[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Srebrne włosy zaczesywał prosto do góry.Na nosie miał grube okulary w rogowej oprawie, przypominające Martinowi parę odbiorników telewizyjnych z lat pięćdziesiątych, ustawionych jeden obok drugiego i pokazujących jako obraz kontrolny jedno szare oko.Ojciec Lucas ruszył naprzód i ścisnął dłoń Martina.– Pan Capelli mówił mi, że ma pan jakieś kłopoty, panie Williams.– Rozejrzał się wokół i ciągnął dalej: – Pozwoli pan, że usiądę.Próbowałem pokazać mojej drużynie, jak należy wykonywać rzut rożny i chyba nieco mnie poniosło.Przykuśtykał do kanapy, na której nadal siedział Boofuls i oglądał Ulicę Sezamkową.– Witaj, młodzieńcze – powiedział radośnie i zmierzwił włosy chłopca.– Nie masz nic przeciw temu, że zaparkuję obok ciebie?Nie podnosząc nawet wzroku, Boofuls odpowiedział:– Owszem, mam wiele przeciw temu.I proszę nie dotykać więcej moich włosów.Nie wolno panu.Ojciec Lucas spojrzał na niego oszołomiony.Zawsze szczycił się, że „diablo dobrze” radzi sobie z dziećmi, a zwłaszcza małymi chłopcami.– Hej! Ty! – warknął pan Capelli.– Smarkaczu! Rozmawiasz tu z księdzem! Ze świętym ojcem!Boofuls niechętnie oderwał wzrok od Kermita Żaby i zmierzył ojca Lucasa spojrzeniem od stóp do głów.– Jestem ojciec Lucas – powiedział ksiądz.– A ty?Przez moment – tak szybko, jakby ktoś przewrócił gumową rękawicę na lewą stronę, po czym odwinął ją z powrotem przez twarz Boofulsa przemknął wyraz, który sprawił, że Martin zadrżał.Widywał już wrogość na twarzach dzieci, ale jeszcze nigdy nie spotkał się z czymś podobnym do stężonego jadu, który zniekształcił oblicze Boofulsa.W tej chwili prawie nie przypominał dziecka, raczej złośliwego karła.Wrogość jednak zniknęła równie szybko, jak się pojawiła, i Boofuls był ponownie uroczy i roześmiany – do tego stopnia anielski, że ojciec Lucas odpowiedział mu uśmiechem.– No, no, i kto tu zadziera nosa?Mimo to jednak cofnął się i usiadł za biurkiem Martina, skinąwszy Boofulsowi głową, jakby się go obawiał.– To lustro – oznajmił pan Capelli, przenosząc wzrok z Boofulsa na ojca Lucasa i z powrotem.– Słucham? Co – lustro? – spytał ojciec Lucas.Obrócił się razem z krzesłem i ujrzał swoje odbicie na ścianie.– Tak, lustro.Jest bardzo piękne, nieprawdaż?– Ono zabrało mojego wnuka.– Ono.? – Ojciec Lucas uniósł swe okulary, niezupełnie pewien, co pan Capelli chciał przez to powiedzieć.– Zabrało mojego wnuka, porwało go.On jest teraz tam, w środku.Ojciec Lucas zerknął na Martina, aby upewnić się, że z panem Capelli wszystko w porządku i że nie cierpi on na jakieś chwilowe zaburzenia mózgowe.Ten upał, wie pan.Może męska menopauza.Mężczyźni w tym wieku czasami zachowują się dość dziwnie.Martin jednak skinął głową, zapewniając go, że to prawda.– Ani przez chwilę nie spodziewaliśmy się, że będzie łatwo panu w to uwierzyć – zwrócił się do księdza.– Ale to z całą pewnością nie jest jedno z tych zwyczajnych domowych czy ogrodowych luster.To jakby brama do innego świata.– Innego świata? – spytał ojciec Lucas.Wyglądał na jeszcze bardziej zbitego z pantałyku.– Tam jest w dalszym ciągu Hollywood – poinformował go Martin.– Ale to Hollywood Na Odwrót.A odbicia, które widzimy w tym lustrze, nie zawsze odpowiadają oryginałom z prawdziwego świata.Czy czytał pan kiedyś Alicję po Drugiej Stronie Lustra?– Tak, oczywiście – odparł ksiądz, nadal zmieszany.– No to ma pan pewne pojęcie, co się u nas dzieje.Pamięta pan, jak w Alicji lustrzany świat zmienił się nie do poznania w momencie, kiedy Alicja wyszła poza granice odbitego obrazu? Wydaje mi się, że z tym lustrem jest podobnie.Kiedy przejdzie się przez drzwi stołowego pokoju, cały świat staje na głowie.Nie patrząc na Boofulsa, Martin dodał:– Jestem absolutnie pewien, że wewnątrz tego lustra ludzie mogą przeżyć po śmierci.To fakt.– Jest pan tego absolutnie pewien? Martin przytaknął.W pokoju zapadła długa, pełna zakłopotania cisza.Boofuls nadal oglądał Ulicę Sezamkową, na pozór zupełnie nie interesując się obecnością ojca Lucasa.On sam siedział na krześle, ze swym podwójnym podbródkiem wciśniętym w księżą koloratkę, wbijając oczy w podłogę i marszcząc czoło niczym chiński bożek.Starał się wymyślić jakąś sensowną odpowiedź.Znał pana Capelli od wielu lat i nigdy jeszcze nie doświadczył w jego zachowaniu ani cienia nieszczerości.Był pompatyczny, zgoda, czasami drażliwy, lecz nigdy nie kłamał ani nie robił głupich dowcipów.Ojciec Lucas po raz pierwszy spotkał Martina, ten jednak z pewnością nie sprawiał wrażenia szaleńca ani ekscentryka, ani też złośliwego kawalarza.– Musicie mi wybaczyć – powiedział.– Wcale nie jestem pewien, czy rozumiem, o co wam chodzi, a gdybym nawet rozumiał, o co prosicie, nie jestem pewien, czemu prosicie o to akurat mnie.Wstał i podszedł do lustra.– Próbujecie mi powiedzieć, że ludzie mogą wchodzić i wychodzić z tego lustra?– Czasami.Nie zawsze – odparł Martin.Ojciec Lucas postukał w szkło wierzchem dłoni.– Wydaje się zupełnie twarde.Co jest za nim?– Ściana szczytowa.Tył domu.Ksiądz chuchnął na powierzchnię zwierciadła, po czym przetarł je mankietem.– I twierdzi pan, że gdyby można było dostać się w głąb tego lustra.to za drzwiami pańskiego pokoju świat jest zupełnie inny od naszego?Pan Capelli wtrącił się do rozmowy.– Widzieliśmy tam piłkę, tak? Dziecinną piłeczkę.Tutaj była biało-niebieska, a tam leżała piłka tenisowa.Głośno przełknął ślinę, po czym dodał:– Widziałem tam Emilia, moje własne ciało i krew, ale tutaj był to.– Jego ręka uniosła się, wskazując Boofulsa, i natychmiast opadła, bezwładnie zwieszając się wzdłuż jego boku.– Tutaj to był ten chłopiec.– Właśnie ten? – spytał z niedowierzaniem ojciec Lucas.Pan Capelli z zakłopotaniem otarł spocone dłonie o spodnie.Ojciec Lucas ponownie podszedł do Boofulsa i przykucnął obok niego, przyglądając mu się przez swe przypominające telewizorki okulary.Wyglądał jak lekarz, do którego przyprowadzono chłopca z podejrzeniem świnki.Boofuls zignorował go kompletnie i nadal oglądał telewizję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]