośno przez zęby.Johnny krzyczy jak ptak.Mark całuje Johnny'ego w usta, bez uśmiechu, z twarzą niewinną i czystą, gdy wstrzykuje gorącą spermę w drżące ciało chłopca.Przenika go łoskot pędzącego pociągu, gwizd lokomotywy.syrena okrętowa, syrena przeciwmgielna, sztuczne ognie rozbłyskujące nad gładkimi lagunami.labirynt sprośnych fotografii.nad zatoką powitalny wystrzał armatni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]