[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jestem pewna, bo znam swojego męża. W istocie? Dlaczego zatem jest tu pani?Dobre pytanie.Musiała przełknąć dumę, by na nie odpowiedzieć. Bo znam jego serce, ale nie orientuję się we wszystkich szczegółach jego ży-cia i jestem w tym życiu od bardzo niedawna.Nie wiem, gdzie teraz jest.Szukałamjuż we wszystkich miejscach, które przyszły mi do głowy.Zastanawiam się, czypani nie wie przypadkiem, gdzie jeszcze powinnam sprawdzić?Signora milczała, przechyliwszy głowę na bok.Przyćmione promieniezmierzchu kładły się na niej złotem, jakby wiedząc, że Sophia Licari winna prze-bywać w świetle. Dobrze.On powinien być kochany  oświadczyła wreszcie.Zdumiewające. Ja nic takiego nie powiedziałam  odparła Sabrina lodowatym tonem. Sopranistka znowu uniosła brwi.Mierzyły się wzrokiem przez chwilę. A pani, czy go kocha?  ośmieliła się spytać Sabrina.Zastanawiała się, dla-czego ją to ciekawi i co zrobi potem z tą wiedzą.Uświadomiła sobie, że pyta o togłównie z powodu fascynacji Sophią Licari. Och, moja piękna Sabrino. Zmiech śpiewaczki zabrzmiał jak srebrnedzwoneczki.Zawsze się śmiała z zupełnie niepojętych rzeczy. Jakie to ma zna-czenie, dopóki pani go kocha? Nigdy czegoś takiego nie powiedziałam  sprostowała Sabrina raz jeszcze. Powtarzam: czy wie pani, gdzie on jest?Najwyrazniej znudzona już przeciąganiem napięcia, Sophia odpowiedziała: Lubi łowić ryby.Sabrina milczała przez chwilę. Little Orrick  wyszeptała wreszcie. Damien Russell.Sopranistka pokiwała głową z aprobatą. Zna pani swojego męża lepiej, niż jej się zdaje.Sabrinie wydawało się, że ta chwila powinna mieć w sobie więcej dramaty-zmu.Tymczasem Rhys wyglądał całkiem spokojnie, gdy siedział samotnie na koń-cu pomostu, pod stopami miał niewielkie niebieskie jezioro, nad głową ogromneniebieskie niebo, a w dłoni kiwającą się wędkę.Może myślał o Damienie.Może oniej. Rhys  powiedziała miękko.Widziała jak napinają mu się plecy, kiedy się wyprostował.Potem ostrożnieodłożył wędkę na pomost, zanim bardzo wolno się obrócił.Jakby nie chciał poczućzawodu, na wypadek gdyby tylko uroił sobie jej głos.Kiedy ją ujrzał, błyskawicznie zerwał się na nogi.Nigdy jeszcze nie widziałarównie szybko podnoszącego się mężczyzny.Miał podwinięte rękawy koszuli i odpiętych więcej guzików niż nakazywałaprzyzwoitość.Włosy, zdecydowanie za długie, sięgały za kołnierz, wiatr je roz-wiewał.Szczękę znaczył kilkudniowy zarost.Na dolnych powiekach wykwitły cie-nie, bardziej niebieskie od samych oczu.Nigdy jeszcze nie widziała go w tak po-twornym stanie.Ale, wielkie nieba, był piękny.Na tle tego pustego krajobrazu dookoła wydawał się jakby większy.A możepo prostu już zawsze będzie dla niej najważniejszą rzeczą na każdym horyzoncie.Wykonał trzy szybkie kroki w jej stronę, potem się zatrzymał.Przyglądał sięjej tymi oczami dorównującymi niebu lazurem.Szła w jego stronę powoli.A kiedy znalazła się już wystarczająco blisko,oparła czoło o jego pierś.By go po prostu dotknąć, by znowu go poczuć. Usłyszała, jak się zaśmiał.Otoczył