[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niczego nie chciał wyjaśnić.W ogóle mówił jakoś dziwnie.Straciłem nagle apetyt, ale nie chcąc wzbudzać podejrzeń, jadłem dalej.Niepotrzebnie.Claire ani trochę to nie obchodziło.Mimo nasilającego się bólu i dokuczliwego deszczu ze śniegiem poszedłem na piechotę.Podejrzewałem, że w piątkowy wieczór nie znajdę miejsca do zaparkowania na ulicy M, ponadto chciałem trochę rozprostować kości i zebrać myśli.To spotkanie oznaczało, że popadłem w kłopoty, musiałem zacząć szukać jakiegoś wyjścia.Po drodze obmyślałem kłamstwa, którymi mógłbym zamaskować mój wyczyn.Skoro już dopuściłem się kradzieży, kłamstwa nie miały większego znaczenia.Ale ponieważ Hector wciąż był pracownikiem kancelarii, istniała groźba, że przyjdzie na spotkanie z założonym podsłuchem.Należało więc słuchać uważnie, lecz mówić jak najmniej.U Nathana było sporo wolnych miejsc.Mimo że przyszedłem dziesięć minut przed czasem, Hector czekał już przy stoliku w kącie sali.Ujrzawszy mnie, poderwał się z miejsca i energicznie wyciągnął dłoń na powitanie.- To pan musi być Michael.Nazywam się Hector Palma, pracuję w sekcji nieruchomości.Miło mi pana poznać.Przypominało to ułańską szarżę z potokiem słów w roli oręża mającego mnie powalić na kolana.Uścisnąłem mu dłoń i niewyraźnie mruknąłem:- Mnie również miło.- Proszę usiąść - rzekł, wskazując miejsce przy stoliku.Aż nadto ostentacyjnie okazywał mi uprzejmość.Skrzywiłem się z bólu i pokuśtykałem ociężale w głąb sali.- Gdzie pan sobie tak podrapał twarz? - zapytał Hector.- Miałem bliskie spotkanie z poduszką powietrzną.- Ach, tak.Słyszałem o wypadku - rzekł szybko, chyba nawet za szybko.- Dobrze się pan czuje? Niczego pan sobie nie złamał?- Nie.- Nadal nie miałem pewności, do czego on zmierza.- Podobno drugi kierowca zginął na miejscu - rzekł, zanim jeszcze moja odpowiedź zdążyła do niego dotrzeć.Nie ulegało wątpliwości, że zależy mu na pokierowaniu naszą rozmową, mnie wyznaczył rolę biernego uczestnika.- Owszem, jakiś handlarz narkotyków, który uciekał przed ścigającą go policją.- Do czego to doszło! - Podszedł kelner i Hector zwrócił się do mnie: - Czego się pan napije?- Poproszę kawę, czarną.Niemal w tej samej chwili poczułem na swojej stopie delikatny nacisk jego buta.- Jakie macie piwo? - spytał kelnera, zadzierając głowę.Tamten, ze znudzoną i zbolałą miną, zaczął monotonnym głosem wymieniać marki.Hector trzymał obie dłonie wyciągnięte ku środkowi stolika.Spojrzał na mnie z ukosa, a zauważywszy, że mu się przyglądam, uniósł szybko lewą dłoń, zagiął palec wskazujący, a po chwili nakierował go na swoją pierś.- Niech będzie molson - oznajmił głośno i kelner oddalił się pospiesznie.Zatem Palma miał pod marynarką ukryty mikrofon.Byliśmy też obserwowani, gdyż dawał mi gorączkowe znaki, wykorzystując to, że kelner zasłania go przed resztą gości.Z trudem się powstrzymałem, żeby nie odwrócić głowy i nie popatrzeć na sąsiednie stoliki.Zresztą znacznie mi w tym pomógł ból wywołujący zesztywnienie karku.Znaki dawane przez Hectora w pełni wyjaśniały jego wylewne, lecz nieco obcesowe powitanie.Widocznie maglowali go przez cały dzień, ale do niczego się nie przyznał.- Jestem aplikantem w sekcji nieruchomości - rzekł - którą kieruje Braden Chance, jeden ze wspólników kancelarii.- Rozumiem.- Teraz, kiedy wiedziałem na pewno, że moje słowa są rejestrowane, musiałem się bardzo kontrolować.- Pracuję głównie dla niego.Zamieniliśmy kilka słów w ubiegłym tygodniu, kiedy przyszedł pan do niego z jakąś sprawą.- Możliwe.Nie pamiętam.Pochwyciłem ledwie zauważalny uśmiech, a raczej wyraz odprężenia rozpoznawalny tylko po zmarszczkach w kącikach oczu, których zapewne nie mogła wyłapać żadna kamera.Teraz ja lekko nacisnąłem butem jego stopę, mając nadzieję, że właściwie zinterpretuje ów znak.- Poprosiłem pana o tę rozmowę, ponieważ z gabinetu Bradena Chance’a zginęła teczka z aktami.- Czyżby ktoś mnie oskarżał o kradzież?- Nie, ale został pan uznany za podejrzanego.Właśnie o te akta pytał pan Chance’a podczas waszej rozmowy w ubiegłym tygodniu.- A więc jednak jestem oskarżony.- Jeszcze nie, proszę się uspokoić.W firmie rozpoczęto intensywne dochodzenie, ale na razie tylko rozpytujemy tych pracowników, którzy mogą mieć coś wspólnego z zaginięciem dokumentów.A ponieważ słyszałem, jak pytał pan Bradena o te akta, kierownictwo firmy poprosiło mnie, bym z panem porozmawiał.To wszystko.- Nic mi o tej sprawie nie wiadomo.- I to nie pan zabrał akta?- Oczywiście, że nie.Z jakiego powodu miałbym wykradać jakieś papiery z gabinetu wspólnika kancelarii?- Czy zgodziłby się pan na badanie poligraficzne?- Jasne - odparłem lekceważącym tonem, choć w rzeczywistości żadnym sposobem nie dałbym się podłączyć do wykrywacza kłamstw.- To dobrze.Poproszono o to nas wszystkich.To znaczy wszystkich, którzy mieli cokolwiek wspólnego z tymi aktami.Kelner przyniósł piwo i kawę, zyskaliśmy więc parę sekund do namysłu.Wyznanie Hectora było oczywiste: znalazł się w poważnych kłopotach.Badanie poligraficzne z pewnością wykazałoby, że kłamie.Czy spotkał się pan z Michaelem Brockiem przed jego odejściem z firmy? Rozmawialiście na temat zaginionych akt? Nie przekazał mu pan kopii żadnych dokumentów znajdujących się w teczce? A może dopomógł pan w kradzieży? Tak czy nie? Wystarczyło parę ostrych pytań wymagających prostej odpowiedzi.Żadnym sposobem nie mógłby przejść badania pomyślnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]