[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gospodyni zabrała się tymczasem od razu do wyrabiania ciasta.Nie mogła się jednak' powstrzymać i z miejsca puściła się w taniec.Tańczy, tańczy, a z ręki do ręki przerzuca kawał ciasta.Oj, widok to był, ludzie moi!Iwan gra coraz prędzej, coraz głośniej, a gospodyni coraz prędzej nogami drobi, okręca się i podskakuje, ciasto przerzucając.Gospodarz na strychu takýe usůyszaů granie fujarki.Łaczŕů przebieraă w skrzyni nogami, pokrćcaă sić tu i tam.Ciasno mu byůo, gůowa wciŕý ůup! o wieko, a obcasy tup! o ściankę skrzyni.Rzucał się, rzucał, wreszcie sznur się oberwał, skrzynia się przewróciła i gospodarz wybił wieko głową.Wyskoczył ze skrzyni i dalej tańczyć po strychu.Puścił się w przysiady, w przytupy, wreszcie zjechał po drabinie i wtoczył się do izby.Hej, ha, dalej w tan, to do pieca, to od pieca, aż z podłogi drzazgi lecą! Tańczą, skaczą gospodarze, coraz prędzej tańczą razem!Tymczasem Iwan wychodzi na ganek, zagrał na schodeczku, zbiegły się owieczki.Gospodarze na podwórku tańczą 2 krową, z koniem, z Burkiem, tańczą owce i barany, nawet kury poszły w tany.Na fujarce im przygrywa, gospodyni ledwo żywa, ledwo dyszą gospodarze, a tańcują, jak on każe.Podszedł Iwan do wrót, zaraz wyjdzie na drogę — wszyscy za nim.“Oj, źle", myśli gospodyni i nuż prosić:— Iwanie, Iwanku, przestań grać, nie wychodź na podwórze! Nie zawstydzaj mnie przed sąsiadami! Uczciwie się z tobą porachujemy, wypłacimy ci zarobek co do grosza.Tylko przestań grać, parobeczku kochany, schowaj fujarkę.— Co to, to nie — mówi Iwan.— Niech wam się przyjrzą dobrzy ludzie, niech się pośmieją.Niech i oni mają zabawę.Wyszedł za wrota i zagrał jeszcze głośniej.A gospodarz z gospodynią i krowy, i owce, i kury — wszyscy wytoczyli się na drogę i tańczyli tam jeszcze skoczniej.Obracają się, przysiadają, podskakują aż miło.Zbiegła się cała wieś.Starzy i młodzi śmieją się, palcami ich sobie pokazują i sami tańczą, aż się droga kurzy!Grał Iwan, grał, póki wieś' chciała tańczyć.Potem odebrał zarobione pieniądze i wrócił do rodziców.A gospodarz z gospodynią schowali się do izby.Siedzą tam i nie mają odwagi pokazać się ludziom na oczy.KOZA Z DZWONKIEMChłop dał swojej kozie srebrny dzwoneczek.Koza poszła pochwalić się nim całemu światu.Skakała, biegała, głową trzęsła, a dzwonek dzwonił i dzwonił.Przyszła koza pod sam las.Zobaczyła krzaki tarniny.Chciała się między nimi przecisnąć.Tarnina ją ostrzegała:— Obejdź dookoła, bo mam ostre kolce.Ale koza była uparta.Wlazła między ciernie.Zaczepiła o nie rzemyczkiem, na którym wisiał dzwonek.Dzwonek zsunął się kozie z szyi i zawisnął na kolcu.Koza się rozgniewała, bryknęła i zaczęła beczeć ze złością:— Beee, beee, ty tarnino, dlaczego zabrałaś mi dzwonek? Oddaj zaraz.— Samaś go tu powiesiła, to i sama zdejm — odpowiedziała tarnina.— Toś ty taka! — zawołała koza.— Czekaj, znajdę na ciebie sposób.Poszła do piły.— Beee, beee, piło kochana, poratuj mnie.Tarnina zabrała mi srebrny dzwonek i nie chce mi go oddać.Przepiłuj ją, niech się przewróci.— Jestem za stara, żeby piłować — odpowiedziała piła.— Zęby mam już tępe.— Toś ty taka! — zawołała koza.— Czekaj, znajdę na ciebie sposób.Poszła do ognia.— Beee, beee, ogniu kochany, poratuj mnie.Tarnina zabrała mi srebrny dzwonek i nie chce go oddać, a piła nie chce tarniny przepiłować.Spal piłę, mój ogniu kochany!— Za co mam ją palić? Biedaczka ma już tępe zęby.Nie spalę jej.— Toś ty taki! — zawołała koza.— Czekaj, znajdę na ciebie sposób.Poszła do strumyka.— Beee, beee, strumyku kochany, poratuj mnie.Tarnina zabrała mi srebrny dzwonek i nie chce go oddać, a piła nie chce tarniny przepiłować, a ogień nie chce piły spalić.Zalej ogień, kochany strumyku!— Ogień pożałował starej piły, to ja jego pożałuję — odpowiedział strumyk.— Nie zaleję go.— Toś ty taki! — zawołała koza.— Czekaj, znajdę na ciebie sposób.Poszła do wołów.— Beee, beee, kochane woły, poratujcie mnie.Tarnina zabrała mi srebrny dzwonek i nie chce go oddać, a piła nie chce tarniny przepiłować, a ogień nie chce piły spalić, a strumyk nie chce ognia zalać.Wypijcie strumykowi wodę, kochane woły.— Strumień dobrze zrobił, że nie zalał ognia — powiedziały woły.— Nie wypijemy mu wody.— Toście takie! — zawołała koza.— Czekajcie, znajdę na was sposób.Poszła do chłopa.— Beee, beee, gospodarzu, wszyscy mi robią na złość.Tarnina zabrała mi srebrny dzwonek i nie chce go oddać, a piła nie chce tarniny przepiłować, a ogień nie chce piły spalić, a strumyk nie chce ognia zalać, a woły nie chcą wypić mu wody.Zabijcie woły.Chłop się roześmiał.— Ej, ty głupia kozo, skarżypyto przekorna! Po cóż bym miał zabijać woły?! Chodź ze mną.Poszedł z kozą do tarniny.Zdjął dzwonek z kolca i powiedział:— Mogłaś to zrobić sama, tylko nie chciałaś, bo wolisz wszystkim dokuczać i jesteś uparta.Dobrze wiesz, że nikt ci dzwonka nie zabrał, tylko sama go zaczepiłaś, bo ci się zachciało pchać między ciernie.Za karę nie dam ci dzwonka.Koza wróciła na łąkę.Cały dzień minął jej na skargach i kłótniach, więc była strasznie głodna.Kiedy się najadła, to zaczęła skakać i potrząsać głową, ale — wszystko na nic.Nie miała już na szyi dzwonka, który tak pięknie dzwonił.WDZIĘCZNE KRASNOLUDKIWilki tak się rozmnożyły w lasach otaczających pewną wieś, że wszyscy ich się bali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]