[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W imię Światłości zrzekam się Różanej Korony i ustępuję z Tronu Lwa na rzecz Elayne, Głowy Domu Trakand.W imię Światłości poddaję się woli Elayne z Andoru jako jej posłuszna poddana.- Nic z tego tak naprawdę nie czyniło Elayne królową, ale przygotowywało do tego grunt.- Czemu się tak uśmiechasz? - spytała Lini.Morgase odwróciła się powoli.- Myślałam o Elayne.- Nie sądziła, że stara piastunka stoi dostatecznie blisko, aby usłyszeć coś, czego nikt raczej nie powinien był słyszeć.Oczy Lini stały się większe, oddech uwiązł jej w gardle.- Masz natychmiast odejść od okna! - warknęła i wcielając słowa w czyn, chwyciła ją za ramię i siłą odciągnęła.- Lini, zapominasz się! Przestałaś być moją niańką jeszcze.! - Morgase zrobiła głęboki wdech i dalej mówiła łagodniejszym już tonem.Spojrzenie w te przestraszone oczy nie było łatwe - przecież Lini nic nie mogło nastraszyć! -To, co robię, będzie najlepsze - wyjaśniła jej łagodnie.-Nie ma żadnego innego wyjścia.- Żadnego innego wyjścia? - wtrąciła się gniewnym głosem Breane, wczepiając dłonie w fałdy spódnic tak silnie, że aż jej się trzęsły.Najwyraźniej wolałaby je zacisnąć na gardle Morgase.- Co ty za bzdury wygadujesz? A jeśli ci Seanchanie pomyślą, że cię zabiliśmy? - Morgase zacisnęła usta, czyżby jej zamiary tak łatwo można było już odczytać?- Zamknij się, kobieto! - Lini nigdy się nie złościła ani nie podnosiła głosu, a teraz zrobiła i jedno, i drugie, jej zwiędłe policzki poczerwieniały.Uniosła kościstą rękę.- Trzymaj usta zamknięte albo cię spoliczkuję, bo zachowujesz się, jakbyś była głupsza, niż jesteś!- Spoliczkuj ją, jeśli już koniecznie chcesz kogoś policzkować! - krzyknęła w odpowiedzi Breane tak zapalczywie, że aż się zapluła.- Królowa Morgase! Wyśle ciebie, mnie i mojego Lamgwina na szubienicę, łącznie z jej drogocennym Tallanvorem, ponieważ nie ma w sobie nawet tyle odwagi co mysz!Otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł Tallanvor, co położyło kres tej zaognionej dyskusji.Żadna nie zamierzała krzyczeć w jego obecności.Lini właśnie udawała, że ogląda rękaw Morgase, jakby ten domagał się naprawy, gdy w ślad za Tallanvorem do środka weszli pan Gill i Lamgwin.Breane uśmiechnęła się przelotnie i wygładziła spódnice.Mężczyźni oczywiście niczego nie zauważyli.Za to Morgase zauważyła zmiany, które w nich zaszły.Przede wszystkim Tallanvor przypasał miecz i podobnie uczynił pan Gill, a także Lamgwin, tyle że ten miał krótki oręż.Zawsze odnosiła wrażenie, że sprawniej posługuje się pięściami niż bronią.Zanim zdążyła zapytać, kościsty człowieczek, który zamykał ten pochód, starannie zamknął za sobą drzwi.- Wasza Wysokość - powiedział Sebban Balwer - wybacz to najście.- Nawet jego ukłon i uśmiech zdawały się nadzwyczaj oszczędne, precyzyjne, ale kiedy objął wzrokiem pozostałe kobiety, Morgase stwierdziła, że niezależnie od tego, czy tamci mężczyźni zauważyli, jaka atmosfera panuje w pokoju, dawny sekretarz Pedrona Nialla zorientował się na pewno.- Jestem zdziwiona, że cię widzę, panie Balwer - powiedziała.- Słyszałam, że spotkały cię pewne nieprzyjemności ze strony Eamona Valdy.- Słyszała, jak Valda mówił, że jeżeli jeszcze raz zobaczy Balwera, to kopniakiem wyrzuci go poza mury Fortecy.Uśmiech Balwera stężał, doskonale wiedział, co powiedział Valda.- On ma plan, jak nas stąd wydostać - wtrącił Tallanvor.- Dzisiaj.Zaraz.- Spojrzał na nią, bynajmniej nie tak, jak poddany spogląda na królową.- Przyjmujemy jego ofertę.- Jak? - spytała powoli, walcząc o to, by ustać prosto na uginających się nogach.Jaką to pomoc mógł zaofiarować ten pedantyczny, przypominający wyschły patyk, człowieczek? Ucieczka.Chciała usiąść, ale nie zamierzała tego zrobić, nie wtedy, gdy Tallanvor patrzył na nią w taki sposób.Co prawda, ona nie była już jego królową, ale on o tym nie wiedział.Przyszło jej do głowy jeszcze jedno pytanie.- Dlaczego? Panie Balwer, nie odrzucę żadnej oferty pomocy, ale dlaczego miałbyś ryzykować własnym życiem? Jeśli ci Seanchanie się dowiedzą, sprawią, że pożałujesz.- Opracowałem te plany jeszcze przed ich atakiem - odparł ostrożnie.- Zdawało się.niegodne.zostawiać Królową Andoru w rękach Valdy.Możesz to uważać za mój rewanż.Wiem, że nie jestem kimś, na kogo w ogóle warto spojrzeć, Wasza Wysokość.- Kaszlnął z pogardą, zasłoniwszy usta dłonią.-.ale plan się powiedzie.Ci Seanchanie w rzeczy samej go ułatwią; bez nich przez wiele dni nie byłem gotów.W świeżo podbitym mieście udzielą dużej swobody każdemu, kto zechce złożyć ich Przysięgę.Nie minęła godzina od wschodu słońca, a ja już uzyskałem glejt, który zezwala mi oraz dziesięciu innym, którzy złożyli Przysięgę, na opuszczenie Amadoru.Oni wierzą, że zamierzam kupić wino oraz wozy do jego transportu na wschód.- To na pewno jakaś pułapka.- Słowa miały w jej ustach gorzki posmak.Lepsze okno niż wpaść w czyjeś sidła.- Nie dopuszczą, byś roznosił wieści o nich, uprzedzając ich armię.Balwer przekrzywił głowę i zaczął wykonywać gest mycia dłoni, po czym nagle znieruchomiał.- Tak naprawdę, Wasza Wysokość, to zastanawiałem się nad tym.Oficer, który dał mi glejt, powiedział, że to nie ma znaczenia.Jego dokładne słowa: “Powiedz, komu zechcesz, coś widział i niech wiedzą, że się nam nie oprą.Wasze kraje i tak niebawem się o wszystkim dowiedzą”.Widziałem kilku kupców, jak składali Przysięgę tego ranka i odjeżdżali swoimi wozami.Tallanvor podszedł do niej blisko.Zbyt blisko.Niemal czuła jego oddech.Czuła jego wzrok.- Godzimy się na jego ofertę - powiedział, ale tak cicho, żeby tylko ona słyszała.- Nawet gdybym miał cię związać i zakneblować, sądzę, że on i w takich okolicznościach wymyśli jakiś sposób.Wygląda na bardzo przedsiębiorczego małego człowieczka.Odwzajemniła mu spojrzenie.Okno albo.szansa.Gdyby tylko Tallanvor trzymał język za zębami, byłoby łatwiej powiedzieć: “Przyjmuję z wdzięcznością, panie Balwer”.ale i tak ostatecznie to powiedziała.Odsunęła się, jakby chciała spojrzeć na Balwera tak, by nie była zmuszona wyciągać szyi ponad ramieniem Tallanvora.Jego bliskość była zawsze taka denerwująca.Był po prostu za młody.- Co należy zrobić najpierw? Wątpię, by gwardziści przy drzwiach przepuścili nas na twój glejt.Balwer skłonił głowę, jakby chwalił jej przezorność.- Obawiam się, że musi im się przydarzyć nieszczęśliwy wypadek, Wasza Wysokość.- Na te słowa, jak na sygnał, Tallanvor wydobył sztylet z pochwy, a Lamgwin rozprostował ręce niczym prężący się lopar.Nie wierzyła, że wszystko może okazać się takie łatwe, nawet wtedy, gdy już spakowali to, co byli w stanie udźwignąć, a dwaj Tarabonianie zostali wepchnięci pod jej łoże.Przy głównej bramie, niezdarnie przytrzymując swój lniany płaszcz podróżny zakrywający tobołek na plecach, ukłoniła się, układając dłonie na kolanach tak, jak ją tego nauczył Balwer, podczas gdy ten zapewniał strażników, że przysięgli okazywać posłuszeństwo; oczekiwać rozkazów i służyć, gdy nadejdą.Zastanawiała się, jak zagwarantować, by nie wzięto jej żywcem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]