[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pchnąłem jeszcze raz, dalej i dalej we flaki Sasa, i po raz drugiprzekręciłem grot w kształcie liścia, a Wulfger z Sarnaedów rozdziawił usta, kiedywpatrywał się mnie, i ujrzałem, że zgroza zagościła w jego oczach.Usiłował wznieśćtopór, ale straszliwy ból w brzuchu był mu wszystkim, a nogi zrobiły się miękkie jaklód topiony marcowym słońcem; zachwiał się.Powietrze stanęło mu w gardle i padłna kolana.Wypuściłem z rąk włócznię, cofnąłem się i dobyłem Hywelbane a.- To nasza ziemia, Wulfgerze z Sarnaedów! - rzekłem na tyle głośno, żesłyszeli mnie moi żołnierze.- I pozostanie nasza.- Zadałem jeden cios, ale na tylemocny, że ostrze rozorało kołtun na karku i werżnęło się w kręgosłup.Padł martwy, zabity w mgnieniu oka.Złapałem włócznię, wsparłem stopę na brzuchu Wulfgera i wyszarpnąłemoporny grot.Pochyliłem się i zerwałem wilczą czaszkę z hełmu.Uniosłem pożółkłekości w kierunku naszych nieprzyjaciół, a następnie cisnąłem je na ziemię irozdeptałem na kawałki.Rozpiąłem trupowi naszyjnik, odebrałem tarczę, topór i nóż ipomachałem tymi trofeami w kierunku Sarnaedów, którzy stali w głuchym milczeniu.Moi ludzie tańczyli i wyli z radości.Na końcu pochyliłem się i odpiąłem ciężkiebrązowe nagolenice, ozdobione wizerunkami mego boga, Mitry.Wyprostowałem się, dzierżąc łup.- Poślijcie dzieci na górę! - krzyknąłem ku Sasom.- Chodz i zabierz je! - odwrzasnął jeden z nich i szybkim ruchem poderżnąłdziecięce gardło.Pozostałych dwoje zaczęło krzyczeć, ale też je zabito i Sasi splunęlina małe trupy.Przez chwilę myślałem, że moi ludzie stracą nad sobą panowanie irzucą się ku przełęczy, lecz Issa i Niall zatrzymali ich na wale.Splunąłem na trupaWulfgera, szyderczym okrzykiem pożegnałem zdradzieckich wrogów i udałem się ztrofeami w górę wzgórza.Tarczę Wulfgera dałem jednemu z pospolitego ruszenia, nóż Niallowi, a topórIssie.- Nie używaj go w boju, ale możesz nim ścinać drwa - powiedziałem.Złoty naszyjnik zaniosłem Ceinwyn, lecz potrząsnęła przecząco głową.- Nie lubię złota z trupów - rzekła.Tuliła nasze córki i widziałem, żewcześniej płakała.Nie była kobietą zdradzającą uczucia.Jako dziecko nauczyła się,że może wzbudzić przychylność swojego straszliwego ojca, okazując dobry humor, ita maska wesołego usposobienia stała się jej drugą naturą, lecz teraz nie była w stanieukryć przygnębienia.- Mogłeś zginąć! - wykrzyknęła.Nie miałem niczego do powiedzenia, więc tylko przykucnąłem obok niej,zerwałem garść trawy i ścierałem krew z ostrza Hywelbane a.Ceinwyn uniosła brwi.- Zabili tamte dzieci?- Tak.- Kim one były?Wzruszyłem ramionami.- Kto wie? Po prostu dziećmi porwanymi w czasie najazdu.Westchnęła i pogładziła jasne włosy Morwenny.- Musiałeś walczyć?- Wolałabyś, żebym posłał Issę?- Nie - przyznała.- W takim razie tak, musiałem walczyć - rzekłem, chociaż po prawdziepojedynek sprawił mi przyjemność.Tylko głupiec pragnie wojny, ale kiedy jużwybuchnie, nie można prowadzić jej bez entuzjazmu.Nie da się jej nawet prowadzićz żalem.Musi jej towarzyszyć dzika uciecha zrodzona z pognębienia wroga i ta dzikauciecha sprawia, że największe pieśni naszych bardów opiewają miłość i wojnę.My,wojowie, ubieramy się do boju, jakbyśmy stroili się do miłości; przybieramy siękrzykliwie, nakładamy na się złoto, umieszczamy grzebienie z piór na srebrnychhełmach, stąpamy, pyszniąc się jak pawie, przechwalamy się i kiedy śmiercionośneostrza są coraz bliżej, czujemy się tak, jakby krew bogów napływała w nasze żyły.Mężczyzna winien kochać pokój, lecz jeśli nie potrafi walczyć całym sercem, wtedynie zakosztuje pokoju.- Co byśmy zrobili, gdybyś zginął? - spytała Ceinwyn, przypatrując mi się,kiedy przypinałem świetne nagolenice Wulfgera.- Spaliłabyś moje ciało, miłości moja - rzekłem.- Posłałabyś moją duszę naspotkanie z Dian.- Ucałowałem ją, po czym zaniosłem złoty naszyjnik Ginewrze,która była zachwycona podarkiem.Wraz z wolnością straciła wszystkie klejnoty ichociaż nie miała upodobania do ciężkiej ręki saskich złotników, włożyła naszyjnik.- Podobała mi się walka - rzekła, wyrównując na sobie złote płytki.- Chcę,żebyś nauczył mnie trochę saskiego, Derflu.- Oczywiście.- Przekleństw.Chcę dać im w kość.- Roześmiała się.- Ordynarnychprzekleństw, Derflu, najbardziej ordynarnych, jakie znasz.I zapowiadało się, że Ginewra będzie miała aż nadto okazji do obrzucaniaSasów przekleństwami, do doliny przybywali bowiem następni włócznicy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]