[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od samego rana zresztą byliśmy w pogotowiu.Nie było mowy o drzemce.Niemal bezwiednie przesunąłem palec na bezpiecznik granatnika 203.Dzwonek zadźwięczał tuż nad nami.Spojrzałem w górę i na krawędzi wąwozu zobaczyłem rogaty łeb.Czułem, jak z wrażenia zaciskają mi się szczęki.Leżeliśmy bez ruchu, tylko oczy pilnie śledziły sytuację.Na skale pojawiło się więcej kóz.Ale gdzie był pasterz?I nagle wyłoniła się głowa.Znieruchomiała, a po chwili przesunęła się bliżej krawędzi wąwozu.Widziałem smagłe, chłopięce rysy.Na szczęście chłopak patrzył w drugą stronę.Przesuwał się jednak na skraj wąwozu, bo nad krawędzią pokazały się ramiona i tors.Chłopak zatrzymał się metr od krawędzi.Kiwał głową, pokrzykiwał na kozy i pędził je długim kijem.W cichości ducha ostrzegałem go, aby nie patrzył w dół.Nic mu się nie stanie, jeśli tylko nie spojrzy w naszą stronę.„Proszę cię, zaklinam, nie patrz na nas.”Głowa odwróciła się w moją stronę.„Spieprzaj, bo.” — krzyknąłem w myślach.Nie usłuchał, spojrzał w dół.„Ty gówniarzu”.Patrzył prosto na mnie.Nigdy w niczyim wzroku nie widziałem takiego zaskoczenia.Stał, jakby wrósł w ziemię, a ja gorączkowo zastanawiałem się, co zrobić.Zabić? Strzał może zaalarmować żołnierzy, a poza tym nie chciałbym do końca swoich dni żyć w poczuciu, że jestem mordercą.Co by było, gdyby irackie komando wylądowało w Anglii, a na drodze znalazła się moja Katie?Chłopak zaczął uciekać.Rzuciłem się za nim.Poderwał się Mark i Vince.Myśleliśmy tylko o tym, żeby go dopaść.Później zastanowimy się, co z nim zrobić.Pewnie go spętamy i zaczniemy karmić czekoladą, żeby słowem nie mógł pisnąć.Pościg miał jednak niewiele szans.Nie mogliśmy wyskoczyć na pustynię, bo zobaczą nas żołnierze z pobliskiej baterii.Chłopak tymczasem miał nad nami sporą przewagę.Biegł co sił w nogach prosto w stronę dział i krzyczał wniebogłosy, jak opętany.Nic jeszcze nie było przesądzone.Nie można wykluczyć, że chłopak nie podniesie alarmu, że nikomu nic nie powie, bojąc się konsekwencji, bo być może nie powinien włóczyć się w pobliżu baterii.Nie zaalarmuje żołnierzy tylko popędzi do domu i dopiero tam zwierzy się rodzicom lub kolegom.Możliwe są różne warianty, ale ja — jako dowódca — musiałem liczyć się z najgorszym, czyli z tym, że po prostu opowie o wszystkim, gdy tylko dobiegnie do baterii.Jeśli tak, to pojawiało się kolejne pytanie: Czy, o ile mu uwierzą, zaraz zaczną przeczesywać teren, czy też najpierw zażądają posiłków? Jeśli nie zaczną nas szukać przed zmierzchem i jeśli przed zachodem słońca nie dojdzie do wymiany ognia, wtedy będziemy mieć szansę wyrwania się z matni pod osłoną ciemności.Urządziliśmy kryjówkę w wyschniętym korycie rzeki, bo rzeczywiście to miejsce dawało dość skuteczną osłonę.Trzeba było naprawdę niezwykłego trafu, aby ktoś niepożądany stanął na krawędzi wąwozu, a tylko stamtąd można nas było zobaczyć.Pod innymi względami wąwóz był fatalnym miejscem, wręcz pułapką, z której nie było wyjścia.Powodzenie naszej misji zależało od tego, że nie zostaniemy odkryci.Tymczasem w mgnieniu oka sytuacja się odwróciła.Było oczywiste, że zaraz zacznie się polowanie z naganką, a celem będziemy my.A jednak nie poderwaliśmy się na nogi i nie rzuciliśmy do ucieczki.W każdej sytuacji warto poświęcić parę chwil na to, by wszystko ogarnąć i jak najlepiej przygotować się do dalszych wydarzeń.Przede wszystkim trzeba było się posilić.Zjedliśmy tyle czekolady, ile się dało, popiliśmy wodą, na wszelki wypadek, bo nie wiadomo, kiedy będziemy mogli coś zjeść.Potem sprawdziliśmy oporządzenie: mapy, zapasowe magazynki do automatów i w ogóle wszystko.Sprawdzać wszystko to — pamiętacie — podstawowa zasada.Na polecenie Vince’a, Stan z Bobem poszli zastąpić dwójkę wartowników, aby ci ostatni też mogli się oporządzić.Każdy robił to, co do niego należało.Vince wyciągnął kanister z wodą i wszyscy uzupełniliśmy zawartość manierek.Jeśli dojdzie do starcia, to kanistry i dodatkowy sprzęt trzeba będzie zostawić.Zabieramy tylko to, co mamy na sobie, bo jeśli nawet nie dojdzie do starcia, to czeka nas długi marsz.I znów sprawdziliśmy, czy wszystko jest zapięte i zabezpieczone, czy nic nie wypadnie, gdy zaczniemy biec, czy magazynki mocno tkwią w gniazdach i czy broń gotowa do strzału.Przygotowaliśmy sześć-dziesiątkiszóstki, aby w każdej chwili nadawały się do użycia.Upewniliśmy się, czy zapasowe magazynki tkwią w pochwach na piersiach we właściwy sposób.Jeśli włoży się magazynek do kabury nie tak jak należy, traci się cenne sekundy przy wymianie pustego na pełny.Są tacy, co owijają je taśmą klejącą, aby ułatwić sobie wyciąganie ich z ładownicy.Ja mam jeszcze inną zasadę; gdy wystrzelam cały magazynek, to wciskam go po prostu za pazuchę.Załadowuję go później, gdy zdarzy się okazja.Wszystkie te przygotowania trwały kilka minut, ale — jak powia­dam — lepiej wszystko dokładnie skontrolować, niż lecieć na złamanie karku.A zresztą przeciwnik i tak wiedział, gdzie jesteśmy.Jeśli ruszy w naszą stronę, chłopcy na straży dadzą znać.Nogas zajął się radiem.Powyciągał anteny, których wcześniej nie używaliśmy w obawie, że nas namierzą.Teraz, gdy odkryto naszą obecność, to nie miało znaczenia.Jeśli uda nam się nawiązać łączność, zażądamy, aby przysłano samoloty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl