[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dzięki, ale muszę pracować.Lamar wycofał się z biura.W drzwiach minął się z Niną, która niosła stospapierów.Położyła je na rogu zasłanego papierami biurka. Idę na lunch.Czy potrzebujesz czegoś? Nie.Dzięki.Tak, dietetycznej pepsi.Korytarze ucichły w porze lunchu sekretarki opuszczały budynek i kie-rowały się w stronę centrum, by odwiedzić którąś z tuzina małych kafejek i re-stauracji znajdujących się w pobliżu.Połowa prawników była zajęta liczeniempieniędzy na czwartym piętrze, więc miły gwar towarzyszący intensywnej pracyumilkł na jakiś czas.Mitch znalazł jabłko na biurku Niny i wytarł je do czysta.Otworzył podręcz-nik o przepisach IRS, położył go na kopiarce stojącej za biurkiem i nacisnął zie-lony przycisk druk.Zabłysło czerwone światełko ostrzegawcze i pojawiła się in-formacja podaj numer teczki.Odsunął się i spojrzał na kopiarkę.Tak, była nowa.Obok przycisku z napisem druk znajdował się inny z napisem bypass.Nacisnął gokciukiem.Z maszyny wydobył się głośny sygnał alarmowy i cały rząd przyciskówzapalił się jaskrawoczerwonym światłem.Spojrzał bezradnie wokoło szukając po-mocy, nie dostrzegł nikogo i przerażony chwycił podręcznik. Co się tu dzieje? czyjś głos przebił się przez wycie kopiarki. Nie wiem! wrzasnął Mitch.Lela Pointer, sekretarka zbyt leciwa, by opuszczać budynek w czasie lunchu,odnalazła przełącznik i przekręciła go.Syrena umilkła. Co to, do diabła? zapytał Mitch, z trudem łapiąc oddech. Nie powiedzieli ci? zdziwiła się, zabrała mu podręcznik i odłożyła gona miejsce.Zwidrowała go swoimi maleńkimi, złośliwymi oczkami z taką miną,jakby przyłapała go na grzebaniu w jej torebce. Oczywiście, że nie.O co chodzi? Mamy nowy system kopiowania oznajmiła przez nos został zainstalo-wany zaraz po Bożym Narodzeniu.Musisz wpisać numer teczki, zanim maszynazacznie kopiować.Twoja sekretarka powinna ci była powiedzieć. Czy to znaczy, że to coś nie zacznie kopiować, dopóki nie wcisnę dziesię-ciocyfrowego numeru? Tak jest. A co z dokumentami nie należącymi do teczek klientów?155 Nie będzie działać.Pan Lambert uważa, że tracimy zbyt wiele pieniędzyna nie zafakturowane kopie.Tak więc od teraz, za każdą kopię z kartoteki wysta-wia się automatycznie rachunek.Najpierw wciskasz numer.Maszyna zapamiętujeliczbę kopii i przekazuje informację do głównego komputera, który wystawia zanie rachunek i obciąża klienta. A co z kopiami prywatnymi?Lela pokręciła głową.Na jej twarzy malowało się zdumienie. Nie chce mi się wierzyć, że twoja sekretarka nie powiedziała ci tegowszystkiego. No dobrze, nie powiedziała, czemu ty wobec tego nie mogłabyś mi pomóc? Masz czterocyfrowy numer prywatny.Pod koniec każdego miesiąca dosta-niesz rachunek za swoje własne kopie.Mitch wlepił wzrok w maszynę. Ale po co ten cholerny system alarmowy? Pan Lambert powiedział, że po trzydziestu dniach odłączą alarm.Na ra-zie jest on potrzebny ze względu na takich jak ty.Traktuje to bardzo poważnie.Powiedział, że traciliśmy tysiące na nie zafakturowanych kopiach. W porządku.Spodziewam się, że wymieniono wszystkie kopiarki w tymbudynku.Uśmiechnęła się z satysfakcją. Tak, wszystkie siedemnaście. Dziękuję. Mitch wrócił do biura, aby odnalezć numer teczki.O trzeciej po południu na piątym piętrze zakończono uroczystość, a wspólnicy,teraz znacznie zamożniejsi i trochę wstawieni, wyszli z jadalni i rozeszli się doswoich biur.Avery, Oliver Lambert i Nathan Locke dotarli krótkim korytarzemdo ściany z zabezpieczeniami i nacisnęli przycisk.DeVasher czekał.Wskazał krzesła i poprosił, by usiedli.Lambert puścił w obieg skręcone ręcz-nie honduransy i wszyscy zapalili. Cóż, widzę, że wszyscy jesteśmy w świątecznych nastrojach powie-dział drwiącym tonem DeVasher
[ Pobierz całość w formacie PDF ]