[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale on miał w pamięci ich historię przedstawioną na fresku.Kiedy jego batalion w miesiąc później dotarł do morza, kiedy już przebrnęli przez to wszystko i weszli do nadmorskiego miasteczka Cattolica, a inżynierowie oczyścili plażę z min w pasie szerokim na jakieś dwadzieścia metrów i żołnierze mogli już nadzy wskakiwać do wody, podszedł do jednego z mediewistów, z którym się zaprzyjaźnił - który po prostu z nim rozmawiał i dzielił się z nim czasem swymi specjalnymi racjami - i obiecał pokazać mu coś w podzięce za jego uprzejmość.Saper zdobył skądś motocykl triumph, zawiesił na ramieniu latarkę polową i wyruszyli w drogę szlakiem, którym tu przybyli - z powrotem do cichych obecnie miasteczek Urbino i Anghiari, wzdłuż wietrznego grzbietu wzgórz stanowiącego stos pacierzowy półwyspu.Stary człowiek za nim podskakiwał na wybojach i zacieśniał uścisk obejmując go w pasie; potem skręcili na zachód do Arezzo.Piazza wieczorem była wyludniona, nie było na niej żołnierzy; saper zaparkował motocykl pod kościołem.Pomógł mediewiście ogarnąć się, uporządkował swój ekwipunek i weszli do środka.Mroczny chłód.I jeszcze większa pustka; ciszę wypełniał tylko odgłos ich kroków.Ponownie poczuł zapach starego kamienia i drewna.Zapalił trzy świetlne rakiety.Przerzucił na linie i zamocował bloczek między kolumnami nad nawą, a potem drugi koniec liny wyniósł wysoko na kiju zakończonym knotem do zapalania świec.Profesor przypatrywał się temu zachwycony, raz po raz wspinając się w mroku na palcach.Młody saper obwiązał mu plecy i biodra linką, zawiesił mu na piersiach małą lampkę.Pozostawił go na chwilę na dole tak zaasekurowanego linkami, a sam hałasując wspiął się na górny poziom, gdzie schwycił drugi koniec liny zaczepionej na kiju.Trzymając się jej, spuścił się z chóru w ciemność, jednocześnie stary człowiek pod wpływem ciężaru jego opuszczającego się ciała podjechał w górę.Kiedy saper dotknął stopami ziemi, profesor znalazł się o kilka metrów nad nią, w połowie wysokości ściany, tuż przy freskach; wisząca lampka rzucała krążek światła.Trzymając mocno linę saper ruszył ku przodowi tak nią manewrując, by zawieszony u jej drugiego końca mężczyzna znalazł się na wprost Odjazdu cesarza Maksencjusza.Po pięciu minutach opuścił mężczyznę na ziemię.Przywiązał sobie latarkę i sam wzniósł się na linie ku kopule, pod głęboki błękit namalowanego na niej nieba.Zachował w pamięci złote gwiazdy z owych dni, kiedy się w nie wpatrywał przez polową lornetę.Spojrzał w dół i dostrzegł mediewistę, zmęczonego, odpoczywającego w kościelnej ławie.Teraz miał już wyobrażenie o kubaturze tego kościoła i jego wysokości.Niejasne pojęcie.Głębia i mrok studni.Latarka w jego dłoni rzucała światło jak czarodziejska różdżka.Podciągnął się na linie ku twarzy swej Królowej Smutku, jego brunatna ręka wyciągnęła się ku jej wyolbrzymionej szyi.Sikh rozbił namiot w odległym zakątku ogrodu, gdzie - jak przypuszcza Hana - kiedyś rosła lawenda.Znajduje tam zeschnięte listki, które rozciera w palcach i rozpoznaje zapach.Rozpoznaje ten zapach niekiedy też po deszczu.Zrazu w ogóle nie zachodzi do domu.Snuje się po okolicy zajmując się rozbrajaniem min.Zawsze jest uprzejmy.Lekkie skinienia głowy.Hana widzi, jak się myje przy zbiorniku na wodę deszczową, pierwotnie umieszczonym na szczycie zegara słonecznego.Zbiornik jest teraz suchy.Widzi, jak on zdjąwszy koszulę polewa wodą swą brunatną skórę, niczym ptak posługujący się skrzydłem.Za dnia ogląda zwykle tylko jego ramiona wyłaniające się z krótkich rękawów wojskowej koszulki i karabin, który zawsze nosi z sobą, mimo iż wydaje się, że wszelkie walki już się od nich odsunęły.Nosi swą broń w różny sposób - czasem jak berło, a czasem jak kostur pielgrzyma, kiedy sterczy mu zza pleców zarzucony na ramieniu.Odwraca się nagle, odczuwając, że jest przez nią obserwowany.Zawdzięcza życie swej ostrożności, obchodzi dokoła wszystko, co podejrzane, włącza w tę panoramę także jej spojrzenie, tak jakby i z nim zamierzał zawrzeć układ.Dzięki swej samowystarczalności jest pomocą dla niej, dla wszystkich w tym domu, mimo iż Caravaggio krzywi się na to, że saper nieustannie nuci różne zachodnie piosenki, których nauczył się w ciągu trzech lat wojny.Ten drugi saper, który przymaszerował wraz z nim wtedy, w czasie nocnej burzy, i który się nazywa Hardy, rozlokował się gdzieś nie opodal, bliżej miasta, ale widuje się ich obu pracujących razem, spacerujących po ogrodzie ze swymi różdżkami do wykrywania min.Pies przylgnął do Caravaggia.Młody żołnierz, który biega i spaceruje czasem z psem alejką, nie daje mu niczego do jedzenia, utrzymując, że zwierzę powinno samo się wyżywić.Kiedy znajduje coś jadalnego, zaraz sam to zjada.Takie są granice jego uprzejmości.W niektóre noce sypia w załomie muru, skąd otwiera się widok na dolinę; chroni się do namiotu tylko w czasie deszczu.Z kolei on przypatruje się nocnym wędrówkom Caravaggia.Dwukrotnie śledzi go z pewnej odległości.Ale na trzeci dzień Caravaggio zatrzymuje się i mówi: nie łaź za mną.Usiłuje to puścić mimo uszu, ale starszy odeń mężczyzna bierze jego twarz w swoje dłonie i zmusza do wysłuchania tej przestrogi.Tak więc żołnierz przekonuje się, że Caravaggio był przez obie te noce świadom, iż jest śledzony.W każdym razie to tropienie było tylko pozostałością nawyków z czasów wojny.Nawet i teraz chciałby coś wziąć na cel, wypalić i trafić.Ciągle mierzy w nos posągu lub też w jakiegoś jastrzębia przelatującego nad doliną.Nadal jeszcze jest bardzo młody.Pochłania posiłki jak wilk, zaraz biegnie zmyć po sobie naczynia, na lunch nie przeznacza więcej niż pół godziny.A ona przypatruje mu się, w ogrodzie lub w pozarastanym sadzie z tyłu budynku, jak pracuje, ostrożny i cierpliwy jak kot.Dostrzega brunatną skórę na jego piersi wyłaniającą się spod rozpiętej koszuli, kiedy wypija czasem szklankę herbaty w jej towarzystwie.Nigdy nie mówi o niebezpieczeństwie związanym z prowadzonymi przez siebie poszukiwaniami.Co jakiś czas eksplozja każe jej i Caravaggiowi wybiec nagle z domu, serce zamiera jej w piersi z powstrzymywanego lęku.Wybiega na dwór albo dopada okna, dostrzegając również Caravaggia, i oboje przyglądają się saperowi leniwie zbliżającemu się do domu.Nie chce mu się nawet ominąć trawnika przed tarasem.Któregoś razu Caravaggio zajrzał do biblioteki i zobaczył sapera gdzieś pod sufitem - tylko Caravaggio mógł wchodząc do pokoju sprawdzać nawet górne galeryjki, by się przekonać, czy aby jest tu sam - a młody żołnierz, nie spuszczając z oka swego celu, uniósł dłoń i pstryknięciem powstrzymał go przed wejściem do środka, zanim nie wyciągnie i nie odetnie sprężynki zapalnika, który wytropił w kącie, ukryty nad lambrekinem.Zawsze nuci i pogwizduje.- Kto to gwiżdże? - pyta którejś nocy ranny Anglik, który nigdy przybysza nie widział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]