[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ustawiliśmy zwłoki w pokoju paniSteerforth.Stan jej, jak mi powiedziano, najmniejszej nie uległ zmianie.Panna Dartleani na krok od niej nie odstępowała, przywołano lekarzy i najrozmaitszychpróbowano środków, nic nie pomagało.Leżała sztywna, nieruchoma, jedynym ślademżycia był jęk cichy.Przeszedłem przez wszystkie pokoje zasłaniając okna.W pokoju, w którym spoczął, zasłoniłem na ostatku.Podniosłem zwisła dłoń i długo ją tuliłem do serca.Wszystko zamarło, w grobową głuszę zapadło.Tylko jęki matki głuszę tę przerywały. ROZDZIAA LVIIEMIGRANCIJedno mi jeszcze pozostało przed folgowaniem żalowi, jaki powyższe wypadkiwywołały, a mianowicie - skryć je przed odjeżdżającymi.Niech odjadą spokojni.Niemiałem czasu do stracenia.Tego samego jeszcze wieczoru wziąwszy na stronę pana Micawbera zleciłemmu czuwanie, by wieści o tym, co zaszło, nie dotarły do pana Peggotty.Obiecał mi tosolennie, zamierzając przejmować dzienniki.- Nie dojdą do niego - twierdził ze zwykłą sobie emfazą - chyba poprzez toserce.Tu wypada mi nadmienić, że pan Micawber, odpowiednio zapewne dozmienionej swej pozycji społecznej, przybrał minę dziwnie zuchwałą, wyzywającą.Niejeden mógł go wziąć za syna dzikich stepów, który spędziwszy czas jakiś w krajucywilizowanym, z radością powraca znów do ojczystych, dzikich zakątków.Sprawiłsobie ceratowe ubranie i ogromny z wykrzywionymi brzegami słomkowy kapelusz.Zteleskopem pod ramieniem, przypatrując się z miną głębokiego znawcy chmurom,wyglądał jak marynarz, co zjadł zęby w swoim zawodzie.Cała też jego rodzina byłapod bronią.Pani Micawber miała na głowie kapelusz, który nie zakrywał jej nawetwarkocza, i spowiła się szalem równie ciasno, jak mnie niegdyś przy pierwszym zemną spotkaniu skrępowała ciotka.Szal, skrzyżowany na piersiach, związany był wstanie w olbrzymi węzeł.Młody Micawber nosił marynarską kurtę i najdziwniejsze,jakie mi się kiedy bądz widzieć zdarzyło, szarawary, a bliznięta wyglądały jakkonserwy wtłoczone w puszki.Pan Micawber i pierworodny syn jego nosili ciągle przytym odwinięte rękawy, gotowi, rzekłbyś, na pierwsze zawołanie stanąć do pracy lubbójki.Tak właśnie zastaliśmy ich wieczoru tego na drewnianych stopniach, znanychwówczas pod nazwą: Hungerford Stairs, przypatrujących się odpływaniu łodziuwożącej część ich mienia.Opowiedziałem Traddlesowi wszystko, co zaszło.Zmartwiłsię tym bardzo i podzielał me zdanie, aby zachować tajemnicę przed odjeżdżającymi.Tutaj to zastaliśmy pana Micawbera i otrzymaliśmy jego obietnicę.Rodzina Micawberów mieszkała w pobliżu, w brudnej oberży, której oknawychodziły na owe drewniane stopnie.Jako emigranci zwracali oni na siebie ogólnąuwagę.Woleliśmy tedy schronić się do izdebki na poddaszu, z widokiem na rzekę. Zastaliśmy tam ciotkę i Agnieszkę, zajęte szyciem wygodniejszej odzieży dla dzieci.Pomagała im Peggotty, mając przed sobą nieodstępne swe pudełko do robót i starykawałek wosku, co tylu przeżył.Niełatwo mi było odpowiadać na pytania, którymi mnie zarzuciła, ani teższepnąć panu Peggotty, żem spełnił jego zlecenie.Uszczęśliwiło go to, a własna żałobawytłumaczyła smutek rozlany na mej twarzy.- Kiedy rozwijacie żagle? - spytała ciotka.Pan Micawber, który uważał zaobowiązek swój przygotować do wieści ciotkę i swą żonę, odrzekł, że prędzej, niżsądził.- A zatem? - spytała ciotka.- Oznajmiono mi, pani - rzekł - żeśmy powinni być jutro przed siódmą rano napokładzie.- Jutro? Tak prędko! - zawołała ciotka.- Jestże to pewne, panie Peggotty?- Tak, pani - odrzekł.