[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Odwołaj pan to natychmiast! Odwołaj pan swoje słowa, don Lucasie, jeśli się pan mienisz człowiekiem honoru! Odwołaj pan, bo historia pana osądzi!– Mam się za człowieka honoru, bo nim jestem, don Agapito.A na sąd historii sobie bimbam.Zresztą co ma piernik do wiatraka?.Do diaska, pan to umie zbić człowieka z pantałyku! O czym u licha pan mówi?Oskarżycielski palec Cárcelesa celował w trzeci guzik kamizelki rozmówcy.– O panu szanownym.Dopiero co oświadczyłeś pan, że każdy patriota jest monarchistą, tak czy nie?– Owszem.Cárceles wybuchnął sarkastycznym śmiechem niby oskarżyciel publiczny, który zaraz pośle skazanego złoczyńcę na haniebny stryczek.– Czyżbym ja był monarchistą? Panowie, czyżbym ja był monarchistą?Wszyscy obecni, z Jaimem Astarloą włącznie, zapewnili go, że bynajmniej.Cárceles zwrócił się znów do don Lucasa.Triumfował.– No i masz pan!– Co niby mam?– Nie jestem monarchistą, a przecież jestem patriotą.Obraził mnie pan i żądam satysfakcji.– Pan nie jest żadnym patriotą, don Agapito!– Co takiego.?W tym momencie zwyczajowa interwencja pozostałych uczestników spotkania stała się niezbędna, inaczej Cárceles i don Lucas wzięliby się za łby.Gdy nastrój nieco się uspokoił, przy stoliku powróciły gdybania o rozwoju wydarzeń po ewentualnej abdykacji Izabeli II.– Może książę de Montpensier – zauważył półgłosem Antonio Carreńo.– Ale podobno Napoleon III założył wobec niego weto.– Nie wykluczałbym – rzekł don Lucas, poprawiając sobie monokl, który wypadł mu w trakcie niedawnego starcia – że abdykuje na rzecz infanta don Alfonsa.Tu Cárceles znowu podskoczył jak oparzony.– Ten milusiński? Próżne nadzieje, drogi Rioseco.Burboni precz.Skończyło się.Sic transit gloria Burbonów, inne sentencje pozwolę sobie przemilczeć.Już dosyć Hiszpania się nacierpiała pod rządami dziadunia i mamuni.O ojcu nie wypowiadam się, bo nie mam co do niego pewności.Antonio Carreńo postanowił wtrącić się jako neutralny ekspert, co dawało mu pewność, że znajdzie się poza obstrzałem którejkolwiek strony:– Nie zaprzeczy pan, don Lucasie, że czara cierpliwości Hiszpanów już się przelała.Powody co poniektórych kryzysów pałacowych autorstwa naszej Izabelci zawstydziłyby najbardziej wyrozumiałych.– To oszczerstwa!– Oszczerstwa czy nie, my w loży uważamy, że przekroczone zostały dopuszczalne granice.Don Lucas aż się zaczerwienił, uniesiony monarchistycznym gniewem.Bronił w tej chwili ostatnich okopów pod szyderczym spojrzeniem Cárcelesa.Szukając rozpaczliwie wsparcia, zwrócił się do Jaimego Astarloi.– Słyszy ich pan, don Jaime?.Na Boga, odezwijże się pan.Jest pan człekiem roztropnym.Wywołany do odpowiedzi wzruszył ramionami, mieszając kawę łyżeczką.– Ja się zajmuję szermierką, don Lucasie.– Szermierką? A kto myśli o szermierce, kiedy monarchia w niebezpieczeństwie?Nad osaczonym Rioseco zlitował się nauczyciel muzyki, Marcelino Romero.Przestał na chwilę przeżuwać swoją grzankę i niewinnie przyznał, że królowa – nikt temu nie zaprzeczy – jest przywiązana do tradycji i otoczona dużą sympatią.W odpowiedzi rozległ się sardoniczny śmiech Carreńa, Cárceles zaś naskoczył na pianistę podniesionym z oburzenia głosem.– Drogi panie, nie rządzi się królestwem za pomocą tradycji! Do tego potrzeba patrioty – tu zerknął z ukosa na don Lucasa – i to z honorem.– Z honorem i muletą – dodał żartobliwie Carreńo.Don Lucas zastukał laską w podłogę.Nie mógł znieść dłużej tych zuchwalstw.– Jakże łatwo potępiać! – wykrzyknął kiwając ze smutkiem głową.– Jakże łatwo porąbać na opał drzewo, które się chwieje! I to w dodatku pan, don Agapito, pan, który był księdzem.– Hola, panie! – przerwał mu dziennikarz.– Bądź pan łaskaw mówić to w czasie zaprzeszłym!– Tak było, tak było, chociaż to pana uwiera – nie ustępował don Lucas, zadowolony, że wreszcie trafił swojego kolegę w czuły punkt.Cárceles położył dłoń na piersi i przywołał niebo nad sobą na świadka.– Pogardzam sutanną, którą nosiłem w czasach młodzieńczego zaślepienia, tym czarnym symbolem obskurantyzmu!Antonio Carreńo z powagą skinął głową, składając niemy hołd temu retorycznemu popisowi.Don Lucas obstawał przy swoim.– Był pan księdzem, don Agapito, zatem powinien pan wiedzieć lepiej niż ktokolwiek: miłosierdzie to najwyższa cnota chrześcijańska.Należy okazać szlachetne miłosierdzie, kiedy mówi się o wielkiej postaci, jaką jest miłościwie nam panująca.– Panująca wyłącznie panu, don Lucasie.– Nazywaj ją pan, jak chcesz.– Żebyś pan wiedział, że nazwę: kapryśna, chwiejna, przesądna, niewykształcona.Reszty cnót wstydzę się wymienić.– Nie mam zamiaru znosić pańskich impertynencji.Uczestnicy spotkania znów musieli wezwać oponentów do zachowania spokoju.Ani don Lucas, ani don Agapito nie byliby w stanie muchy zabić, wszystko to stanowiło cześć obowiązkowego rytuału, powtarzającego się każdego popołudnia.– Powinniśmy zdać sobie sprawę – don Lucas podkręcał wąsa, starając się nie zauważać chytrego spojrzenia, jakim mierzył go Cárceles – z nieszczęścia, jakim okazał się ślub naszej monarchini, wbrew wszelkiej estetyce, z don Franciskiem de Asís.Waśnie małżeńskie, które stały się tajemnicą poliszynela, ułatwiły poczynania kamarylom dworskim i pozbawionym skrupułów politykom, faworytom i darmozjadom.To oni, a nie nasza biedna pani, odpowiadają za obecną, niewesołą sytuację.Cárceles nie mógł się dłużej powstrzymywać.– Powiedz pan to patriotom więzionym w Afryce, deportowanym na Wyspy Kanaryjskie i na Filipiny, emigrantom tułającym się po całej Europie! – uniesiony rewolucyjnym szałem dziennikarz miął w dłoniach „La Nueva Iberia”.– Przy obecnym rządzie Jej Bogobojnej Mości poprzednie wychodzą na aniołki, co tu dużo gadać.Nie widzisz pan, co się wokół dzieje?.Nawet wielkie szychy i politykierów, bez kropli krwi demokratycznej w żyłach, wygnano tylko dlatego, że wydali się podejrzani albo że współdziałali z niesławnym Gonzalezem Bravo.Policz pan, don Lucasie.Policz pan sam: od Prima po Olozagę, przez Cristino Martosa i całą resztę.Już nawet Unia Liberalna, jak czytaliśmy, knuje przeciw władzy, a stary O’Donnell wącha kwiatki od spodu.Izabela może teraz liczyć na poparcie tylko ze strony skłóconych i słabych moderantystów, którzy ciosają sobie kołki na głowie, bo władza wymyka im się z rąk, i już sami nie wiedzą, któremu świętemu się polecić.Pańska monarchia robi bokami, don Lucasie.Robi bokami.i w portki.– Po prawdzie to Prim jest tuż–tuż – szepnął Antonio Carreńo konfidencjonalnie, usiłując być oryginalnym, zasłużył sobie jednak tylko na docinki pozostałych.Cárceles zmienił natychmiast cel swoich nieubłaganych ataków.– Prim, jak to dopiero co raczył zauważyć nasz przyjaciel don Lucas, jest wojskowym.Miles mniej lub bardziej gloriosus, ale jednak miles.Nie mam do niego za grosz zaufania.– Hrabia de Reus jest liberałem – zaoponował Carreńo.Cárceles walnął pięścią w stół, o mało nie rozlewając przy tym kawy z filiżanek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]