[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bar pana Brogana jest gwarancją dla sądu, jego gwarancją, że Monty nie ucieknie.Od czerw-ca Monty był wolny z powodu baru: wolny przed rozprawą, w trakcie procesu, po wyroku.Pan Bro-gan jest właścicielem baru od trzydziestu lat, mimo to czasem chciał, żeby Monty uciekł.Oddałby imlokal, niechby spróbowali zarabiać tam pieniądze.Pan Brogan posiada, usytuowany pomiędzy Ben-sonhurst a Bay Ridge, osiedlowy bar bez osiedla.Większość jego stałych gości to pracownicy szpitalalub sklepów z Osiemdziesiątej Szóstej Ulicy.Wstępują na drinka przed odjazdem do domu.Jegoklienci są lojalni, lubią go, ufają mu i zwierzają się, ale nie mają zbyt dużo pieniędzy do wydania. To nie powinno się było wydarzyć mówi pan Brogan, wpatrując się w swoją szklankęwody sodowej. W porządku, nie zaczynajmy teraz.Już trochę za pózno. Wiem mówi pan Brogan.Wiem i jest mi przykro, Monty.Nie powinienem był nigdydać ci się w to zaplątać.Monty puka knykciami w blat stołu. Hej, zostawmy to.Nie masz z tym nic wspólnego, rozumiesz? Nie zaczynaj z tym teraz. Chciałbym tylko, żebyśmy mogli o tym porozmawiać.Mogłeś zarobić takie same pienią-dze w prawdziwym biznesie, nie potrzebowałeś tego.Nie powinieneś był nigdy w to się wplątać.Ale pieniądze nigdy nie były tym, co najbardziej pociągało Montiego.Nie wyrósł w biedzie inie był zachłanny.Lubił szybkie samochody i włoskie buty, ale nie potrzebował ich, nie pragnął ich.Bardziej chodziło mu o władze.Władza pomaga zdobywać pieniądze, a pieniądze pomagają zdoby-wać władzę, ale władza to nie pieniądze.Władza to wejść do sklepu i wiedzieć, że możesz kupićwszystko, co jest na półkach.To prawda, ale władza to też to, że sprzedawca otwiera sklep po godzi-nach, żebyś mógł przechadzać się pomiędzy regałami sam ze swoją dziewczyną.Władza to równieżto, że sprzedawca otwiera magazyn na zapleczu, by pokazać ci najnowszą, zafoliowaną jeszcze dosta-wę.Władza to to, że sprzedawca będzie stał cicho w kącie, gdy ty wybierasz i nie będzie się skarżył,jeśli będziesz obmacywał towar lub przez godzinę całował się ze swoją dziewczyną, bo on wie o tobiei wie, że nie warto robić problemu.Władza to dzwonić rano i mieć na ten sam wieczór najlepszemiejsca w Madison Square Garden.Władza to wchodzenie do nocnego klubu przez wejście dla perso-nelu i unikanie tym samym przejścia przez bramkę z wykrywaczem metalu.Władza to puszczanie wmetrze oka do policjanta-tajniaka ty wiesz, kim on jest, on wie, kim ty jesteś, ale mrugasz do niego,bo on jezdzi sfatygowanym buickiem, a ty corvettą i nie może cię tknąć.Teraz corvetty już nie ma.Rząd zajął ją po odczytaniu aktu oskarżenia.Monty zastanawia się,gdzie ona teraz jest.Może zaparkowano ją na jakiejś snobistycznej, podmiejskiej drodze dojazdowej,albo może wciąż czeka na parkingu federalnych na dzień aukcji.Monty nie kocha samochodów, jak tosię zdarza niektórym mężczyznom, ale był dumny ze swego pojazdu, dumny z jego opływowej, czar-nej bryły, pomruku silnika, sposobu, w jaki mógł śmigać pomiędzy samochodami w godzinach szczy-tu.W szczęśliwe dni łapał zieloną falę i, płynąc, wracał do domu.Za trzynaście godzin domem stanie się Więzienie Federalne Otisville.Zabierze go tam auto-bus.Dadzą mu do podpisania odpowiednie dokumenty, szybko go obszukają i ponownie pobiorą odci-ski palców.Monty nie wspomina ojcu o Otisville, o corvettcie, czy o wyznacznikach władzy.Zamiast te-go mówi: Nie słyszałem, żebyś się skarżył, jak pożyczałeś pieniądze.Nie było wtedy ani słówka. Nie.Masz rację.To był błąd.Pan Brogan pamięta, jak Monty był niemowlakiem, czerwonym i kopiącym.Chłopiec mrużyłoczka, prawie je zamykał i walił nogami w niebieski kocyk, na którym leżał, popłakując słabo i wyda-jąc krótkie pojękiwania.Matka wyjmowała go z łóżeczka, podtrzymując dłonią główkę.Spacerowałaz nim na rękach i śpiewała.Zawsze fałszowała, ale Monty zdawał się tego nie zauważać.Patrzył nanią uważnie, ze wzrokiem utkwionym w jej zielonych oczach.Albo czytała mu obrazkową książkę,gdy opierał swoją kędzierzawą główkę o jej pierś.Ona mu czytała, a on słuchał cicho, na długo zanimzrozumiał, co znaczą słowa: Dobranoc gwiazdy, dobranoc powietrze, dobranoc hałasy.Pan Broganstał wtedy w drzwiach, zawsze troszkę z boku.Niezupełnie zazdrosny, ale zawsze świadomy, że jestto przymierze, którego może być tylko świadkiem.Było coś niezłomnego w miłości dziecka do matki i w jej miłości do dziecka.Byli piękną pa-rą.Pózniej, gdy razem chodzili wzdłuż ulicy, trzymając się za ręce, ludzie oglądali się za nimi iuśmiechali.Jaki słodki chłopczyk.Uparła się, żeby nazwać swego syna po Montgomerym Cliftcie, jejulubionym aktorze i spełniła swoje marzenie, pomimo protestów męża.Pan Brogan czuł się nieswojo.Sądził, że nazwanie ich jedynego syna imieniem upadłego filmowego aktora przyniesie pecha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]