ją ramionami delikatnie, niemal ostrożnie.Gdy się nie wzdrygnęła, przyciągnął ją do siebie już bardziej stanowczo i mocnoobjął.Stali tak wtuleni w siebie przez jakiś czas; czuła, jak jej policzek na piersiRhysa wznosi się i opada w rytm oddechu.Jak gdyby z początku bali się spojrzećna siebie.A potem Rhys rozluznił objęcia, ujął w dłonie jej twarz.I zanim pocałował,wyszeptał prosto w usta: Kocham cię.Chciała na zawsze zapamiętać wyraz jego oczu, kiedy to powiedział.Pocało-wał ją, zanim sama zdążyła mu powiedzieć, że także go kocha.Tak miękko, tak delikatne smakowały jego usta.Zamknęła oczy i poczuła, jakznowu wzbiera w niej płacz. Och, nie.Azy?Roześmiała się krótko i zaraz przycisnęła wilgotny policzek z powrotem dojego piersi. Dlaczego wstałaś w sali rozpraw, Sabrino?Uniosła głowę, by na niego spojrzeć. Widziałeś, jak wstaję? Niemal nic poza tobą nie wiedziałem  odparł z prostotą. Niezależnie od rewelacji Morleya  odezwała się po chwili  chyba miałamzamiar powiedzieć światu, jakim jesteś człowiekiem.Byłam wściekła, że komu-kolwiek się wydaje, iż może o tobie wypisywać takie rzeczy.Chciałam powiedzieć,dlaczego zrobiłeś to, o co cię oskarżają.Zanim ktoś inny mógłby to zrobić.Urwała i wyciągnęła mu ze spodni koszulę, tak zupełnie nieprzypominającąeleganckich płóciennych, które zazwyczaj nosił.Chciała przycisnąć dłonie do jegociepłej skóry, do twardych mięśni pleców.Czuć, jak się unoszą i opadają razem zoddechem i delektować się faktem, że żyje, jest cały i zdrowy, i że należy do niej.To był raj. Ty i ta twoja zwierzęca natura  wymruczał, niby utyskując, gdy jej ręcewędrowały mu po ciele.Przygarnął ją bliżej do siebie i jeszcze bliżej. To twoja wina  wymruczała. Twoja i twojego sekretu uwodzenia.Minęła chwila, zanim się odezwał, bardzo miękko.Słyszała, jak słowa przeta-czają się mu w piersi, pod jej policzkiem. Nie, to ty, Sabrino, przez cały czas znałaś ten sekret.Przypomniała sobie wtedy, żeby to powiedzieć.Odchyliła głowę i zobaczyła,że na nią patrzy. Kocham cię, Rhys.Milczał przez chwilę. I w tym cały sekret  powiedział z prostotą. EpilogPazdziernik, 1821Richard Rhys William James Gillray, syn i następca hrabiego Rawden zostałochrzczony wczesną wiosną.Ale nie w Buckstead Heath, jak można by przypusz-czać.Uroczystość odbyła się w kościele w Gorringe, gdzie witraże rzucały odbiciesłów: Wiara, Nadzieja, Miłosierdzie.Tego właśnie chciała Sabrina, kiedy poznałahistorię okien.Właśnie w tym miejscu siostry Holt czuły się najbliżej ojca, swegoodważnego, mądrego, kapryśnego ojca, który zza grobu umożliwił im odnalezieniesię.Niemowlę, które krzyczało donośnie, zupełnie jak jego ojciec, gdy miał jedenze swoich nastrojów, otrzymało imiona na cześć trzech dzielnych mężczyzn: ojcaRhysa, dziadka Richarda oraz Jamesa Makepeace'a, człowieka, który pewnejmroznej zimowej nocy 1803 roku ryzykował własne życie, by zaopiekować się sio-strami i uratować ich matkę.A imię William otrzymało po prostu dlatego, że podobało się Rhysowi i Sa-brinie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl