[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zdziwiony właściciel moratorium rozejrzał się po pokoju, zastanawiającsię, gdzie ona może być.Na jego charakterystycznym obliczu rozlał się niepokój. Czy nie ma tu jej? Która to była dziewczyna?  spytał Joe.Opadły go najczarniejsze prze-czucia. Pan Hammond nie powiedział mi tego.Sądził, że pan jest poinformowany.W tych okolicznościach podanie mi jej nazwiska byłoby niedyskrecją.Czy ona. Nikt się tu nie zjawił. Która to mogła być? Pat Conley? Czy Wendy? Zaczął chodzić po pokoju, starając się zapanować nad swym lękiem.Na Boga,pomyślał, mam nadzieję, że była to Pat. W szafie  powiedział von Vogelsang. Co?  Joe zatrzymał się. Może powinien pan tam zajrzeć.W tych droższych apartamentach sąogromne szafy ścienne.Joe nacisnął guzik umieszczony na drzwiach szafy i sprężynowy mechanizmotworzył je gwałtownie.Na podłodze leżała zwinięta kupka, składająca się głównie z rozpadającychsię strzępków czegoś, co kiedyś było tkaniną.Miało się wrażenie, że to, co mate-riał ten okrywał, stopniowo, przez długi czas, skurczyło się do tak drobnych roz-miarów.Całość była wyschnięta do cna, niemal zmumifikowana.Schyliwszy sięprzewrócił ją na drugą stronę.Ważyła zaledwie kilka funtów.Pod wpływem jegodotknięcia zgięte dotąd członki wyprostowały się; były cienkie i kościste.Wyda-wały odgłos przypominający szelest papieru.Zdawało się, że sztywne i splątanewłosy leżącej postaci są niezwykle długie.Przykrywały jej twarz jak czarna, skłę-biona chmura.Joe stał pochylony, bez ruchu, nie mając odwagi przekonać się, ktoto jest. To stare zwłoki  powiedział zdławionym głosem von Vogelsang.Kompletnie wysuszone.Jakby leżały tu od stuleci.Zjadę na dół i poinformujęo tym dyrektora hotelu.Niemożliwe, żeby to była dorosła kobieta, pomyślał Joe.Tak drobne mogłybyć jedynie szczątki jakiegoś dziecka. Z pewnością to nie Pat ani Wendy  powiedział, odsuwając z jej twarzykłąb włosów. Wygląda, jakby ją wyciągnięto z pieca do wypalania cegły.A może to ten wybuch  pomyślał. Fala gorąca po eksplozji bomby.W milczeniu przyjrzał się drobnej, skurczonej, pociemniałej od gorąca twarzy.I już wiedział, kto to jest.Rozpoznał ją, choć z trudem.84 Wendy Wright.Zwszłej nocy, domyślał się, przyszła do mojego pokoju i nagle zaczął sięw niej  czy wokół niej  odbywać jakiś proces.Poczuła to i odeszła po ci-chu, chowając się w szafie, bym nic o tym nie wiedział.Tak upłynęły ostatniegodziny (czy może  miał nadzieję  jedynie minuty) jej życia, a jednak niewydała głosu, nie obudziła mnie.A może próbowała mnie zbudzić, ale nie uda-ło jej się to, nie była w stanie zwrócić na siebie mojej uwagi.Może właśnie ponieudanej próbie obudzenia mnie powlokła się do tej szafy?Boże, pomyślał, mam nadzieję, że to nie trwało długo. Nie może pan nic już dla niej zrobić w swym moratorium, prawda? spytał von Vogelsanga. Jest już zbyt pózno.Przy tak całkowitym rozkładzie z pewnością nie pozo-stał w niej żaden ślad półżycia.Czy to ta dziewczyna? Tak  odparł, kiwając głową. Lepiej będzie, jeśli pan natychmiast opuści ten hotel.Dla pańskiego wła-snego bezpieczeństwa.Hollis.bo to Hollis, prawda?.zrobi z panem to samo. Moje papierosy  mówił Joe  kompletnie wyschnięte.Książka telefo-niczna sprzed dwóch lat na pokładzie statku.Skwaśniała śmietanka i zapleśniała,zmętniała kawa.Pieniądze które wyszły z obiegu.Wspólny element: wiek.Mó-wiła to już na Lunie, gdy dotarliśmy na statek:  Czuję się stara.Zapadł w zadumę, starając się opanować swój lęk, który zaczął ustępowaćmiejsca przerażeniu.Ale ten glos w telefonie, pomyślał.Głos Runcitera.Co tooznaczało?Nie dostrzegł w tym wszystkim żadnego związku logicznego, żadnego sensu.Głos Runcitera w wideofonie nie pasował do żadnej teorii, jaką mógł zbudowaćczy wymyślić. Promieniowanie  stwierdził von Vogelsang. Znalazła się chyba jakiśczas temu w zasięgu silnego promieniowania radioaktywnego.Niezwykle silnego. Myślę, że umarła na skutek tego wybuchu  powiedział Joe. Eksplo-zji, która zabiła Runcitera. Cząsteczki kobaltu  myślał.Gorący pył, któryosiadł na niej i który wdychała.Ale skoro tak, to wszystkich nas czeka taka sa-ma śmierć: osiadł on przecież na wszystkich.Mam go w płucach, tak samo Ali wszyscy inercjałowie.W takim wypadku nic już nie można zrobić.Jest zbytpózno.Nie pomyśleliśmy o tym, uświadomił sobie.Nie przyszło nam do głowy,że ten wybuch miał charakter reakcji jądrowej. Nic dziwnego, że Hollis pozwolił nam odlecieć.A jednak.Tłumaczyłobyto śmierć Wendy i fakt wyschnięcia papierosów.Ale nie wyjaśniona pozostawałasprawa książki telefonicznej, monet i zepsutej śmietanki oraz kawy.Nie wiadomo również, skąd wziął się w słuchawce hotelowego wideofonu85 głos Runcitera.Hałaśliwy monolog, który umilkł, gdy słuchawkę podniósł vonVogelsang.Gdy próbował go usłyszeć ktoś oprócz mnie, uświadomił sobie Joe.Muszę wracać do Nowego Jorku, pomyślał.Spotkać się ze wszystkimi, którzybyli na Lunie, którzy byli przy wybuchu bomby.Musimy wspólnie to wszystkoprzemyśleć  to chyba jedyny sposób, żeby rozgryzć całą sprawę.Zanim wszy-scy kolejno umrzemy, tak samo jak Wendy.Albo w jeszcze gorszy sposób, o ileto jest w ogóle możliwe. Niech pan poleci dyrekcji hotelu, by przysłano mi polietylenową torbę zwrócił się do właściciela moratorium. Umieszczę w niej zwłoki i zabiorę jez sobą do Nowego Jorku. Czy to nie jest sprawa dla policji? Tak okropne morderstwo: należałobydać im znać. Niech pan tylko postara się o torbę  poprosił Joe. W porządku.To pańska pracownica  Właściciel moratorium ruszyłw głąb korytarza. Była nią kiedyś  powiedział Joe. Już nią nie jest.%7łe też ona musiała być pierwsza, pomyślał.Ale może to i lepiej.Wendy, my-ślał, biorę cię z sobą, zabieram cię do domu.Choć nie w taki sposób, jak sobie to zaplanował.Wszyscy pozostali inercjałowie siedzieli wokół masywnego stołu konferen-cyjnego z prawdziwego dębowego drzewa. Joe powinien lada chwila wrócić  gwałtownie przerwał zbiorowe mil-czenie Al Hammond.Spojrzał na zegarek, by się upewnić.Wydawało mu się, żezegarek się zatrzymał. Proponuję  powiedziała Pat  żebyśmy tymczasem obejrzeli w telewi-zji popołudniowy dziennik.Przekonamy się, czy Hollis podał komuś wiadomośćo śmierci Runcitera. Nic nie było na ten temat w dzisiejszej gazecie domowej  odezwała sięEdie Dorn. Dziennik telewizyjny podaje o wiele świeższe wiadomości  stwierdziłaPat.Wręczyła Alowi monetę pięćdziesięciocentową, z pomocą której można byłouruchomić telewizor stojący za kotarą w końcu sali konferencyjnej.Ten imponu-jący odbiornik typu 3-D, kolorowy i polifoniczny, był zawsze przedmiotem dumyRuncitera. Chce pan, żebym wrzucił ją do aparatu?  gorliwie spytał Sammy Mundo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl