[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przeciwnie, wyglądali na tęgich zabijaków, a broni,którą byli obwieszeni, żadną miarą nie można było uznać za paradne ornamenty. Tak więc  podjął Zawisza  nie boczysz się.Czemu tedy ty milczącytaki? Bo zdaje mi się  odważył się Reynevan  że to wy więcej boczycie sięna mnie.I wiem, czemu.Zawisza Czarny obrócił się w siodle i długo mu się przyglądał. Ot  przemówił wreszcie  odezwała się żałościwym głosem ukrzyw-dzona niewinność.Wiedz, synku, że nie godzi się to, chędożyć cudze żony.I jeślichcesz znać moje zdanie, jest to podły proceder.I wart kary.Mówiąc szczerze,wcaleś w moich oczach nie lepszy od takiego, co w tłumie obrzyna kieski albookrada kurniki.Ot, myślę, jeden z drugim drobny hultaj, mizerny huncwot, które-mu udało się skorzystać z okazji.Reynevan nie skomentował. Był w Polszcze przed wiekami zwyczaj  podjął Zawisza Czarny  żeschwytanego amatora cudzych żon prowadzono na most i do tego mostu ćwie-kiem żelaznym przybijano mu worek z jajcami.I kładziono podle gaszka nóż.Pry, chcesz na swobodę, to się odetnij.Reynevan nie skomentował i tym razem. Już się nie przybija  skonkludował rycerz. A szkoda.Mojej pani Bar-bary płochą nie nazwiesz, ale gdy pomyślę, że jej chwilę słabości wykorzystujetam może w Krakowie jaki galant, jaki tobie, chłopcze, podobny gładyszek.Ach, co tu gadać.Ciszę, która zapadła na chwil kilka, przerwała po raz kolejny zjedzona przezrycerza kapusta.47  Taaak  Zawisza stęknął z ulgą i popatrzył w niebo. Wiedz jednak,chłopcze, że cię nie potępiam, albowiem temu jeno kamieniami godzi się miotać,kto sam jest bez grzechu.I tym sposobem podsumowawszy, nie mówmy już o tymwięcej. Miłość wielką jest rzeczą i niejedno ona ma imię, odezwał się Reynevan,nadęty nieco. Pieśni i romansów słuchajęcy, nikt nie wydziwia na Tristanai Izoldę, na Lancelota i Ginewrę ani na trubadura Gwilelma de Cabestaing i pa-nią Małgorzatę z Roussillonu.A mnie i Adelę wcale nie mniej wielka, gorącai szczera miłość łączy.A masz, wszyscy jakby się uwzięli. Jeśli ta miłość taka wielka  Zawisza dał pozór zaciekawienia  czemutedy ty nie przy twej lubej? Czemu fugas chrustas, iście jak przydybany złodzieja-szek? Tristan, by móc być przy Izoldzie, znalazł sposób, przeodział się, jeśli mniepamięć nie myli, w łachmany oparszywiałego żebraka.Lancelot, by wybawić swąGinewrę, samojeden uderzył na wszystkich Rycerzy Okrągłego Stołu. Nie takie to proste  Reynevan spłonił się jak alkiermes. Dużo przyj-dzie jej, gdy mnie złapią i ubiją.O mnie samym już nie wspominając.Ale sposóbznajdę, nie bójcie się.Choćby w przebraniu, jak Tristan właśnie.Miłość zawżdyzwycięży.Amor vincit omnia.Zawisza uniósł się w kulbace i pierdnął.Trudno było ocenić, czy był to ko-mentarz, czy tylko kapusta. Jeden z tej dysputy spor  powiedział  żeśmy pogadali, bo ckniło sięmilczkiem jechać, z nosem spuszczonym.Gadajmy jeszcze, młody panie Zlązaku.Na obojętny temat. Czemu  odważył się po chwili Reynevan  tędy jedziecie? Nie bliżejz Krakowa na Morawę przez Racibórz? I Opawsko? Może i bliżej  zgodził się Zawisza. Ale ja, widzisz, Raciborczykówcierpieć nie mogę.Z niedawno zmarłego księcia Jana, świeć Panie nad jego duszą,kawał był skurwysyna.Nasłał morderców na Przemka, syna księcia cieszyńskiegoNoszaka, a ja i Noszaka znałem, i Przemko druhem mi był.Tak tedy z racibor-skiej gościny nie korzystałem ani onegdaj, ani teraz nie będę, bo synalek Jana,Mikołajek, dzielnie, jak mówią, kroczy po rodzica śladach.Nadto drogi nadłoży-łem, bo było z Kantnerem o czym pogadać w Oleśnicy, powtórzyć mu, co rzekłbył