[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. %7ładnej. Jak pan to skopiował? spytał Yarber. To mój brat.Nie mam pojęcia, skąd to wytrzasnął.Ten cały Lake ma po-tężnych przyjaciół.Będzie tak: zwolnią was za godzinę.Furgonetką pojedzieciedo Jacksonville, do hotelu.Tam spotkacie się z moim bratem.Zaczekacie na po-265twierdzenie przelewu, a kiedy nadejdzie, przekażecie mu swoje brudne akta.%7łebynie było wątpliwości: wszystkie akta.Jasne?Zgodnie kiwnęli głową.Za sześć milionów dolarów Lake mógł je sobie za-brać. Niezwłocznie wyjedziecie z kraju i będziecie mogli wrócić najwcześniejza dwa lata. Wyjechać? spytał Beech. Niby jak? Nie mamy paszportów, żadnychdokumentów. Dokumenty dostaniecie od mojego brata.Paszporty na nowe nazwisko i ca-łą resztę, łącznie z kartami kredytowymi.Już na was czekają. Na dwa lata? powtórzył Spicer; Yarber spojrzał na niego tak, jakby JoeRoy postradał zmysły. Tak odrzekł Argrow. Na dwa lata.To jeden z warunków umowy.Zgadzacie się? Bo ja wiem. odrzekł Spicer drżącym głosem; nigdy dotąd nie wyjeż-dżał za granicę. Nie bądz głupi warknął na niego Yarber. Ułaskawienie i milion do-lców rocznie za dwuletnią emigrację? Oczywiście, że się zgadzamy.Pukanie do drzwi zaskoczyło ich i przeraziło.Do sali konferencyjnej zajrza-ło dwóch strażników.Argrow porwał ze stołu kopie prezydenckich ułaskawieńi schował je do kieszeni. Rozumiem, że się dogadaliśmy zreasumował. Tak?Ponownie kiwnęli głową i kolejno uścisnęli mu rękę. To dobrze.Tylko pamiętajcie, udawajcie zaskoczonych.Strażnicy zaprowadzili ich do gabinetu naczelnika, gdzie zostali przedstawienidwóm mężczyznom o poważnych obliczach.Jeden był z Departamentu Sprawie-dliwości, drugi z Głównego Zarządu Więziennictwa.Naczelnik zdołał nie pomy-lić ich nazwisk i dokonawszy prezentacji, wręczył każdemu z Braci sztywną kart-kę formatu A-4.Były to oryginały dokumentów, których kopie pokazał im przedchwilą Argrow. Panowie oznajmił z całym dramatyzmem, na jaki było go stać. Pre-zydent Stanów Zjednoczonych was ułaskawił. I uśmiechnął się ciepło, jakbyzostali ułaskawieni przez niego samego.Sędziowie gapili się bez słowa na dokumenty.Byli wciąż zaszokowani i wciążhuczało im w głowie od pytań, z których najważniejsze brzmiało tak: Jakim, u li-cha, cudem Argrow zdołał uprzedzić naczelnika? Skąd wytrzasnął kopie tych pa-pierów? Nie wiem, co powiedzieć. wymamrotał Spicer.Yarber i Beech wy-krztusili coś równie elokwentnego. Prezydent rzekł przedstawiciel Departamentu Sprawiedliwości przej-rzał akta waszych spraw i doszedł do wniosku, że dość się panowie nasiedzieliście.266Prezydent jest przekonany, że jako wolni i produktywni obywatele lepiej przysłu-życie się krajowi i społeczeństwu.Patrzyli na niego tępym wzrokiem.Czyżby ten kretyn nie wiedział, że mająprzybrać nowe nazwiska i wyjechać z kraju na co najmniej dwa lata? Kto tu byłpo czyjej stronie?I dlaczego prezydent ich ułaskawił, skoro dysponowali wystarczającą ilościąmateriałów, żeby zniszczyć Aarona Lake a, który mógł odebrać zwycięstwo wi-ceprezydentowi? Bo to przecież Lake chciał ich uciszyć, nie prezydent, zgadzasię?W jaki sposób Lake zdołał go namówić, żeby darował im resztę kary?W jaki sposób zdołał namówić go do czegokolwiek na tym etapie kampaniiwyborczej?Odjęło im mowę.Zciskając w ręku bezcenne dokumenty, siedzieli ze ściągnię-tymi twarzami, a w ich głowach kłębiły się setki pytań. Powinniście być zaszczyceni powiedział przedstawiciel Głównego Za-rządu Więziennictwa. Prezydent bardzo rzadko korzysta z tego prawa.Yarber zdołał kiwnąć głową, mimo to ani przez chwilę nie przestał myślećo jednym: kto czeka na nich przed więzieniem? Jesteśmy wstrząśnięci powiedział Beech.Trumble nigdy dotąd nie gościło więzniów na tyle ważnych, żeby prezydentraczył ich ułaskawić.Naczelnik był z nich dumny, choć nie bardzo wiedział, jaktę chwilę upamiętnić. Kiedy chcecie panowie wyjść? spytał, jakby tamci mieli ochotę zostaći trochę się zabawić. Niezwłocznie odrzekł Spicer. Znakomicie.Podrzucimy was do Jacksonville. Nie, dziękujemy.Zabierzemy się okazją. Jak chcecie.Ale przedtem czeka nas trochę papierkowej roboty. Byle nie za dużo.Każdy z nich dostał dużą płócienną torbę na rzeczy.Gdy zbici w gromadkężwawym krokiem przechodzili przez podwórze ze strażnikiem za plecami, Beechszepnął: Kto załatwił to cholerne ułaskawienie? Na pewno nie Lake odrzekł półgłosem Yarber. Oczywiście, że nie Lake warknął Beech. Prezydent nie kiwnąłby dlaniego palcem.Przyspieszyli kroku. A co za różnica? spytał Joe Roy. To nie ma sensu syknął Yarber. No i co zrobisz? zakpił Spicer, nie odwracając głowy. Zostaniesz tukilka dni dłużej, żeby przeanalizować sytuację? A kiedy już odkryjesz, kto za tym267stoi, odrzucisz ułaskawienie? Daj spokój, Finn. Finn ma rację wtrącił Beech
[ Pobierz całość w formacie PDF ]