[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pod szaroniebieskim kombinezonem, który opinał jego bary, nosił granatową tunikę i chustę.Lando pomyślał, że przybysz jest schludnie ubrany, ogolony i zbyt trzeźwy, by uważać go za bandytę.A poza tym, jego strój świadczył o dobrym smaku.Mężczyzna podszedł do stolika, zajmowanego przez Calrissiana.Lufa broni nie zmieniła położenia.Android-barman pospiesznie wyszedł zza kontuaru i stanął w ten sposób, że zagrodził drogę intruzowi.- Jest poprzednim właścicielem „Odpoczynku Astronauty", kapitanie Calrissian.Odszedł, jeszcze zanim zacząłem tu pracować.Kiedy ten lokal przeszedł w ręce nowego właściciela, usiłował dopisać do umowy aneks, w myśl którego nigdy nie byłoby wolno.- Co to ma znaczyć: „usiłował", ty bezczelna kupo szmelcu? Umowa to umowa! Ludzie mają prawo zawierać umowy, jakie im się podoba!Widocznie Jandler nie mógł się zdecydować, czy zastrzelić młodego hazardzistę, czy barmana, ponieważ wymachiwał blasterem, kierując lufę to w jednego, to znów w drugiego.Lando miał wrażenie, że jego żołądek zawiązuje się na supły.Gdyby nadeszła chwila podejmowania decyzji, liczył na to, że były właściciel wybierze jednak barmana jako cel łatwiejszy i szybszy do późniejszego uprzątnięcia.Wyglądało na to, że rosłemu fanatykowi nie brakuje wrażliwości ani dobrego smaku.Tymczasem android nie ustępował.- Ale nie tam, gdzie istnieje obowiązujące w całym systemie prawo, zabraniające dyskryminowania kogokolwiek, proszę pana.I nie wówczas, kiedy stracił pan lokal w trakcie gry losowej - na rzecz innej istoty, która potępia dyskryminację.Człowiek odwrócił się w stronę automatu - Lando pomyślał, że w takiej sytuacji może spróbować obezwładnić napastnika, ale ta myśl pozostała tylko myślą - i uniósłszy rękę, zamachnął się i opuścił lufę broni prosto na pleksi stalową kopułkę, wieńczącą metalową głowę barmana.- A masz za swoje prawa i rozporządzenia! - wrzasnął.- A to za.JAUĆ!- Nie powinien pan nigdy kopać androida - skomentował uprzejmie Vuffi Raa.Przyglądał się ze współczuciem, jak mężczyzna klnąc, nie przestaje podskakiwać na jednej nodze.Mimo to Jandler znalazł w sobie dość sił, żeby spiorunować spojrzeniem podobnego do rozgwiazdy robota.- Strasznie śmieszne - odezwał się hazardzista, pragnąc jeszcze bardziej odwrócić od siebie uwagę intruza.- Bierz go, Vuffi Raa!Jandler odwrócił się w stronę potencjalnego nowego napastnika.Zdezorientowany pięciomackowy robot spojrzał na swojego właściciela, ale zamysł Calrissiana się powiódł.Spodziewając się ataku ze strony absolutnie nieszkodliwego automatu, nieznajomy postąpił krok w jego stronę, a tymczasem android-barman, pomimo poważnego wgniecenia w górnej powierzchni czaszki, zdzielił intruza po głowie krzesłem, które Lando ukradkiem popchnął nogą w jego stronę.Mężczyzna runął na podłogę jak wór, wypełniony łajnem mynocków.Kilkunastu przebywających w lokalu gości zaczęło radośnie krzyczeć i wiwatować.Większość zgromadziła się wokół stolika Calrissiana - niesłusznie ignorując lekko uszkodzonego bohaterskiego barmana - aby uścisnąć dłoń młodego hazardzisty albo poklepać go po plecach.- Bardzo dziękuję - powiedział zadowolony z siebie Lando, chociaż z powodu gwaru rozmów musiał to raczej krzyknąć.Podczas całego zajścia nawet nie zdążył wstać z krzesła, i teraz musiał cierpieć katusze, bez końca poklepywany przez rozentuzjazmowanych wielbicieli.- Cieszę się, że nie wszystkie roboty zaprojektowano w rygorystyczny sposób, który uniemożliwiałby im uciekanie się do przemocy.- A zwracając się do tłumu, dodał: -Dziękuję wam, to nie było nic wielkiego.Dziękuję, naprawdę bardzo dziękuję.- On został zaprojektowany w taki sposób, że tylko nie może wywoływać awantury, proszę pana - pospieszył z wyjaśnieniem barman, wskazując małego androida.- Jeżeli nie ma pan nic przeciwko temu, zaraz wywlokę tego gościa na ulicę.A jako próbę zadośćuczynienia za kłopoty, jakich doznał pan w tym lokalu, co powiedziałby pan na szklaneczkę dobrego trunku - oczywiście, na rachunek naszej firmy?- Bardzo chętnie, ale pod warunkiem, że nie będzie jej na moim rachunku - odparł Lando.- Aha, i przynieś drugą dla mojego przyjaciela Mohsa.Mohsie?Hazardzista podskoczył ze zdumienia.Mohs zniknął.Klucz także.Lando odwrócił się jak użądlony w samą porę, żeby dostrzec wystrzępiony koniec szarego, przypominającego łachman stroju, który właśnie znikał za kotarą, zasłaniającą tylne drzwi lokalu.Przedarł się przez tłum wciąż jeszcze wiwatujących gości i przebiegł przez salę tak szybko, że wprawił tym w osłupienie nawet automaty.Pochwycił.I poczuł, że w zęby wbija mu się kolekcja sękatych kostek.Plując krwią, zacisnął palce wokół przyczepionego do kostek nadgarstka, po czym wbił zęby w stosunkowo miękką nasadę dłoni.Mohs zaskrzeczał z bólu, ale w następnej sekundzie zaczął okładać niedawnego lorda po głowie Kluczem, którego nie wypuścił z drugiej dłoni.Oszołomiony, zdumiony i zirytowany Lando uwolnił dłoń agresywnego starca, po czym wyciągnął obie ręce, starając się chwycić go za gardło.Wtedy poczuł uderzenia w pachwinę.Jęknął i walcząc ze sobą, by nie zwymiotować, runął na kolana.Mimo to uświadomił sobie, że pozycja, w jakiej właśnie się znalazł, może przynieść mu pewną korzyść.Kiedy sędziwy tubylec - Lando wciąż jeszcze nie potrafił się zmusić, by nie myśleć o dzikusie w taki sposób - zamachnął się, usiłując zadać następny cios Kluczem Sharów, Lando chwycił pierwszą obnażoną, umorusaną kostkę nogi, która znalazła się w pobliżu jego dłoni.Mohs runął na plecy, a Lando skoczył na niego i przytrzymał, mimo iż starzec natychmiast spróbował go ugryźć albo chociaż podrapać.Tymczasem Vuffi Raa, który zdążył znaleźć się u boku swojego właściciela, podskakiwał i wykrzykiwał dobre rady.Zapewne Lando w ogóle ich nie słyszał, a gdyby nawet, najprawdopodobniej by ich nie usłuchał.Uważał, że toczy nierówną walkę.Mimo iż z całą pewnością bardzo chciałby, nie mógł po prostu jednym ciosem „rozłożyć" starca na podłodze.Starał się zatem tylko utrzymywać wierzgającego Mohsa i uzbroiwszy się w cierpliwość, zaczekać, aż przeciwnik straci siły.Toczyli się po podłodze spiżarni, raz po raz potrącając okratowane skrzynie i przewracając kartonowe pojemniki.W pewnej sekundzie zaczepili nawet o kończyny androida-barmana, który przyłączył się do Vuffi Raa i także udzielając dobrych rad, zachęcał hazardzistę do walki.Przez krótką chwilę Lando miał czas, by unieść głowę.- Bardzo dziękuję za pomoc - wychrypiał, zwracając się do barmana.Mechaniczny mieszacz trunków pozostał jednak niewzruszony.- Bicie staruszków nie wchodzi w zakres moich obowiązków, kapitanie.A poza tym, wygląda na to, że przyda się panu trochę praktyki.W następnej chwili Lando został ponownie wciągnięty w wir walki.Mohs zdzielił go kilka razy po głowie, ale tym razem jego ciosy nie miały już takiej siły.Lando pochwycił Klucz, a później nawet zdołał przyjąć pozycję pionową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]