- Odpływamy rano, a panicz Davy i siostra moja, jeślizechcą, zobaczą nas raz jeszcze po południu w Gravesend.- Nie możecie o tym wątpić - pośpieszyłem zapewnić.- Do tej też chwili ja i pan Peggotty musimy ciągle czuwać razem nadtransportem bagaży - ozwał się Micawber spoglądając na mnie znacząco.- Emmo,duszko - dodał cmokając ustami - przyjaciel nasz pan Tomasz Traddles prosi mnie,bym mu dozwolił zaordynować ingrediencje potrzebne dla przygotowania kordiału, cowraz z rostbefem pozostanie nieoddzielnym od wspomnień starej, którą porzucićmamy, ojczyzny, słowem, domyślasz się, duszko, że mowa o ponczu.W poprzednimbiegu życia nigdy nie pozwoliłbym sobie korzystać z uprzejmej propozycji naszegoprzyjaciela i nadużywać pobłażliwości tu obecnych panny Trotwood i pannyWickfield, lecz.dziś.- Co do mnie - ozwała się ciotka - z przyjemnością wypiję za powodzenie waszejpodróży.- I ja też - dorzuciła Agnieszka.Pan Micawber udał się tedy niezwłocznie do kawiarni, gdzie go doskonaleznano i skąd wrócił obładowany potrzebnymi do zrobienia ponczu ingrediencjami.Zauważyłem, że scyzoryk, którym obierał cytryny, był niezwykłej długości.Ocierał goz pewną niedbałością o rękaw swego surduta, jak przystało człowiekowi pierwotnychobyczajów.Pani Micawber, z dwojgiem starszych dzieci, została zaopatrzona w takieżsame praktyczne scyzoryki, a bliznięta miały uwiązane u pasków olbrzymie drewniane łyżki.W przewidywaniu też życia w pustyni, pan Micawber, chociaż mu nietrudnobyło dostać w Londynie szklanki, rozlewał poncz w małe cynowe, podróżne snadzkubki.Zdawało się zresztą, że mu ulubiony jego kordiał szczególnie smakuje z tegokubka, który za każdym razem wycierał chustką do nosa i chował w olbrzymiejkieszeni.- Rozstajemy się - mówił z zadowoleniem - ze zbytkami i wykwintami staregolądu.Obywatele dziewiczych lasów nie mogą przecie korzystać z wytworów cywilizacjikrain wolnych i oświeconych.W tej chwili zawezwano pana Micawbera na dół.- Przeczucie mówi mi - ozwała się pani Micawber - że to ktoś z mej rodziny.- Jeśli tak - pan Micawber uniósł się, jak to zwykle bywało przy każdejwzmiance o rodzinie żony - jeśli tak, ów ktoś, czy to on, ona czy ono, kazał nam nasiebie czekać zbyt długo! Niechże teraz poczeka z kolei.- Mężu - upomniała go z cicha żona - w podobnej chwili.- Pięknym za nadobne! - wołał pan Micawber, powstając z miejsca.-Odepchnięty byłem.- Nie ty, ale rodzina moja straciła na tym - upewniała pani Micawber - a jeślipoczuła w końcu, co straciła, i wyciąga dziś dłoń zgody, niechże dłoń ta nie zostanieodepchnięta.- Niech i tak będzie - rzekł pan Micawber z rezygnacją.- Zrób to, jeśli nie dla nich, to dla mnie - błagała go żona.- Słowa twe, Emmo, w danej chwili są mi rozkazem.Wiem, że nie jestem i niebędę ciężarem twej rodziny, lecz nie chcę, by członek takowej, który przyjazną domnie dłoń wyciąga, odszedł z niczym.Rzekłszy to pan Micawber wyszedł.Pani Micawber wyraziła niepokój ozapalczywy temperament męża.Po kilku chwilach służący z dołu wrócił podając mikartkę, na której było napisane:  Heep przeciw Micawberowi.Z dokumentu tego dowiedzieliśmy się dalej, że pan Micawber znowuaresztowany, wpadł w nowy paroksyzm rozpaczy, prosząc przy tym, bym mu przezoddawcę niniejszego przysłał scyzoryk i kubek, które mogą mu być potrzebne wostatnich dniach życia, spędzonych w okowach.Jako dowód przyjazni upraszał mnie,bym odwiedzał czasem jego rodzinę w przytułku i zapomniał o  nieszczęsnymstworzeniu , to jest o nim samym.W odpowiedzi na pismo to udałem się niezwłocznie, by zapłacić dług [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl