[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do wpół do dziesiątej wykonał wszystkie zadania i zgłosił się do Morse a. Jedziemy, panie Lewis.Chce pan poprowadzić? Owszem, mogę prowadzić w jedną stronę, ale. Załatwione.Ja prowadzę w tę stronę, a pan z powrotem.Zgoda? Kiedy chce pan jechać, sir? Teraz odpowiedział Morse. Niech pan zadzwoni do żony i powie, żewrócimy około. Czy mogę coś powiedzieć, sir? Proszę bardzo. Jeśli Valerie była w tej klinice. Była tam powiedział Morse..otóż ktoś musiał ją przywiezć, zapłacić za pobyt i wszystko załatwić. Ten szarlatan nic nam nie powie.Przynajmniej na razie. Aatwo zgadnąć, kim był ten człowiek. Czyżby? zapytał Morse z zaciekawieniem. To tylko mój domysł, sir, ale jeśli wszyscy działali w zmowie. Wszyscy?163 Phillipson, Taylorowie i Acum.Jeśli spojrzeć z tej strony, rozwiązałoby towiele wątpliwości. W jaki sposób? Jeśli miał pan rację co do Phillipsona i Valerie, musiał on czuć się trochęwinny i moralnie zobowiązany jej pomóc, prawda? Taka poufna umowa oszczę-dziłaby wstydu Taylorom, a Valerie byłaby uratowana przed zupełnym stoczeniemsię.Acum natomiast miałby gwarancję, ze jego grzeszki nie wyjdą na jaw i żonao niczym się nie dowie.Tak więc każdy miałby w tym jakiś interes.Morse skinął głową, a zachęcony Lewis mówił dalej: Załatwili klinikę, przywiezli dziewczynę na miejsce, zapłacili za pobyt,a na koniec znalezli jej pracę.Zapewne nie przyszło im do głowy, że domniemanaucieczka spowoduje takie zamieszanie, ale skoro raz w to wdepnęli, nie mogli jużsię wycofać.Trzymali się więc razem.I opowiadali tę samą, zmyśloną historyjkę. Być może ma pan rację. Jeżeli tak, sir, nie lepiej najpierw przesłuchać Phillipsona i Taylorów?Oszczędziłoby to nam wielu kłopotów. Jazdę do Caernarfon? Tak.Jeśli powiedzieliby prawdę, wówczas Acum musiałby się do nas po-fatygować. A jeśli będą obstawać przy swojej wersji? Wtedy będziemy musieli do niego pojechać. To nie takie proste, panie Lewis. Dlaczego? Dziś rano próbowałem skontaktować się z Phillipsonem.Wczoraj po połu-dniu wyjechał do Brighton na konferencję dyrektorów. Och! Natomiast Taylorowie wczoraj o wpół do siódmej rano pojechali samocho-dem na lotnisko Luton.Zamierzają spędzić tydzień na wyspach Chanel.Przynaj-mniej tak twierdzą sąsiedzi. Och! A poza tym ciągnął Morse nadal szukamy mordercy Bainesa, pamiętapan? To dlatego kazał pan policji z Caernarfon zatrzymać Acuma? Tak.I lepiej nie każmy mu długo czekać.Podróż w jedną stronę to czteryi pół godziny jazdy non stop.Powiedzmy pięć godzin.Zatrzymamy się gdzieśpo drodze i pozwolimy silnikowi odpocząć. Przed pubem pomyślał Lewis nakładając płaszcz, lecz tym razem sięmylił.Tego niedzielnego ranka ruch był niewielki i policyjny wóz przemykał się z ła-twością ulicami Brackley, a pózniej Towcaster, gdzie skręcił w lewo na drogę A5.W samochodzie panowała cisza, bowiem ani Morse, ani Lewis nie palili się do164rozmowy, oczekując niecierpliwie ostatniej bramki w tym meczu.Gdy niedalekoWellington wskutek robót drogowych ruch niemal zamarł, Morse włączył długieświatła oraz koguta na dachu i samochód prześliznął się gładko obok unieru-chomionej kolumny pojazdów, by wkrótce radośnie mknąć po szosie.Inspektorobrócił się do Lewisa i mrugnął okiem z zadowoleniem.Gdy znajdowali się na obwodnicy koło Shrewsbury, Lewis spróbował nawią-zać rozmowę. Mieliśmy kupę szczęścia z tą panną Baker, nie sądzi pan, sir? Taaak.Lewis spojrzał z ciekawością na inspektora. Miła dziewczyna? Dziwka. Ach, tak.Przejechali przez Bestw-y-coed.Do Caernarfon pozostało dwadzieścia pięćmil. Kłopot w tym powiedział Morse niespodziewanie że cały czas zakła-dałem, iż ona nie żyje. A teraz sądzi pan, że żyje? Mam nadzieję, że tak powiedział Morse żarliwie. Wielką nadzieję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]