[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jeżeli nie jesteś w stanie.- Oczywiście że jestem.Muszę być, jeśli choć połowa z tego, co podejrzewam, ma się okazać prawdą.- Uśmiechnął się z goryczą.- Zawsze lubiłem o sobie myśleć jako o kimś mającym szerokie horyzonty i nie dającym się łatwo zaszokować, ale nie wiedziałem wtedy, jak mocno umysł potrafi przeciwstawiać się temu, czego nie lubi lub czego się boi.Zupełnie jak magiczne tabliczki, którymi bawiliśmy się jako chłopcy: jeśli nie podobała ci się ta, którą wyciągnąłeś, wystarczyło odłożyć ją na bok i kłopot znikał.- Ale jej odcisk pozostawał na zawsze w pamięci - zauważyła Susan.- Tak - uśmiechnął się do niej.- To bardzo ładna metafora.Szkoda, że Freud nie może tego usłyszeć.Zdaje się jednak, że trochę odbiegliśmy od tematu.- Spojrzał na Bena.- Susan już ci o tym opowiadała?- Tak, ale.- Oczywiście.Chciałem się tylko upewnić, czy mogę sobie darować przydługie wstępy.Zdał relację głosem bezbarwnym, niemal monotonnym, przerywając tylko raz, kiedy do pokoju bezszelestnie weszła pielęgniarka i zapytała go, czy nie ma ochoty na szklankę napoju chłodzącego.Odparł, że z największą przyjemnością, a następnie dokończył opowieść, pociągając co jakiś czas przez słomkę.Ben zauważył, że w chwili, gdy Matt opowiadał o tym, jak Mike Ryerson zniknął wypadając przez okno, kostki lodu w szklance cichutko zagrzechotały.Jednak jego głos był nadal spokojny, a pod koniec historii nawet nieco się ożywił, upodabniając do tego, jakim Matt najprawdopodobniej prowadził lekcje.Ben nie po raz pierwszy uświadomił sobie, że stary nauczyciel jest wspaniałym człowiekiem.Zapadło krótkie milczenie, które przerwał ponownie Matt.- Tak to właśnie wszystko wyglądało - powiedział.- Co myślicie o tej opowieści wy, coście nie widzieli na własne oczy żadnego ze zdarzeń, o których była w niej mowa?- Wczoraj sporo na ten temat rozmawialiśmy - odparła Susan.- Niech Ben panu powie.Z początku trochę nieśmiało Ben zaczął po kolei przedstawiać wszystkie możliwe racjonalne wyjaśnienia, następnie bezlitośnie je obalając.Kiedy wspomniał o zamontowanych z zewnątrz okiennicach, miękkiej ziemi pod oknem i braku jakichkolwiek śladów drabiny, Matt wyraźnie się ożywił.- Brawo! - zawołał.- Dobra detektywistyczna robota.A pani, panno Norton? - zwrócił się do Susan.- Zawsze pisywała pani wypracowania logiczne, doskonale skonstruowane.Co pani myśli na ten temat?Susan opuściła wzrok na dłonie, miętoszące skraj sukienki bez udziału jej woli, po czym podniosła oczy na swego byłego nauczyciela.- Wczoraj Ben wygłosił cały wykład na temat lingwistycznych znaczeń wyrażenia „nie mogę”, więc nie będę go używała, ale przyznam się, że bardzo trudno mi sobie wyobrazić stado wampirów grasujące po naszym miasteczku.- Gdyby dało się to zorganizować bez obudzenia czyjejś ciekawości, chętnie poddałbym się badaniu na wykrywaczu kłamstw - powiedział spokojnie Matt.Susan oblała się rumieńcem.- Ależ nie, proszę mnie źle nie zrozumieć! Jestem pewna, że w Salem dzieje się coś.coś okropnego, ale.Delikatnie ujął jej dłoń.- Doskonale cię rozumiem, Susan.Czy jednak mogłabyś coś dla mnie zrobić?- Jeśli tylko będę w stanie.- Otóż proponuję, żebyśmy postępowali tak, jakby to była prawda.Przyjmijmy to jako pewnik aż do chwili, kiedy uda nam się ponad wszelką wątpliwość udowodnić, że jest inaczej.Trudno o bardziej naukową metodę, nieprawdaż? Zdążyliśmy już wcześniej omówić z Benem sposoby, na jakie powinniśmy przetestować to założenie.Możesz mi wierzyć, że nikomu bardziej ode mnie nie zależy na tym, żeby okazało się nieprawdziwe.- Ale nie ma pan na to zbyt wielkich nadziei?- Nie - przyznał cicho.- Długo nad tym myślałem, lecz teraz wiem już na pewno: wierzę, że wszystko wydarzyło się naprawdę.- Będzie lepiej, jeśli sprawy wiary i niewiary odłożymy na później - wtrącił się Ben.- Na razie nie mają żadnego znaczenia.- Słusznie - Matt skinął głową.- Jaki proponujesz tryb postępowania?- Uważam, że powinieneś zostać koordynatorem badań.Masz do tego predyspozycje dzięki swojej wiedzy, a pozą tym i tak będziesz unieruchomiony przez jakiś czas.Oczy Matta zabłysły po raz drugi od chwili, kiedy poinformował ich o zakazie palenia wydanym mu przez Cody'ego.- Zaraz zadzwonię do Loretty Starcher, żeby przywiozła mi na wózku wszystkie potrzebne książki.- Dzisiaj jest niedziela - przypomniała mu Susan.- Biblioteka jest zamknięta.- Otworzy ją dla mnie - uspokoił ją Matt.- Znajdę jakiś powód.- Weź wszystko, co w jakikolwiek sposób dotyczy tematu.Psychologia, patologia, baśnie, legendy.Absolutnie wszystko, rozumiesz?- Będę robił notatki! - oznajmił z nową energią Matt.- Boże, po raz pierwszy od momentu, kiedy się tu znalazłem, znowu czuję się jak człowiek! A czym wy się zajmiecie?- Przede wszystkim Codym - odparł Ben.- Widział ciała Ryersona i Tibbitsa.Może uda nam się go przekonać, żeby nakazał ekshumację Danny'ego Glicka.- Myśli pan, że on mógłby to zrobić? - zapytała Susan Matta.Nim odpowiedział, pociągnął przez słomkę łyk napoju.- Jimmy Cody, którego pamiętam ze szkoły, nie wahałby się nawet minuty.Był chłopcem ciekawskim, dysponującym nieograniczoną wyobraźnią, o niebywałej odporności na hipokryzję.Nie mam pojęcia, co z tego zostało po sześciu latach studiów.- Wydaje mi się, że niepotrzebnie kręcimy się w kółko - powiedziała Susan.- Po co mamy iść do doktora Cody'ego i ryzykować ośmieszenie? Dlaczego po prostu nie pojedziemy z Benem do Domu Marstenów i na miejscu wszystkiego nie wyjaśnimy? Zdaje się, że jeszcze niedawno mieliście właśnie taki zamiar.- Zaraz ci wyjaśnię dlaczego - odparł Ben.- Otóż dlatego, iż postanowiliśmy przyjąć założenie, że to wszystko prawda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]