[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Większość ludzi interesowałoby jedynie znalezienie winnego, a okazała się nim najmniej podejrzana osoba — zupełnie jak w powieściach kryminalnych! Pomówiono zaś o ten czym panią Arthur, która nic złego nie zrobiła.O to panu chodziło, prawda, sir Henry? — W samej rzeczy, panno Marple, trafiła pani w samo sedno.Pani Arthur z pani przykładu miała w tym wypadku szczęście.Jej niewinność została bezspornie stwierdzona.Ale zdarza się, że niektórzy ludzie niesprawiedliwie podejrzani o przestępstwo muszą żyć z tym piętnem przez długie lata, a niekiedy nawet do śmierci.— Czy mówi pan to na podstawie jakiegoś konkretnego przypadku? — dociekała pani Bantry.— Szczerze mówiąc, tak.Myślę o bardzo dziwnej sprawie.Wierzę, że popełniono tam morderstwo, ale nie mam szans na to, by je udowodnić.— Trucizna pewnie! — podchwyciła Jane Helier.— Coś, co nie zostawia śladów.Dr Lloyd poruszył się gwałtownie, a komisarz pokręcił głową.— Nie, droga pani.Nie była to strzała Indian z Południowej Ameryki zatruta tajemniczą i śmiertelną substancją.Chciałbym, żeby to mogło być coś takiego.Mamy do czynienia z czymś o wiele bardziej prozaicznym.Prozaicznym do tego stopnia, że straciłem już nadzieję na rozwiązanie tej zagadki.W tym wypadku starszy pan spadł ze schodów i skręcił sobie kark — cóż, jeden z wielu tego typu przypadków, które zdarzają się niemal codziennie.— Ale co naprawdę się stało?— Któż to wie? — sir Henry wzruszył ramionami.— Ktoś go pchnął z tyłu? A może cienka linka rozciągnięta w poprzek schodów, którą spiesznie po „wypadku” usunięto? Bóg jeden raczy wiedzieć.— Osobiście jednak pan sądzi, że to nie był.hm, wypadek.Dlaczego? — zapytał doktor wyczuwając wątpliwości komisarza.— To długa historia, ale.cóż, jesteśmy prawie pewni.Jak już powiedziałem, nie ma szans, by dowieść komukolwiek z podejrzanych popełnienie tego morderstwa, poszlaki są zbyt słabe.Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy, o którym wspomniałem na początku.Widzicie, mamy czterech podejrzanych.Jeden jest winny, ale trzech pozostałych żyje w cieniu strasznego posądzenia o zbrodnię, a są niewinni.I tak być musi, dopóki prawda nie zostanie odkryta.— Myślę, że mógłby pan opowiedzieć nam tę historię od samego początku — zaproponowała pani Bantry.— Można ją nieco skrócić, a w każdym razie sam początek — nie dał się długo prosić komisarz.— Wydarzenia te dotyczą wzorującej się na mafii tajnej niemieckiej organizacji Czarna Ręka, której działalność oparta była na terrorze i szantażu.Wszystko zaczęło się wkrótce po wojnie, wybuchło zupełnie niespodziewanie i ogromnie się rozprzestrzeniło.Niezliczona ilość ludzi padła ofiarą poczynań terrorystów.Władzę nie były w stanie położyć temu kresu, gdyż organizacja była nadzwyczaj spójna, a jej tajemnice pilnie strzeżone.Nie było żadnej możliwości, by podstawić tam swojego człowieka, który wszedłby w ich szeregi i mógł je rozpracować.W Anglii istnienie Czarnej Ręki było omalże nie znane, ale w Niemczech samo wspomnienie o niej paraliżowało wszystkich.W końcu ją rozpracowano, a przyczynił się do tego jeden człowiek, dr Rosen, który pełnił w swoim czasie odpowiedzialną funkcję w aparacie kontrwywiadu.Udało mu się przeniknąć w szeregi organizacji, poznać dokładnie jej powiązania i działalność, po czym przekazał uzyskane wiadomości odpowiednim władzom.Jemu to zawdzięczamy zniszczenie i rozgromienie Czarnej Ręki.W konsekwencji był spalony na terenie Niemiec, w każdym razie na jakiś czas.Przyjechał więc do Anglii, a Scotland Yard otrzymał listy polecające od policji niemieckiej.Miałem okazję rozmawiać z nim osobiście.Zdawał się nie mieć najmniejszych wątpliwości, co przyniesie mu przyszłość.Jego stwierdzenia były beznamiętne, choć zdradzały i pewien niepokój, i całkowitą rezygnację.— Dostaną mnie w końcu w swoje ręce, sir Henry — mówił.— Niech pan w to nie wątpi.— Był rosłym, przystojnym mężczyzną, głos miał głęboki i tylko pewna gardłowość zdradzała jego pochodzenie.— To jest nie do uniknięcia i nawet nie martwi mnie zbytnio — jestem przygotowany.Wiedziałem, co mnie czeka, gdy decydowałem się na to zadanie.Zrobiłem, co do mnie należało.Po tym ciosie organizacja nie powstanie już na nowo.Ale na wolności znajduje się dostateczna liczba jej członków, by dokonać jedynej zemsty, na jaką ich jeszcze stać — zabić mnie.To tylko kwestia czasu.Jednego się tylko obawiam, że nie dadzą mi czekać i żyć w ciągłym zagrożeniu zbyt długo.Widzi pan, zbieram materiały, z zamiarem opublikowania, tyczące pracy całego mego życia.I chciałbym, jeśli to możliwe, dokończyć je przed śmiercią.Mówił o tym wszystkim tak po prostu, bez jakiejkolwiek emfazy, ale z jego zachowania biła wprost siła charakteru, którą można było tylko podziwiać.Obiecałem mu, że otoczymy go opieką i przedsięwzięte będą wszelkie środki ostrożności, ale machnął tylko ręką.— Któregoś dnia, wcześniej czy później, i tak mnie dopadną — powiedział.— A kiedy to nadejdzie, proszę nie czynić sobie żadnych wyrzutów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]