[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na koniec powiem, że umiejętność inspirującego przywództwa jest wewnętrzną cechą ducha.A do tego potrzeba ludzi, którzy - jak trafnie ujął to Emerson - „żyją z największej głębi swojej istoty".Ta duchowość nie spada na nas niespodziewanie.Pojawia się stopniowo dzięki uporczywym studiom i stałej trosce.Staraj się własną motywację utrzymywać na wysokim poziomieMiłość to owoc każdej pory roku,więc zawsze jest w zasięgu ręki.Matka Teresa z KalkutyPomagaj innym w rozwoju i uczyń z tego największąradość swego życiaNasze biura znajdują się na najwyższym piętrze budynku i kiedy siedzę przy oknie, czekając na następnego pacjenta, zastanawiam się często nad uzdrawianiem ludzi w ogóle, a w szczególności nad osobowością tych, którzy niosą innym tę właśnie uzdrowicielską pomoc.Wielu moich pacjentów to lekarze, nauczyciele i pracownicy społeczni, którzy czują się przytłoczeni i przeciążeni pracą.Jest tylu potrzebujących, powiadają, każdy ma tyle problemów, i chociaż starają się wszystkim pomagać - i tak zostaje jeszcze wielu, którzy zupełnie sobie nie radzą.Gdy na Pacyfiku szaleje sztorm, przed moim oknem pojawia się czasem mewa szukająca schronienia nad lądem, z wdziękiem unosząc się w prądach powietrza.Moi pacjenci też uciekają od sztormów.Ich ideały legły w gruzach i teraz nie są pewni, czy w ogóle potrafią komuś pomóc.Pewien duchowny wypowiedział kiedyś następujące smutne zdanie:Gdy zdecydowałem się na duszpasterstwo, myślałem, że uratuję cały ten świat i wszystkich ludzi.Ale to było dawno temu.Dzisiaj mam bardziej pesymistyczne podejście do każdego, kto myśli podobnie, i mój cel jest bardzo klarowny: ja chcę tylko przetrwać.We współczesnym żargonie taką postawę określa się mianem wypalenia.Ludzie przestali wierzyć w ludzi.Dawne nadzieje na niesienie pomocy innym i ulgi w cierpieniu ustąpiły miejsca pesymizmowi.Teraz nie są nawet pewni, czy w ogóle wierzą w Boga.Gdy po kilku takich rozmowach w moim gabinecie atmosfera gęstnieje od rozpaczy, często wracam myślami do Szwecji w okresie wojny i opowieści o pomocniku tokarza, protestancie Johanie Erikssonie.Chociaż nigdy nie poznałem go osobiście, wydaje mi się, że dobrze go znam, bo jego córka Dagny Svensson przez wiele lat kierowała naszym biurem.W roku 1939 do Szwecji przywożono liczne transporty żydowskich dzieci.Niektóre w wieku trzech, może czterech lat, wysypywały się z pociągu bez żadnego dobytku.Miały tylko duże tabliczki na szyi z wypisanym miastem pochodzenia, nazwiskiem i wiekiem.Dzieci były wychudzone i blade, miały wielkie, zapadnięte brązowe oczy.Z ich smutnego spojrzenia widać było wyraźnie, że widziały już niejedno i że doświadczyły okrucieństwa, jakiego większość ludzi nigdy nie zazna w życiu.Szwedzkie rodziny brały te dzieci „na okres wojny", chociaż niewielu wierzyło w pogłoski, że wojna nie potrwa długo.Jednym ze Szwedów, którzy otworzyli drzwi swojego domu, był Johan Eriksson.Wiedział, co znaczy niedostatek - w wieku dwudziestu ośmiu lat został wdowcem z czwórką dzieci.Teraz był mężczyzną w średnim wieku i część dzieci opuściła go już, by żyć własnym życiem.Lecz kiedy Johan dowiedział się, że przerażony dziewięcioletni Rolf szuka domu, zareagował jak zupełnie młody człowiek.W ten sposób żydowski chłopiec zaczął przystosowywać się do zwyczajów surowego, protestanckiego szwedzkiego domu.Z początku, gdy ktoś głośno zapukał do drzwi, a z dworu dobiegały głosy, chłopiec o zapadniętych oczach wskakiwał do szafy i zakrywał głowę.Na szczęście w domu Erikssona otoczony był ciepłem i miłością.Wkrótce zaczął przybierać na wadze, jego spojrzenie ożyło i w końcu znowu zaczął się śmiać.Kiedy inwazja hitlerowska zdawała się nieunikniona, mężczyźni w warsztacie powiedzieli Johanowi tak:, „Gdy wejdzie Hitler, będziesz miał kłopoty przez tego żydowskiego chłopaka.Przyjdą i zabiorą go".Na ogół uprzejmy Szwed odpowiedział z zaciśniętymi zębami: „Nie zabiorą go, chyba, że po moim trupie".I co ciekawe, Johan równie stanowczo bronił Rolfa przed swoimi własnymi braćmi w wierze.Gdy inni parafianie zasugerowali, żeby spróbował nawrócić chłopca, Johan znowu zacisnął zęby.Rząd szwedzki zagwarantował, że dzieci zostaną przy swojej religii, i chociaż Johan zabierał małego Rolfa do kościoła razem ze swoją rodziną, pilnował, żeby chłopiec kultywował tradycje żydowskie i żeby, gdy nadejdzie właściwy czas, w pełni przygotowany mógł celebrować swoje Bar Miewa.Po zakończeniu wojny, Johan chciał zwrócić żydowskim rodzicom ich syna, którego wychowywał w miarę możliwości najbliżej jego tradycji.Lecz kiedy wojna się skończyła, rzeczywistość okazała się inna.Rodzice Rolfa zaginęli gdzieś w Europie jak miliony innych Żydów.Pewnego dnia przyniesiono kopertę bez znaczka.W środku znajdowała się pospiesznie skreślona wiadomość, że więcej do niego nie napiszą i że Rolf nigdy nie może zapomnieć tego, co zrobiła dla niego jego szwedzka rodzina.I Rolf nie zapomniał.Gdy dorósł, wyjechał do Sztokholmu, gdzie całkiem nieźle zaczął sobie radzić w interesach.Ale okropne doświadczenia z czasów dzieciństwa odezwały się i pewnego dnia umysł go zawiódł.Rodzina mówiła Johanowi Erikssonowi, że już dość zrobił dla Rolfa, a władze domagały się zgody na zamknięcie młodego człowieka w zakładzie psychiatrycznym, ponieważ uważano, że jest niebezpieczny.Johan nie przystał-na żadną z tych propozycji.„Jego miejsce jest tutaj - powiedział zwyczajnie.- Tu jest jego dom".I tak Rolf wrócił do niewielkiej miejscowości Amal.Spokojny, solidny Szwed znowu się nim zajął.Pielęgnował Rolfa przez cały rok, do czasu, gdy jego umysł uspokoił się i wrócił do normy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]