[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uśmiechaj się, ściskaj dło­nie, za to ci płacą.My zaś mamy własną hierarchię.Nawi­gator podlega szefowi GRU, szef GRU podlega szefowiSztabu Generalnego, szef Sztabu podlega KC.Ambasado­rowie, prezydenci - to tylko kamuflaż.Do diabła! Skoro prezes, choćby nawet lipny, znika raptem jak kamfora i zaledwie pół dnia go wspominają, to czy kto w ogóle zauważy, jeżeli ja pewnego dnia za­padnę się pod ziemię?yciągnąłem pod stołem zmęczone nogi.Jest mi do­brze.Tak tu cicho i przytulnie.Żeby tylko nie zasnąć.Jestem zmordowany.Cicha melodia.Siwy pianista, nie­wątpliwie dobry muzyk, też znużony, jak ja.Przymknął oczy, jego długie, zwinne palce tańczą po klawiszach fortepianu.Mógłby grać w najlepszej wiedeńskiej orkie­strze, a produkuje się w wiedeńskiej kawiarni „Schwar-zenberg".Czy znacie kawiarnię „Schwarzenberg"? Szczerze pole­cam.Jeżeli macie ciężką, wyczerpującą pracę, zmęczone nogi i napięte nerwy - idźcie do „Schwarzenberga", za­mówcie małą kawę i usiądźcie w kąciku.Można, oczywi­ście, usadowić się na zewnątrz, przy małym białym sto­liku.Podczas upałów wiedeńczycy siadają na świeżym powietrzu.Przyjemnie, ale to nie dla mnie.Ktoś mógłby mnie obserwować z oddali.Zawsze wchodzę do środka, skręcam w prawo i zajmuję miejsce w rogu, przy wiel­kim oknie, zasłoniętym przezroczystymi białymi firanka­mi.Ze swojego kąta widzę każdego, kto wchodzi na salę.Czasem zerkam na zewnątrz, na Schwarzenbergplatz.Dziś chyba nikt mnie nie śledzi.Dobrze mi samemu w tym przytulnym miejscu.Lustra w secesyjnych ramach.Abstrakcyjne obrazy.Puszyste dy­wany.Dębowa boazeria.Cicha melodia.Aromat kawy po­budza i uspokaja zarazem.Gdybym miał własny pałacyk, zamówiłbym sobie takie właśnie ściany, na nich rozwiesił­bym te dekadenckie lustra i obrazy, kazałbym postawić fortepian, zaprosiłbym tego staruszka pianistę, a sam sie­działbym nad filiżanką kawy z wyciągniętymi nogami i po­liczkiem opartym na ręce.Mam wrażenie, że gdzieś już tę melodię słyszałem.Wydaje mi się, że widziałem już te obrazy na dębowych ścianach i te malutkie stoliki.Oczy­wiście, że widziałem.Naturalnie, pamiętam te łagodny aromat i czarującą melodię.Tak, wszystko to już widzia­łem.Dawno, kilka lat temu.Było wielkie, piękne miasto, cichy plac z tramwajowy­mi szynami, duże okna kawiarni.Na placu, tuż koło kawiarni i białych stolików stały trzy brudne, zdrożone czołgi z szerokimi białymi pasami[10].Stały w ciszy.Było upalne lato.Wielkie okna kawiarni otwarto na oścież i piękna muzyka spokojnie, jak leśny strumyk, sączyła się na zewnątrz.Nie wiedzieć czemu zupełnie wyraźnie wyobraziłem sobie trzy błotem oblepione czołgi z biały­mi pasami na Schwarzenbergplatz.Czołg ma osobliwy zapach.Nie sposób go pomylić z żadnym innym.Lubicie zapach czołgu? Ja przepa­dam.Zapach czołgu kojarzy się z metalem, superpo-tężnymł silnikami, polnymi drogami, z lasami i świeżą trawą, z przestrzenią i mocą; upaja, jak zapach wina i krwi.Ten zapach nagle odurza mnie w cichej wiedeń­skiej kawiarence.Majaczą mi się tysiące zabłoconych czołgów na ulicach Wiednia.Kipi miasto ogarnięte strachem, a na ulicach dudnią nieskończone kolumny czołgów.Z wąskich uliczek, zza zakrętów wyłaniają się wciąż nowe i nowe pancerne di­nozaury.Przy zmianie biegów bryzgają czarnym dymem i płatami sadzy.Zgrzyt i łoskot.Iskry spod gąsienic.Czarne osmolone twarze żołnierzy.Czołgi na mostach, przed dworcem, przed wspaniałymi pałacami, na szero­kich bulwarach i w wąskich uliczkach.Wszędzie czołgi.Starzec z rozwianą białą brodą krzyczy coś i wymachuje pięścią.Kto go usłyszy? Nie przekrzyczy ryku dieslo-wskich silników.Za późno, staruszku.Kiedy po chodni­kach walą podkute buty, kiedy wokoło słychać zgrzyt i łomot niezliczonych czołgów - za późno na krzyk.Trze­ba strzelać albo milczeć.Miasto wre.Miasto spowite dymem.Gdzieś strzelają.Gdzieś krzyczą.Swąd spalonej gumy.Zapach kawy.Zapach krwi.Zapach czołgów.Chyba zwariowałem.A może to nie ja, to świat osza­lał.Szaleńcami są ci, co na swoich brudnych czołgach wdzierają się do pięknych spokojnych miast; szaleńca­mi są ci, co wiedzą, że wcześniej czy później te czołgi wtargną na Schwarzenbergplatz i nic nie robią, aby te­mu zapobiec.Do diabła, a co ze mną? Gdzie jest mo­je miejsce? Byłem już wyzwolicielem.Nigdy więcej.Co robić? Uciec?! Będę żył w tym zadziwiającym świecie naiwnych i beztroskich ludzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl