[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Kiedy my. chciałem powiedzieć o żabach, ale ugryzłem się w język.Nie miałem odwagi. No, już was nie ma! Zmiatajcie szybko! powiedziała niecierpliwie paniSzycka. Niech pani zamknie gabinet na klucz i nikogo nie wpuszcza aż dogodziny piątej zwróciła się do woznej. Proszę pani. zasapała Celina a.a czy mogę przynajmniej spraw-dzić, czy drzwi na balkon i okna są dobrze zamknięte?Pani Szycka spojrzała na nią zdziwiona. Cóż to za nagła zapobiegliwość?.No dobrze, sprawdz.Celina pobiegła do drzwi i okien. W porządku powiedziała.Ale w jej głosie nie było wcale pewności.Bo i ona, i my wiedzieliśmy dobrze,że przecież i przedtem okna i drzwi były zamknięte, a jednak.Kiedy pani Szycka wyszła, Cykucki zwrócił się do woznej: Proszę pani, jeszcze jedno, ile jest kluczy do tego gabinetu?Bularska zmarszczyła brwi. Dwa odparła. I oba ma pani u siebie? Tak. I nikomu pani nie daje, tylko nauczycielom i nam z kółka piątej klasy? Nikomu.Przecież w tym miesiącu tylko wasze kółko ma zajmować sięgabinetem.Tak jest powiedziane. A czy naprawdę słyszała pani ducha Nikodema? Nie żartuj z nieboszczyka, bo ci język struchleje pogroziła mu palcemBularska.Wypchnęła nas z gabinetu i zamknęła drzwi na klucz.Kiedy o piątej wróciliśmy do gabinetu, jeden rzut oka na gablotę przekonałnas, że i tym razem złodziej nie próżnował.Zniknęła żaba śmieszka, czyli weso-łuszka.Z całego zbioru pozostały tylko dwie ropuchy i pospolita żaba trawna.Gdyby mogły mówić! Ale one patrzyły tylko na nas nieruchomo, wyłupiastymioczyma, senne i odrętwiałe.Nawet nie chciało nam się szukać.Wiedzieliśmy z góry, że to daremne.Pa-trzyliśmy tępo w podłogę i milczeliśmy.Niepojęty spryt złodzieja przygnębił nascałkowicie.214Wreszcie odezwał się Cykucki. Pozostaje nam tylko jedno mruknął poczekać do wtorku i znów przy-gotować zasadzkę. Wątpię, czy to ma sens powiedziałem. Bularska nie pozwoli namzostać po lekcjach w gabinecie. No, to co robić? zapytała martwym głosem Celina. Jest jeszcze jedno wyjście rzekł niepewnie Cykucki. Jakie? Zwrócić się do Andrzeja Kszyka. Do tego Kolonisty? zapytałem niechętnie. On prowadzi biuro pomocy czy coś w tym rodzaju.Wiem, że jak Ko-czownicy Zenona zabrali Krzysztofowi piłkę, to Kszyk mu pomógł. Tak, ale Krzysztof należy do Kolonistów zauważyłem. Można w każdym razie spróbować powiedział Cykucki. Pewnie, że można. No, to chodzmy, oni urzędują w piątej izbie harcerskiej w domu kultury.Zbiegliśmy do szatni i ubraliśmy się szybko. My tu jeszcze wrócimy powiedzieliśmy do zdziwionej woznej musi-my tylko coś załatwić w domu kultury.Pięć minut pózniej stanęliśmy przed drzwiami piątej izby harcerskiej.Nadrzwiach widniały przybite pluskiewkami małe kartoniki z różnymi napisami.Między Harcerskim komitetem odśnieżania a Kołem przyjaciół ptaków za-uważyliśmy napis Koleżeńskie biuro szybkiej pomocy.Interesantów przyjmujesię codziennie od godziny 17:00 do 19:00. Wchodzimy powiedział Cykucki i otworzył drzwi.Znalezliśmy się w małym pokoju.Stało tu pięć stolików, przy każdym krze-sełko.Trzy stoliki były nie zajęte, przy czwartym siedział chłopak o konopiastejczuprynie i cofniętej brodzie, w którym poznaliśmy Kolonistę Jacka, prawą rękęKszyka.Gryzmolił coś zawzięcie w grubym zeszycie.Z tyłu za nim grzebał w teczce młodszy Reksza, zwany Emerykiem.Obaj podnieśli na nasz widok głowy. My.w sprawie.pomocy powiedział niepewnie Cykucki.Jacek przestał pisać i spojrzał na nas ciekawie. O co chodzi?Wyjaśniliśmy pośpiesznie, w czym rzecz.Jacek skrzywił się niechętnie. My zajmujemy się tylko ważnymi sprawami powiedział. Ważnymii społecznymi. %7łaby szkolne są też społeczne.215 E, żaby. wzruszył pogardliwie ramionami Jacek. Mamy ważniejszesprawy na głowie.Na czwartej kolonii po tych roztopach zrobiło się bagno.Musimy zebrać chłopaków, żeby nawiezli tam żużlu. A jak Krzysztofowi zabrali piłkę, to mu pomogliście zauważył zdener-wowany Cykucki. Zrobiliśmy wyjątek.Krzysztof jest zasłużonym człowiekiem.Gdyby zginąłwam telewizor szkolny albo przynajmniej globus, to co innego, ale żaby? Ośmie-szylibyśmy się tylko powiedział oschle i zabrał się z powrotem do pisania.Przygryzliśmy wargi. Do bani z takim urzędem mruknęła Celina i ruszyła do wyjścia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]