[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zostaw! wyszarpnął w tejże chwili rękę. Samemu wstręt przed nią.Zwiędła i wyschła w szpon pokurczony i patrz! aż zły i ponury na wejrzenie w bezwładzieswoim, jak starość każda.Takie ręce młodego życia nie zratują, a rychło patrzeć, splotą jeludzie na obojętność wieczną, pozostawiającą młode życie w bezradności jego.A te wasze87 naprzód! czy wstecz! za jedno mi błędne koło będą wokół trumny mojej.%7ładna ręka tusię ku wam nie wyciągnie: sami z siebie wy dziś wszystko.sami.Taki jest wielki smutekwszystkiego, co było daremnie, co się nie nawiązało łańcuchem sił żywych.Rozgniotły się słowa dalsze w miękkim zacisku warg, wyciągającym w dziób usta stare.Zgrzybiałość ogromną dobyło wzburzenie z tej twarzy ptasiej, wystawiając jeszcze bardziejku górze ostry podbródek i zwierając ku niemu nos zakrzywiony pod niewyrazne czas jakiśbełkotanie i chrypliwe przydechy niedołęstwa.Oburącz odpędzał od siebie to zniemczenie:skronie ściskał, skrzepiął siebie. Nie patrz tak! z litowaniem.Nic to! Dzwon ja dziś usłyszałem, dzwon na czasy, któreidą, niepokój o dusz młodych sile zatargał aż do trzewi nikczemną resztką sił moich.I niepłacz mi!.Nie o tobie ja przecie.Nie o tobie.Lecz nagle, oderwawszy drżące dłonie od skroni, sięgnął oburącz do jej głowy i przygarnąłją z całych sił do piersi: Twoją głowę najmłodszą!88Zaszedł ich baron, już przyodziany w półszlafrok jakiś czy też kurtkę myśliwską.Na progusamym wykrzywił gołe usta w jamie baków, ofuknął starego dosyć twardo, czemu spać sięnie kładzie, i zadzwonił na służbę, by się nim zajęła.Ninę zdziwiła ta szorstkość po takimrespektowaniu sędziwca przy stole, a zdumiała jeszcze bardziej korna uległość starego.Baronhukał mu w uszy, złożywszy w tubę ręce obie. Przecież on nie jest już taki znów głuchy! pomyślała więc czemu oni z nim wszyscy w ten sposób?. A starzec zdał się rzeczywiściewraz i zahukanym, bo oto słuchając czujnie z białek wytrzeszczeniem zdał się słyszeć jeszczemniej niż zwykle. Aha! Aha! krzyczał w odpowiedzi przerazliwie głośno, potakiwał ca-łym ciałem i zbierał czym prędzej kije.Byłby powstał na nich z tym gniewnym impetemenergii, gdyby nie zjawienie się służącego, który pierwszym gestem pomocniczym zlekcewa-żył ten wysiłek.Jakoż staremu poplątały się wraz ruchy i zmieszany a ponury, opadł rychło wsobie: oddawał swe niedołęstwo już zupełnie biernie w ręce sługi.A gdy go podnoszono,mruczał coś pod nosem, na co ani baron, ani służący nie zwracali najmniejszej uwagi.To nagłe oniemienie, ogłuszenie starego i ducha w nim jakby przygaszenie twardą rękątrzezwej opieki wydało się Ninie czymś potwornym.Lecz oto baron patrzał spod oka na to wzburzenie jej pozostałe po rozmowie ze starym włzach zastygłych, w bladości twarzy i rąk drżeniu.Przez chwilę żuł gołymi wargi niepewność,w jakiej formie należy się zwrócić do niej.W obawie, czy się stary nie wygadał przed nią zczymś niepotrzebnym, uważał za konieczne wygłosić pouczenie małe, kwoli zasłonięciu isiebie od sądów starego. Muszę uprzedzić panią, że staruszek (baron zrobił dla młodej osoby to ustępstwo wzdrobnieniu) jest niezupełnie odpowiedzialny za swoje słowa.I nic dziwnego: w tym wie-ku! Więc czasem opowiada rzeczy zgoła nie istniejące oraz osądza sprawy i ludzi, którychrozumieć nie może.Dzisiaj zaś ma szczególnie pobudzoną imaginację tym wypowiedzeniemwojny.Również nic dziwnego: wspomnienia dawne!.Proszę mi darować, ale po całym paniwejrzeniu widzę, że on, posępny jak zawsze, musiał tu nadużyć pani wrażliwości.Nina zipnęła łzami.(Sprawiło to niemal automatyczne tchnienie kontrastu: tej trzezwościjasnej po omrokach starczego smutku.) Szlachetnej dorzucił wobec tego baron czym prędzej szlachetnej wrażliwości!.Zamłoda pani jest, aby móc wytrzymać na sobie to tchnienie otwartego grobu. Panie! Trudno, trzeba te pesymizmy nazywać po imieniu rzekł sucho. Zapewne: należy bar-dzo respektować wiek sędziwy, ale kto chce żyć. A my chcemy żyć! dorzucił po wytrzymanej pauzie z wykładnym gestem dłoni. Namtrzeba pogody, zaufania, wiary w siebie.Nam trzeba krzepić się nawzajem, a nie pognębiać wtakie ot rozprzężenia serdeczne.Niechże się pani opanuje.Ja panią w tym stanie nie mogęnawet samą tu zostawić, a żona już się ułożyła.Głowa ją boli rzucił kwaśnym nawiasem.Nam trzeba.Może pani wody podać?.Nam trzeba mocno stać.Bo zresztą nikt nam ręki niepoda. On mówił. Mówił sam? A widzi pani! O młodych mówił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]