[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Upewnijcie się, żeby Torik zawiadomił jeźdźców z przeszłości, jeżeli sami nie będziecie mogli zanieść im tej wiadomości, że Meron nie żyje, a jego następca popiera Weyr Benden.Wydaje mi się, że Mistrz Oldive chce, żebyście przywieźli z powrotem jakieś zioła i proszki.Zużył dużą część swoich zapasów dla Merona.Rozdział XGłupek zabeczał i usiłując się podnieść wbił Piemurowi zadek w brzuch.Zwinięta na ramionach Piemura Farli zaczęła sennie narzekać i zaraz potem zapiszczała w popłochu.Piemur odwrócił się na bok i odsunął swoich przyjaciół, z obawy, że któregoś z nich przygniecie.Wstał zesztywniały.Na polance wokół jego niewielkiego szałasu nie było widać niczego groźnego, ale gdy się rozejrzał, niespodziewanie zauważył daleko na rzece plamę jaskrawej czerwieni.Zaskoczony odsunął zasłaniającą mu widok gałąź i zobaczył, że dokładnie tam, gdzie pomiędzy równinami rzeka zaczynała się zwężać, płyną trzy jednomasztowe stateczki o jaskrawoczerwonych żaglach.Kiedy się im ze zdumieniem przyglądał, czerwone żagle załopotały, gdy stateczki zmieniły kurs i najpierw ustawiły się pod wiatr, a potem ich własny pęd wniósł je na błotnistą plażę.Zafascynowany tym widokiem Piemur odszedł nieco od swego schronienia, głaszcząc uspokajająco Farli, która trajkotała, zasypując go pytaniami.Niemal nie czuł, że Głupek ociera się o jego nagie nogi, kiedy krył się wśród rosnących na skraju lasu drzew, chociaż z tej odległości nie mogli go dostrzec.Obserwował, jak gdyby przypominając sobie jakiś sen, jak z pokładów schodzą mężczyźni, kobiety, dzieci.Żagle zwinięto kompletnie, a nie tylko zarzucono na bom.Ludzie stanęli szeregiem, żeby przenieść tobołki i paki przez błotnistą plażę na wyżej położony suchy teren.Osadnicy z Północy? — zastanawiał się Piemur.Ale przecież chybaby usłyszał, że wysłano ich do Torika, po to, by w taki sposób dołączyli się do Warowni Południowej, żeby nie rzucało się to w oczy i żeby jeźdźcy z przeszłości nie mieli powodów do narzekania.Kimkolwiek byli ci ludzie, wyglądało na to, że mają zamiar na jakiś czas się tu zatrzymać.Kiedy Piemur kontynuował obserwację wyładunku, uświadomił sobie, że narasta w nim uczucie oburzenia.Ci ludzie ośmielili się zakłócić jego spokój, byli tak zuchwali, że zakładali obozowisko, rozpalali ogień i nad płomieniami wieszali na rożnach wielkie sagany, tak jakby byli u siebie.To była jego rzeka i pastwiska Głupka.Jego! A nie ich, żeby mogli zaśmiecać je namiotami, kotłami i ogniem!A jeżeli przypadkiem akurat tędy będą przelatywać Władcy dawnych Weyrów? Będą kłopoty.Czemu ci ludzie byli tacy niemądrzy? Rozkładali się ze wszystkim tak na widoku.Jego uwagę odciągnął od nich protest Farli.Była głodna.Głupek, zgodnie ze swoim zwyczajem, zabrał się do kosztowania wszystkich rodzajów zieleniny w bezpośrednim otoczeniu.Piemur z roztargnieniem sięgnął do mieszka u pasa po garść wyłuskanych orzechów, które trzymał tam, żeby uspokajać Farli.Jaszczurka elegancko przyjęła poczęstunek, ale poinformowała go gderliwym piśnięciem, że lepiej będzie, jeżeli dostanie tego ranka coś więcej do jedzenia.Piemur też przeżuł orzecha próbując rozeznać się, kim mogli być ci ludzie i o co im chodziło.Jedna grupa oddzieliła się teraz od innych, którzy krzątali się przy namiotach albo napełniali olbrzymie sagany wodą, i skierowała się na drugi koniec pola, a następnie się rozproszyła.W słońcu zabłysły długie ostrza i nagle Piemur dowiedział się, kim są i co robią ci ludzie.Południowcy przybyli zebrać mrocznika z krzaków, które teraz pełne były żywicy i jędrne od kojącego ból soku.Zmarszczył z niesmakiem nos; a każdy pełny sagan trzeba będzie gotować przez trzy dni, żeby rozgotować tę łykowatą roślinę na miazgę.Potem cały dzień zajmie odcedzanie miazgi, a jeszcze sok trzeba będzie odparować do odpowiedniej gęstości, żeby sporządzić kojącą maść.Piemur wiedział, że Mistrz Oldive brał najczystszą, sklarowaną maść i coś z nią jeszcze robił, żeby przerobić ją na proszek do użytku wewnętrznego.Westchnął głęboko, ponieważ oznaczało to, że intruzi będą tu przez wiele dni.Obozowisko rozbito o dobrą godzinę drogi od niego i może go nie zauważą.Ale nawet z tej odległości nie uniknie smrodu gotującego się mrocznika, bo ten zapach wdzierał się wszędzie, a akurat teraz wiatr przeważnie wiał od morza.Do furii doprowadzało go, że musi przez nich opuścić swoje miejsce właśnie wtedy, kiedy wszystko urządził tak, żeby mu było wygodnie, żeby mógł wykarmić siebie, Farli i Głupka, żeby miał się gdzie schronić na noc przed tropikalną burzą i bezpiecznie ukryć się przed Nićmi.A potem przyszło mu na myśl, że może to nie są Południowcy, ale grupa robocza z Północy.Wiedział, że Mistrz Oldive woli zioła, które rosną na Południu; to dlatego Sebell wyprawił się niedawno w podróż, przywoził z powrotem całe wory rozmaitych medykamentów.Ale przecież chyba przywiózł wystarczającą ilość, a może to jakaś nowa umowa z jeźdźcami z przeszłości, którzy chyba nie mieli żalu do Uzdrowiciela.Ale statki z Północy miały wielokolorowe żagle; Menolly powiedziała mu, że nadmorscy gospodarze dumni byli z zawiłości wzorów na swoich żaglach.Gładki czerwony żagiel przywodził na myśl Południowców o których wszyscy wiedzieli, że zrywają z Północną tradycją, kiedy tylko się da.Poza tym te grupy poruszały się tak, że świadczyło to o dobrym obeznaniu z terenem.Piemur szeroko się do siebie uśmiechnął.Jedno było pewne, nie będzie ich teraz jeszcze zawiadamiał o swojej obecności.To mogłoby być niebezpieczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]