[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Ależ powiedziałam panu każdy najmniejszy szczegół.— Mówiła poważnie i szczerze.— Owszem, o tych wypadkach, o tych zamachach na pani życie…— A więc?— Ale nie powiedziała mi pani, co się dzieje poza tym w pani życiu… w pani sercu.— Czy można mówić o tych sprawach z kimś obcym? — spytała poważnie.— Przyznaje się pani! — wykrzyknął Poirot.Potrząsnęła głową, a on przyglądał jej się uważnie.— A może — zaczął chytrze — a może to nie jest tylko pani sekret?Zauważyłem, że zatrzepotała gwałtownie powiekami.Ale prawie natychmiast się zerwała.— Panie Poirot, opowiedziałam panu wszystko, co wiem o tej całej bzdurnej historii.Jeżeli wydaje się panu, że coś ukrywam, że wiem coś o kimś, a nie chcę mówić, to grubo się pan myli.Właśnie fakt, że nikogo, ale to nikogo nie mogę podejrzewać, doprowadza mnie do szału.Zapewniam pana, iż nie jestem idiotką.Wiem dobrze, że te „wypadki” wcale nie były przypadkowe, że to ktoś bardzo sprytny je organizował, ktoś bardzo bliski, ktoś, kto mnie dobrze zna.To jest właśnie najokropniejsze.Ponieważ nie mam pojęcia, najmniejszego pojęcia, kto by to mógł być!Podeszła do okna i zaczęła wyglądać na ogród.Poirot zrobił znak, żebym się nie odzywał.Liczył, że dziewczyna może jeszcze coś powie teraz, kiedy straciła panowanie nad sobą.Gdy odezwała się po chwili, głos jej był zupełnie odmieniony, łagodny i jakby marzycielski.— Wie pan, o czym zawsze marzyłam? Kocham Samotny Dom i zawsze chciałam wystawić tam sztukę teatralną.Jest tam atmosfera… atmosfera dramatu.Wyobrażałam sobie cały szereg sztuk, które by świetnie można było tam wystawić, a teraz, teraz rozgrywa się tam dramat.Tylko że nie ja jestem reżyserem… Jestem natomiast jednym z głównych aktorów, i to mimo woli.Może aktorem, który umiera w pierwszym akcie.— Głos jej się złamał.— Mademoiselle — głos Poirota był wesoły i stanowczy.— Dość już tego! To histeria.Nie trzeba się poddawać takim myślom.Odwróciła się i spojrzała na niego ostro.— Czy to Freddie powiedziała panu, że jestem histeryczką? — spytała.— Często mi to mówi.Ale nie trzeba zawsze wierzyć w to, co mówi Freddie.Bywają chwile, wie pan, kiedy ona… kiedy ona nie bardzo wie, co mówi.Zaległa chwila ciszy, po czym Poirot przeszedł na zupełnie inny temat.— Niech mi pani powie — zaczął — czy oferowano pani już kiedyś coś za Samotny Dom?— Pyta pan, czy ktoś chciał go kupić?— Tak.— Nie, nikt.— Czy sprzedałaby go pani za dobrą cenę? Nick pomyślała chwilę.— Nie, nie sądzę.Chyba że byłaby to tak ogromna suma, iż byłoby śmieszne nie zgodzić się.— Precisement.— Nie chciałabym się rozstać z tym domem, wie pan.Jestem do niego bardzo przywiązana.— Rozumiem to doskonale.Nick powoli szła ku drzwiom.— Aha, czy wie pan, że dzisiaj wieczorem będą fajerwerki? Inauguracja tygodnia regat.Przyjdźcie, panowie! Kolacja będzie o ósmej.Fajerwerki rozpoczną się o wpół do dziesiątej.Z mojego ogrodu jest wspaniały widok na zatokę i stamtąd świetnie wszystko zobaczymy.— Będzie mi bardzo miło.— Oczekuję obydwu panów — powiedziała Nick.— Dziękuję pięknie — odezwałem się.— Zabawa to najlepsze lekarstwo na nerwy — rzuciła Nick i wyszła z pokoju.— Pauvre enfant[14] — westchnął Poirot.Wziął swój kapelusz i starannie starł z niego jakiś niewidzialny pyłek.— Wychodzimy? — spytałem.— Oczywiście.Mamy do załatwienia pewne sprawy u pewnego adwokata, mon ami.— Tak, tak, rozumiem.— Człowiek o tak wybitnym umyśle jak ty, Hastings, nie mógłby nie rozumieć, o co chodzi.Kancelaria Vyse, Treyannion and Wynnard znajdowała się przy głównej ulicy miasteczka.Wspięliśmy się na pierwsze piętro i weszliśmy do pokoju, w którym kilku urzędników nachylało się pilnie nad jakimiś aktami.Poirot spytał o pana Vyse.Jeden z urzędników wymamrotał coś do słuchawki telefonicznej, otrzymał zapewne odpowiedź przychylną i zaraz zaprowadził nas korytarzem do jakichś drzwi, zapukał i otworzył jeż ukłonem.Spoza wielkiego biurka zarzuconego licznymi papierami uniósł się pan Vyse, by się z nami przywitać.Był to wysoki blondyn w okularach, raczej blady, o nieokreślonych rysach twarzy, łysiejący.Poirot przygotował się starannie na to spotkanie.Miał przy sobie jakąś na szczęście nie podpisaną umowę i przyszedł poradzić się co do pewnych punktów.Pan Vyse tonem bardzo dydaktycznym, wymawiając z przesadną wyrazistością poszczególne słowa, szybko uspokoił obawy Poirota i bez trudu wytłumaczył mu jakieś zagmatwane prawnicze sformułowania.— Jestem panu niezmiernie zobowiązany — rzekł Poirot.— Jako dla cudzoziemca, rozumie pan, te zwroty prawnicze są dla mnie szalenie trudne do pojęcia.Wtedy pan Vyse zapytał, kto skierował do niego Poirota.— Panna Buckley — odpowiedział Poirot z miejsca.— To pańska kuzynka, prawda? Urocza osoba
[ Pobierz całość w formacie PDF ]