pod jego adresem Jagiełło.Do tego, droga przez Dolny Zląsk zwykle obfitujew atrakcje.Choć widzę, że przesadzona coś ta opinia. Ha!  domyślił się bystro Reynevan. To dlatego w pełnej zbroi jedzie-cie! I na bojowym koniu! Bitki wypatrujecie.Zgadłem? Zgadłeś  przyznał spokojnie Zawisza Czarny. Gadali, roi się tu u wasod raubritterów. Nie tu.Tu bezpiecznie.Dlatego tak ludno.W samej rzeczy, na brak towarzystwa narzekać nie mogli.Sami nie dogo-nili co prawda nikogo i nikt ich nie wyprzedził, za to w przeciwnym kierunku,48 z Brzegu ku Oleśnicy, ruch był ożywiony.Minęli już kilku kupców na nagru-żonych, rysujących głębokie koleiny wozach, w eskorcie kilkunastu zbrojnycho wyjątkowo bandyckich gębach.Minęli pieszą kolumnę obładowanych łagwia-mi maziarzy, anonsowanych wcześniej ostrym zapachem żywicy.Minęli grupkękonnych Krzyżaków z Gwiazdą, minęli podróżującego z giermkiem młodego jo-annitę o twarzy cherubina, minęli wolarzy pędzących woły, a także pięciu po-dejrzanie wyglądających pielgrzymów, którzy, choć grzecznie spytali o drogę doCzęstochowy, w oczach Reynevana podejrzanymi być nie przestali.Minęli ja-dących na drabiniastym wozie goliardów, wesołymi i niezbyt trzezwymi głosyśpiewających In cratere meo, pieśń ułożoną do słów Hugona z Orleanu.A terazwłaśnie  rycerza z niewiastą i małym orszaczkiem.Rycerz był w pysznej ba-warskiej zbroi, a wspięty dwuogoniasty lew na tarczy dowodził przynależnoścido rozległego rodu Unruhów.Rycerz  widzieć to się dało  momentalnie roz-poznał herb Zawiszy, i pozdrowił ukłonem, ale tak dumnym, by jasnym było, żenie gorsi Unruhowie od Sulimczyków.Odziana w jasno-fioletową suknię towa-rzyszka rycerza jechała po damsku na pięknej skarogniadej klaczy i nie nosiła o dziwo  żadnego nakrycia głowy, wiatr swobodnie igrał w jej złotych włosach.Przejeżdżając obok, kobieta uniosła głowę, uśmiechnęła się leciutko i obdarzyłazagapionego na nią Reynevana spojrzeniem tak zielonym i wymownym, że chło-piec aż zadrżał. Oj  powiedział po chwili Zawisza. Nie umrzesz ty, chłopaczku, śmier-cią naturalną.I pierdnął.Z siłą bombardy średniego wagomiaru. By dowieść  rzekł Reynevan  żem na was wcale za wasze złośliwościi przytyki nie krzywy, uleczę was z tych wzdęć i gazów. Ciekawość, jak. Zobaczycie.Niech no tylko trafi się pasterz.Pasterz trafił się nawet prędko, ale zobaczywszy skręcających ku niemu z go-ścińca konnych rzucił się do panicznej ucieczki, wpadł w chaszcze i znikł jak senjaki złoty.Zostały tylko beczące owce. Było  ocenił, stając w strzemionach, Zawisza  sposobem go brać, z za-sadzki.Bo teraz go już po tych wertepach nie dognamy.Wnosząc z tempa, w ja-kim wiał, już zdążył zresztą odgrodzić się od nas Odrą. Albo i Nysą  dodał Wojciech, giermek rycerza, dowodząc żywego dow-cipu i znajomości geografii.Reynevan nie przejął się jednak drwinami wcale.Zsiadł, pewnym krokiemudał się do pasterskiego szałasu, skąd po chwili wyłonił się z wielkim pękiemsuchych ziół. Nie pasterz mi potrzebny  wyjaśnił spokojnie  lecz to.I odrobinkawrzątku.Garnek się znajdzie? Wszystko  rzekł sucho Wojciech  się znajdzie.49  Jeśli gotowanie  Zawisza spojrzał w niebo  tedy popas.I to dłuższy,bo noc bliska.* * *Zawisza Czarny rozsiadł się wygodniej na nakrytym kożuchem siodle, zajrzałdo opróżnionego przed chwilą kubka, powąchał. Zaprawdę  orzekł  smakuje jak ogrzana słońcem woda z fosy, a śmier-dzi kotem.Ale pomaga, na mękę Pańską, pomaga! Już po pierwszym kubku, gdymnie przesrało, poczułem się lepiej, a teraz to już jakby ręką odjął.Moje uzna-nie, Reinmarze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl