[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Leć, piękny ptaku,uciekaj!Treserzy byli wściekli, że jakiś nieznajomy płoszy im sokoła.Hume dogonił Tora.- Panie Gynt, proszę! Ten sokół jest wystarczająco nerwowy nawet bez pańskichwrzasków.- Nie jest nerwowy, głupcze.I nie jest twoim sokołem.Jest mój! - warknął Tor,zdumiony niepohamowaną gwałtownością własnych emocji.- Tor? - Sylven wyglądała na przestraszoną.- yle się czujesz?- Nigdy nie byłem szczęśliwszy, Sylven - odparł, ignorując konwenanse.- To mójsokół.- Uśmiechnął się od ucha do ucha.Treserzy wołali Cloota, ale ten wznosił się coraz wyżej w niebo.- Nie wraca, panie Hume.W ogóle nie reaguje.- To straszne.Ten ptak kosztował nas fortunę - powiedział Hume, patrząc na Toraspode łba, ale nie ośmielając się powiedzieć nic więcej.Bądz co bądz, miał do czynienia zgościem królowej.- Już go nie złapiecie - oznajmił triumfalnie Tor, chwytając dyndający w ręku treserakaptur.- Tym go uciszaliście?Treser kiwnął głową w oszołomieniu.Skórzany kaptur nabity był ćwiekami z tegosamego północnego archalitu, który nie pozwolił Torowi wykorzystać magii do uratowaniaLocky ego przed Pocałunkiem Srebrnej Dziewicy.- Mogę to wziąć? - zapytał królową i nie czekając na odpowiedz, schował kaptur dokieszeni.- A teraz udowodnię, że to mój sokół.Hej, wy tam - przywołajcie go!Treserzy wołali i wołali, ale Cloot krążył coraz wyżej.Gdy pokręcili głowami,przyznając się do porażki, do akcji wkroczył Tor.- Patrzcie - rzekł.Ponownie uruchomił łącze i bez trudu połączył się z Clootem.Statek, którym tu płynąłem, rozbił się i omal nie utonąłem, potem pojmano mnie jakoniewolnika, a teraz muszę się bawić w kochanka królowej.Wszystko po to, by cię odnalezć.Zaległa długotrwała cisza.Tor zastanawiał się, czy Cloot mógł się zmienić, zatracićzdolność mówienia.Ale nie.W końcu się odezwał.Ja też się świetnie bawiłem.Tor parsknął śmiechem, zaskakując otaczających go ludzi, którzy widzieli jedynie, żemedyk stoi i wpatruje się w ptaka, nie próbując go wołać ani dawać znaków.Cloot, pokaż im, że należymy do siebie.Muszę tego dowieść.Podleć teraz do mnie.Otaczające go głosy stawały się coraz głośniejsze, ale Tor obrócił się i przyłożył palecdo ust, by je uciszyć.Zamilkły.Spojrzawszy w górę, zebrani patrzyli, jak wspaniały sokółzawraca w miejscu w pozornie niemożliwy sposób, po czym spada z nieba jak kamień.- Nie wyjdzie z tego - rzekł jeden z treserów.- To najbardziej zdumiewający ptak, jakiego w życiu widziałem - odparł zniebotycznym podziwem Hume.Cloot pędził ku nim w szalonym tempie.- Proszę się cofnąć, wasza wysokość - ostrzegł królową Tor.Wszyscy inni takżeposłuchali tej rady.W ciągu kilku sekund sokół zwolnił gwałtownie, obrócił się i wystawił jaskrawożółteszpony.Tor nie potrzebował ochrony.Cloot wylądował lekko na jego wyciągniętymprzedramieniu.Modlitwy zostały wysłuchane.Zatrzepotawszy skrzydłami, ptak obrócił się ipopatrzył na tresera.Tor ponownie parsknął śmiechem na widok oskarżycielskiego spojrzeniatych żółtych, przeszywających oczu.Dzięki, że wreszcie się pojawiłeś.- Tor był zachwycony, słysząc w głosie Cloota znajomy sarkazm.Ucałował bok ostrego dzioba i usłyszał za plecami odgłosy obrzydzenia.Już nigdy się nie rozstaniemy, przyjacielu.Nie rzucaj szalonych obietnic, Torkynie Gyncie - żachnął się Cloot, po czymnastroszył pióra i spojrzał złowrogo na nadchodzącą królową.Kocham cię, Cloot - rzekł Tor.Zamknął łącze i uśmiechnął się spokojnie do Sylven, która stała z dłonią opartą obiodro.- No, no, no.Mam rozumieć, że muszę ci oddać tego cennego sokoła?- Jest mój, wasza wysokość.Obiecałaś.- Obiecałam, Tor.Jest twój.- A on? - zapytał Tor, wskazując Hume a.- Zrobi, co mu każę - odparła.Oddaliła treserów.Byli wyraznie rozczarowani.Hume wyglądał, jakby miał ochotękogoś ukatrupić.Tor zaskoczył królową, przyklękając na jedno kolano i pochylając głowę.- Dziękuję za twoją wspaniałomyślność, królowo Sylven
[ Pobierz całość w formacie PDF ]